Go to content

Nie chwal mnie za to, że jestem tatą, który wstaje w nocy do swojego dziecka. To jest właśnie partnerstwo, kochanie

Fot. iStock/AlenaPaulus

Czy tata, który zajmuje się dziećmi, to naprawdę godny pochwały „wyjątek?” Przeczytajcie list ojca, który po pewnej, trudnej i nieprzespanej nocy doznał prawdziwego olśnienia…

Zbudowałem sobie pomnik, pękałem z dumy z  tego powodu, że zrobiłem coś tak prostego, jak pomoc mojej żonie przy naszym dziecku.

Pewnego ranka rozmawiałem z nią o długiej nocy, którą właśnie mieliśmy za sobą: oboje wstawaliśmy kilkanaście razy do naszego małego dziecka. Gryząc kanapkę powiedziałem do mojej żony: „Przynajmniej się nią zajmowałem. Wielu facetów tego nie robi. Powinnaś być mi wdzięczna.” Byłem zmęczony. I powiedziałem jej, że powinna być naprawdę szczęśliwa z tego powodu, że mnie ma. Jakby to, że wstałem w nocy do dziecka było czymś dodatkowym, ponad standardowe obowiązki ojca.

Było tuż po 7 rano. Mel zastygła na chwilę, odchyliła się do tyłu na krześle, nasza córka spała na jej kolanach. Oczy mojej żony były trochę zaczerwienione, a brązowe włosy zebrane w luźny kucyk. Przytuliła dziecko do siebie, widziałem, że uderzyło ją to, co powiedziałem. Spodziewałem się jednak, że się ze mną zgodzi.

Czasami rozmawialiśmy o ojcach, którzy nie wstają w nocy do swoich dzieci. O tych, którzy uważają to za obowiązek matki. Ale tym razem, moja żona nie wspomniała o nich ani słowem. Zamiast tego skrzyżowała nogi, spojrzał mi w oczy i powiedziała: „Chciałabym, żebyś tak nie mówił.”

W owym czasie, Mel była prawie w pełnym wymiarze czasu studentką, matką trójki dzieci, i wolontariuszką ich szkoły (wymóg szkoły naszych dzieci). Godzinami siedziała przy naszym kuchennym stole, zgarbiona nad klawiaturą i podręcznikami  z prawa, a co najmniej jedno dziecko szarpało ją za nogawkę.

I pomimo jej obowiązków związanych ze studiami, często mówiła o tym, jaką czuje presję i jak jej zależy na tym, żeby zachować czystość w  domu – nie wspominając o zabieraniu dzieci do lekarza, przygotowywania posiłków, odwożeniu dzieci na zajęcia sportowe i inne zajęcia pozalekcyjne, o wychowywaniu, dbaniu o to, by maluchy były  czyste i zdrowe, a także pilnowaniu, by umiały się zachować w miejscach publicznych.

Naturalnie, w tamtej chwili, nie myślałem o tym wszystkim w taki właśnie sposób. To, co powiedziałem był moim sposobem, żeby zaakcentować  mój wkład w nasze małżeństwo. Często łapałem się na tym, że uważam się za naprawdę wyśmienitego męża.  Przecież, jeśli jestem w domu, sprzątam. Wstaję w nocy do dzieci i robię wiele innych rzeczy, które sprawiają, że  nasze małżeństwo jest partnerskie. Ale z jakiegoś powodu czułem, że powinienem zwrócić szczególną uwagę na to, że robię rzeczy, które przez lata były postrzegane jako obowiązki matki.

Byłem już ubrany do wyjścia,  a w prawej ręce trzymałej fioletową torebkę z moim lunchem. Zatrzymałemm się na chwilę, zrobiłem krok do tyłu, i spytałem Mel: „Dlaczego? Przecież to prawda. Robię wiele rzeczy, których inni ojcowie nie robią. Jestem dobrym facetem.”

Mel stała teraz, trzymając dziecko w ramionach. Nasze starsze dzieci jeszcze spały, więc mówiliśmy szeptem.

Na chwilę usiedliśmy z powrotem. Żona opowiedziała mi, jak docenia wszystko, co robię aby pomóc jej w domu, ale przyznałą, że zawsze drażnił ją fakt, że robię z tego „coś wielkiego”, podczas gdy w rzeczywistości to są moje obowiązki .

Moja odruchową reakcją było oczywiście wkurzenie. Chciałem dać jej listę innych, znajomych ojców z rodziny i kręgów naszych przyjaciół, którzy nadal tkwią w przestarzałych pojęciach podziału domowych obowiązków na „męskie i żeńskie”. Miałem już otworzyć usta, ale zatrzymałem się na chwilę, pomyślałem o moich uczuciach, i zrozumiałem, że lepiej nie mówić nic, niż powiedzieć coś, czego nie powinienem.

Więc wyszedłem do pracy bez słowa i pojechałem zły.

Miałem 20 minut jazdy przed sobą i myślałem o tym, kiedy ostatni raz umyłem naczynia. Wtedy doznałem olśnienia.  Założyłem, że powinienem dostać za to zmywanie pochwałę, lub nagrodę, ale po raz pierwszy zadałem sobie pytanie: Dlaczego? Przecież ja też tam jadłem. Potem pomyślałem o odkurzaniu dywanu i o praniu i nagle poczułem się jak palant.

Takie pojmowanie naszych ról, że Mel jest jedyną, naprawdę odpowiedzialną osobą za opiekę nad dziećmi i domem, było tak głęboko zakorzenione w moim rozumieniu słowa „rodzina „, że byłem dumny z czegoś tak  prostego jak pomoc żonie przy naszym dziecku.

 Zadzwoniłem do Mel z pracy, i powiedział jej, że jest mi przykro.

„Masz rację,” powiedziałem. „Tu chodzi o partnerstwo, i nie powinienem zachowywać się jakbym robił niesamowite rzeczy, bo wstałem w nocy do dziecka. Postaram się przestać to robić.”

Mel było przez chwilę była cicho.  A potem powiedziała tylko: „Dziękuję”.


Na podstawie: yourtango.com