“Gdy emocje już opadną, jak po wielkiej bitwie kurz…”. Zawsze wychodziłam z założenia, że o sprawach ważnych, które wywołują wiele emocji, trzeba rozmawiać bez nich. Czasami nawet odłożyć palący temat na chwilę, by móc przyjrzeć się z boku.
Od dawna w naszym kraju ulegamy emocjom, czytamy z rozpalonymi polikami nagłówki artykułów i dajemy się ponieść językowi na tu i teraz, krzykliwemu, agresywnemu, często pogardliwemu. Zastanawiam się, czy to pokłosie tego, że nie uczono nas (i nadal się tego nie robi) samodzielnego myślenia, wyciągania wniosków, umacniania się w naszych, a nie czyichś poglądach. A gdyby nawet, to przecież powtarzano nam: pamiętaj, szanuj drugiego człowieka. Mój tata dodawał: jak nie będziesz szanować siebie, nikt nie będzie ciebie szanował.
Nie chcę dyskutować o słuszności protestów, o języku, o polityce i Kościele, który nie ma co ukrywać oddziałuje na nasz rząd z ogromną siłą. Chcę wam opowiedzieć historię Agaty, Olgi i Magdy.
Agata
Agata długo starała się o dziecko. Kilka lat badań, uciążliwego leczenia, które sprawia, że kobieta staje się karuzelą, na której krzesełkach zasiadają hormony bawiąc się przy tym znakomicie. Tylko one. Bo Agata była kłębkiem nerwów. Mówiono jej wokół: wyluzuj, stresując się, nie zajdziesz w ciążę. A ona miała ochotę drapać i krzyczeć, że oni gówno wiedzą, przez co przechodzi.
Dla jej małżeństwa to też nie była łatwa próba. Aż w końcu, wtedy, kiedy najmniej się tego spodziewała, test ciążowy pokazał dwie kreski. Radość mieszała się z ogromnym strachem, bo co jak coś pójdzie nie tak. Co, jak dziecko okaże się chore po tych latach leczenia… Każda wizyta u lekarza była dla niej prawdziwą torturą. Oczywiście, że próbowała sobie tłumaczyć, że nie ma się czym martwić, że przecież czuje się świetnie i w końcu, że nie ma do końca wpływu na to, jeśli dziecko nie będzie rozwijać się prawidłowo.
Badania prenatalne… Czuła, że coś jest nie tak. Coś z serduszkiem. Niby bije, niby za każdym razem słyszała te miarowe uderzenia. Kiedy lekarz jej mówił, że wada jest rozległa, że dziecko może nie dożyć porodu i sugeruje terminację ciąży…, miała wrażenie, że kręcony jest jakiś film, który ona ogląda zza niebieskiego ekranu. Niewiele pamięta z tego czasu. Czarna rozpacz, tyle dziś jest w stanie powiedzieć. I żal do siebie, że jak mogła oglądać łóżeczka w internecie, zastanawiać się, jaki wózek najlepiej kupić, przecież było za wcześnie.
Konsultacja. Drugi lekarz nie był aż tak pewny diagnozy, mówił, że można poczekać, ale czas dany na wyjaśnienia, może stać się zagrożeniem dla Agaty.
Trzeci lekarz. Chociaż wszyscy wokół chcieli odebrać Agacie nadzieję. “Po co ci to, przecież już wszystko wiesz, czas ucieka”. Tym razem było jednak inaczej. Jedno badanie, kolejne. Usłyszała: “Poczekałbym… na tym etapie rozwoju płodu, nie miałabym 100-procentowej pewności, a tę zapewne chciałaby Pani usłyszeć”. Mówili, że uczepiła się tej informacji, jak tonący brzytwy, ale przecież ona czuła, szóstym zmysłem wiedziała, że musi być dobrze. Miała wybór i go dokonała. Dała szansę sobie i dziecku. Dziś jej córka ma trzy lata. Jest okazem zdrowia, rezolutną dziewczynką.
Olga
Olga o tym, że jej synek ma zespół Downa dowiedziała się dwa dni po porodzie. Niczego nie pamięta z tamtego okresu. Pamięta zaniepokojoną twarz lekarza. “Musimy zabrać go na dodatkowe badania” – usłyszała. Jeszcze raz ją pytano, czy ciąża przebiegała prawidłowo. A później padło: trisomia 21. A dla niej świat zniknął i ona przestała na chwilę istnieć.
