Widzę skuloną kobietę, ze wzrokiem wbitym w ziemię, która niepewnie porusza się po własnym mieszkaniu nie chcąc zdenerwować męża tyrana.
Może jeszcze miała przez chwilę nadzieję, może z nowym rokiem postanowiła, że zmieni swoje życie, że wycofa się z piekła, w którym żyje, może uwierzyła choć odrobinę, że ktoś jej pomoże, że otrzyma wsparcie. Tymczasem dostała w pysk tym razem nie od męża, ale ze strony tych, którzy powinni jej bronić, którzy powinni piętnować patologię przemocy. Premier Morawiecki mówi otwarcie, że w jego przekonaniu do przemocy dochodzi w nieformalnych związkach, że w małżeństwie opartym na tradycji chrześcijańskiej takie sytuacje nie mają miejsca, a jeśli już to zdarzają się bardzo rzadko.
Cóż, kiedy ona stała przed ołtarzem i w obecności gości i Boga przysięgała, że na dobre i złe, tyle, że wtedy nie rozumiała, co to złe znaczy. Bo co złego mogłoby ją spotkać ze strony mężczyzny naprzeciw którego stała, który patrzyła na nią z miłością i czułością? Jak mogła przypuszczać, że on zgotuje jej na ziemi piekło?
Panie Premierze rozmawiałam z niejedną kobietą, która doświadczyła przemocy ze strony mężczyzny, z którym żyła, którego kochała i proszę uwierzyć, że 98% ofiar było w związkach formalnie, także przez Kościół katolicki, usankcjonowanych. Tak, wiem, zaraz usłyszę, że co innego brać ślub kościelny, a co innego być wierzącym katolikiem, który co niedzielę jest w kościele. Tymczasem jestem przekonana, że istnieje cała masa takich katolików, którzy podnoszą rękę na swoją żonę, tak jak jest wielu biznesmenów, którzy się nad nimi znęcają psychicznie, tak jak są faceci stosujący przemoc ekonomiczną wobec swoich żon. Wiara nie ma tu znaczenia. Czy on wierzy, czy nie, czy chodzi do kościoła czy nie chodzi. Czy się z tego spowiada. Wątpię, żeby za grzech uważał rąbnięcie swojej żony od czasu do czasu i potraktowania jej niewybrednymi wyzwiskami, w stylu „Ty ku*wo beze mnie zdechniesz”. Bo gdyby tak uważał, to nigdy, przenigdy by tego nie zrobił. I tu nie ma znaczenia, czy żyje zgodnie z wartościami chrześcijańskimi czy z tymi wpojonymi przez rodziców, którzy nauczyli go szanować drugiego człowieka i traktować innych tak, jak sam chciałby być traktowany.
W Polsce przemocy domowej doświadcza co roku około 800 tysięcy kobiet. Panie Premierze są wśród nich kobiety wykształcone, jest dyrektor przedszkola, szkoły, jest szefowa jednego z działów dużej korporacji, jest ta, która prowadzi własny biznes. Są matki, którym mężowie uniemożliwiają powrót do pracy, są te, które wraz ze swoimi mężami prowadzą biznes. Wśród mężczyzn, którzy za niegospodarność, nieposłuszeństwo, brak wdzięczności biją swoje kobiety – są lekarze, nauczyciele, pracownicy korporacji, posłowie i senatorzy. Także oni, a nie tylko ci, co wchodzą do sklepu po pięć browarów i śmierdzą z daleka tanimi papierosami.
Znam kobietę – ślub kościelny, było cudownie, pięknie, nic nie wróżyło nadchodzącego koszmaru. Mąż pobił ją po raz pierwszy, gdy ich wspólne dziecko – noworodek – płakało w nocy, a ona nie mogła go uspokoić. Znam tę, którą mąż pobił i zgwałcił miesiąc po ślubie. Znam też taką, której mąż – nie konkubent, nie partner, nie narzeczony, połamał żebra rzucając nią o kaloryfer. Znam też historię kobiety, którą ratował nastoletni syn, gdy jego ojciec kopał jego matkę po głowie. Znam małżeństwo, w którym on wlewał jej do butelki po szamponie żrące płyny…
To nie są jakieś wyjątkowe sytuacje, to nie są jakieś jednorazowe zdarzenia. To się dzieje tu i teraz. Na dworcu tuż po Bożym Narodzeniu wzywałam policję słysząc, jak ogromny mężczyzna wyzywa swoją kobietę, wyzywa tak, że nie da się tego nawet słuchać z boku. Nikt nie reaguje, wszyscy przechodzą, bo jeśli tylko ktoś próbował mu zwrócić uwagę, ten rzucał się z pięściami.
Za chwilę usłyszymy, że to kobiety są sobie winne za to, że doświadczają przemocy, bo nie biorą ślubu, a nawet jak wezmą, to są głupie, że wcześniej nie zobaczyły psychopatycznych zapędów swojego męża. I skoro same się pakują w takie związki, to niech same sobie radzą. Przecież w głupotę kobiet rząd się mieszać się nie będzie, ba uzna nawet, i tak na dzisiaj słabo działające, prawo ochrony ofiar przemocy za nieistotne. A wtedy już nie będzie mieć skrupułów przed wykręceniem się z konwencji antyprzemocowej.
Polecam Premierowi i tym mającym podobne poglądy, wizytę w domu kobiet, które uciekły przed mężem tyranem, które tam szukają schronienia i bezpieczeństwa. Proszę spędzić tam jeden dzień i wysłuchać tych historii z ich najbardziej drastycznymi momentami.
Nadal kompletnie niezrozumiała pozostaje dla mnie umniejszanie problemu. Przemoc domowa w Polsce istnieje, co tydzień w jej wyniku giną trzy kobiety. Ile nie zgłasza, że są katowane, ile nie zdaje sobie sprawy, że mąż znęca się nad nimi psychicznie, ile popełnia z tego powodu samobójstwo, choruje na ciężką depresję? Dlaczego nieustannie próbuję się to zignorować, udawać, że problemu nie ma, szukać tłumaczeń, usprawiedliwień, w imię czego? Własnych światopoglądów, wartości? W imię ochrony kolegów, którzy biją swoje żony, ale każdy na to przymyka oko?
Widzę tę kobietę skuloną, ze wzrokiem wbitym w podłogę. Kobietę, która drży na dźwięk otwieranych drzwi, kobietę która nie wie, jak zakończy się dzisiaj jej dzień. Kobietę, która wyszła za mąż wierząc, że u boku właśnie tego mężczyzny spędzi szczęśliwe życie, a on okazał się katem.