Go to content

Anna Karolska: dałam sobie wreszcie prawo do głosu

Anna Karolska
Anna Karolska

„Jestem wokalistką, ale i etatowym korpo-człowiekiem. Szefem HR-u, członkiem zarządu bardzo dużej, międzynarodowej korporacji. Jest we mnie, w tym moim przebudzeniu, moc, aby wrócić do korzeni, do mojego dzieciństwa, pielęgnować moje wewnętrzne dziecko, które odnalazłam podczas terapii. I tak je bardzo mocno kocham, to moje wewnętrzne dziecko. Ta moja wewnętrzna iskra, ta łobuzica we mnie, idzie ręka w rękę z dorosłą, poukładaną Anią, którą jestem. I już się nie hejtują, teraz wzajemnie się wspierają”.

Dałam sobie wreszcie prawo do głosu – wyznaje Anna Karolska, prawniczka, dyrektorka HR, wokalistka, debiutująca autorka
tekstów i muzyki na płycie „W drodze” w rozmowie z Agnieszką Grün-Kierzkowską.

Spotykamy się w tak ważnym dla Ciebie czasie. Jest wiele ku temu powodów… Aniu opowiedz proszę, o debiucie, nowym otwarciu, przebudzeniu, o wszystkim tym, co się dzieje aktualnie w twoim życiu? Dlaczego tegoroczny wrzesień jest dla Ciebie szczególny?

Anna Karolska: Zacznę od tego, co się dzieje dokładnie dzisiaj, właśnie dziś tłoczy się moja płyta, drukuje okładka i to jest dla mnie ważny, przynoszący ogromne szczęście dzień! Nie planowałam w swoim życiu wydania płyty, chociaż zawsze podskórnie, nieśmiało marzyłam o tym, żeby po prostu śpiewać. Dlatego wrzesień 2024 dedykowany jest przede wszystkim premierze mojej autorskiej płyty „W drodze”. Tytuł to nieprzypadkowy, ja jestem w drodze już od 42 lat. Ale od dwóch lat jestem w tej podróży życiowej przebudzona. Teraz szczególnie czuję wagę tych słów.

Wiem, że popularne są dzisiaj takie określenia, jak przebudzenie, kochanie siebie, dochodzenie do głosu, przejmowanie odpowiedzialności za życie, wpływanie na nie. Te stwierdzenia są trochę jak klisze. Mogą wydawać się wyświechtane, może są też często nadużywane medialnie. Niemniej czuję, że naprawdę tego doświadczam w moim życiu. I to jest piękne doświadczenie, bardzo spontaniczne, przeżywanie wzlotów, wśród dobrych ludzi.

Odkąd wzięłam odpowiedzialność za swoje życie, na drodze spotykam ludzi, którzy już niczego ode mnie nie oczekują, a jeśli już, to równocześnie bardzo dużo od siebie oferują. Taka duchowa wymiana. I akceptują mnie taką, jaka jestem, nie próbują zmieniać, układać, zakładać mi kolejnych masek, wciskać na siłę kolejnych ról, które już nie pasują do mnie, bo zmieniłam się. Dziś tak bardzo siebie kocham, jak nigdy przedtem!

Ten czas jest też najważniejszym okresem w moim życiu, bo jeszcze dwa lata temu o tej samej porze, leżałam w piwnicy mojego życia, jak to mawia Gosia Ohme, na zasikanym, śmierdzącym materacu. Wierzyłam, naprawdę w to wierzyłam, że moje życie się kończy, że nic nie ma już sensu! Ja, jeszcze młoda kobieta, tuż po swoich 40. urodzinach, nie wiedziałam, dokąd dalej pójdę swoją życiową drogą. Byłam zagubioną mamą dwojga wspaniałych dzieci, Marysi i Jasia. Mieszkałam w domu bardzo zimnym, bardzo dla mnie niebezpiecznym, z brakiem szacunku na co dzień, brakiem przestrzeni do bycia sobą, do myślenia o tym, czego się potrzebuje, a czego pragnie…

Dzisiaj siedzę i rozmawiam z tobą w środku lasu, nad jeziorem, a nadal w Warszawie (śmiech), w moim domu, który stworzyłam według własnych marzeń, ale i zasad. Gdzie jest miejsce na szacunek, bezpieczeństwo i ogrom pasji, czyli trzech podstawowych dla mnie wartości. Te wartości czuje się w powietrzu, już przekraczając próg mojego domu. I to jest mój największy sukces!