“To był najtrudniejszy czas w moim życiu” – opowiadała mi jakiś czas temu. “Byłam wściekła, przerażona, smutna i rozczarowana. To taki natłok emocji, których nie jesteś nawet w stanie nazwać”. Depresja, leki. “Wiesz, najbardziej się bałam, że on umrze, bałam się go kochać, bo myślałam, że za chwilę może go z nami nie być. Wiem, że to irracjonalne, bo przecież na zespół Downa się nie umiera, ale ja tak miałam”.
Przeszła wszystkie etapy żałoby. Musiała pogodzić się ze stratą marzeń, planów, wizji tego, jak będzie wyglądała jej przyszłość jako matki zdrowego dziecka. Było niedowierzanie, później złość i bunt, aż w końcu przyszła akceptacja. “Ona mnie wyzwoliła. To taka ulga, kiedy możesz sobie i światu głośno powiedzieć: moje dziecko ma zespół Downa” po prostu tak jest, kiedy staje się to stwierdzeniem faktu.
Chciała drugiego dziecka, bo pragnęła rodzeństwa dla swojego syna. Gdy zaszła w ciążę była spokojna, przecież teraz wszystko musiało pójść dobrze.
Nie było. Zespół Turnera. To on jest przyczyną około 10 proc. samoistnych poronień, zaledwie jeden procent płodów dożywa porodu… Olga miała wybór. Nie, on nigdy nie jest łatwy, bo co, jeśli lekarze się mylą, jeśli jednak urodzi dziecko, choć ciężko chore?
Płacze. “Nie wiem, dlaczego lecą mi łzy. Decyzja była przemyślana, okupiona rozmowami z lekarzami, z moim mężem, rodzicami, przyjaciółką. Nieprzespanych kilka nocy przy spokojnym oddechu jej śpiącego, już wtedy czteroletniego syna”. Zdecydowała się na aborcję. “Wzięłam pełną odpowiedzialność za swoją decyzję i dziś wiem, że byłaby ona taka sama”.
Magda
Ma dwójkę nastolatków, ona sama dobiega 40-tki. “Taka stara, a taka głupia” – mówi, zresztą od znajomego lekarza usłyszała: “To ty nie wiesz, skąd się biorą dzieci”, gdy zadzwoniła, że jest w ciąży, ale nie jest pewna czy chce urodzić i jaki ma wybór.
“W naszym małżeństwie źle się działo od kilku lat, ale wiesz, jak jest. Dajesz szansę jedną, drugą, kolejną, bo masz nadzieję, że może jednak coś się zmieni, że w końcu wrócicie na dawne tory. Ale się nie udaje, a ty masz już tyle lat, że wiesz, że kolejne dziecko nie rozwiąże tych wszystkich problemów, nie może stać się narzędziem wspólnych przepychanek”.
Od początku była pewna swojej decyzji. Każda kobieta zna co najmniej jedną kobietę, która dokonała aborcji, choć nawet o tym nie wie, bo przecież o tym się nie mów. Zadzwoniła do przyjaciółki mówiąc spokojnym i stanowczym tonem, że ma problem, czy mogą się spotkać, czy ona może jej pomóc. Przyjechała natychmiast. “Okazało się, że zna dziewczynę, która miała zabieg”. Szybki telefon, numer do lekarza, wizyta za dwa dni. Niesamowity jest ten cały język szyfrów: mam problem, przyjaciółka mówiła, że najlepiej do pana… Nie może paść słowo ciąża, to wiesz, a lekarz doskonale wyczuwa o co ci chodzi”.
Magda mówi, że aborcja w Polsce to kwestia ceny, to ona determinuje twój wybór.
Protest
Każda z nich – Agata, Olga i Magda szły w proteście Strajku Kobiet.
Agata, bo pomimo swoich doświadczeń nigdy nie chciałaby, żeby kobiety ponosiły odpowiedzialność decyzji lekarzy.
Olga, która wie, że możliwość wyboru nie powinna podlegać ocenie, że tu nikt nie jest za ani przeciw… Cały czas chodzi o wybór.
Magda, bo uważa, że nikt nie może patrzeć na świat tylko w czarno-białym obrazku. Że jest tak wiele odcieni naszego życia, które nie powinny podlegać niczyjej oceny, że każdy powinien brać odpowiedzialność za swoje decyzje i wybory i do nich mieć prawo.