Dzisiaj fizycznie rodzi się płyta, na którą czekam od dawna, o której marzyłam. Płyta „W drodze” premierę będzie miała 29 września podczas ważnego dla mnie eventu. To już trzecia edycja programu Gosi Ohme „Projekt dobrego życia”, a ja po raz trzeci będę odpowiadać za oprawę muzyczną tego wydarzenia. Po raz pierwszy jednak, będę promować swój własny materiał, każdy utwór w moim wykonaniu, to również tekst i melodia, płynące z głębi mojego serca. Kompozycję oddałam w ręce
profesjonalistów, razem z Kamilem Barańskim i Krzysiem Pacanem skomponowaliśmy utwory w przepięknych aranżacjach.

I cóż, dlatego ten wrzesień jest tak ważny, ponieważ już nie tylko wyśpiewam, ale i przekażę własnymi słowami i dźwiękami, opowieść o mojej drodze do wolności, o wsłuchiwaniu się w siebie i dotarciu do ogromnych pokładów autentyczności.


Porozmawiajmy o „Przebudzonych”, o tej pełnej emocji, niosącej głębokie przesłanie piosence i o wszystkim, co cię do niej doprowadziło. Myślę, że nieprzypadkowo właśnie ten singiel promuje płytę.

Ten singiel promuje płytę z kilku powodów. Jednym z nich jest połączenie momentu promocji książki Małgosi Ohme „Przebudzone” i mojej płyty „W drodze”. Z Gosią łączy mnie szczególna więź, jesteśmy siostrami z wyboru. Gdy tworzyła podcast Lajf Noł Makeup i Kafkę‘15 powiedziała do mnie: Aniu, napisz w końcu coś dla mnie! I wtedy powstał utwór Noł Makeup. Podobnie było przy książce, gdy powiedziała, wiesz, ta książka będzie trochę o nas i o tych wszystkich kobietach, które nas otaczają, my z ich historii czerpiemy bardzo dużo energii i inspiracji. Zapytała, czy mogłabym napisać o tym utwór? Odpowiedziałam, jasne, przecież to będzie o „przebudzonych”. Gosia natychmiast entuzjastycznie zareagowała, wow, ja zatytułuję tak moją książkę! I ten utwór otwiera niejako cały projekt „Przebudzone”. Ja nie tworzę na zlecenie, ale piszę, kiedy ktoś bardzo mocno mnie zainspiruje jako człowiek, albo poruszy mnie do głębi jego historia.

Tak też dzieje się i tym razem, to kolejny taki przypadek w moim życiu. Zdarzenie, które mnie porywa, ponieważ robimy coś dla siebie i dla innych kobiet.

„Przebudzone” są symbolem kobiety, która walczy bez walki, która ma moc, ale jeszcze z niej nie korzysta. Opowiadamy o drodze do wewnętrznego ja, zaspokojeniu potrzeby samoakceptacji i poszukiwaniu sensu życia. Dopiero wtedy odczuwamy pełnię, gdy tak bardzo jesteśmy „w sobie i przy sobie”, w prawdzie i autentyczności, w takiej czułości do siebie.

Po zaakceptowaniu faktu, że nie jesteśmy perfekcyjne, bo świat nie jest perfekcyjny! Kiedy już wiemy, że szczęście jest chwilowe, ulotne, ale fajnie jest go szukać w najdrobniejszych rzeczach. Być i żyć, tu i teraz, to właśnie przyszło do mnie jak olśnienie. Jak pisał Viktor E. Frankl w kluczowej dla mnie książce, od której zaczęło się moje przebudzenie trzy lata temu „Człowiek w poszukiwaniu sensu”, życiem rządzi nie popęd seksualny czy pokusy, jak twierdził Freud, ale poszukiwanie sensu i celu.

Piosenka „Przebudzone” jest o poszukiwaniu sensu i celu w momencie, kiedy kobieta już nad sobą pracuje, już jest w drodze. W tej podróży nie jest sama, nie stoi na barykadzie, nie walczy z mężczyzną, ale szuka z nim synergii, mając świadomość, jak mocno się różnią i równie mocno potrzebują.

Poszukujesz synergii?

Bezustannie szukam synergii, wierzę, że jest możliwa dobra, głęboka relacja z mężczyzną. Podczas powstawania płyty „W drodze” i w mojej drodze do przebudzenia, zaczęłam otwierać się, zauważać również mądrych mężczyzn wokół siebie. Oni po prostu pojawiali się na mojej drodze. To nie jest przypadek, to też w dużej mierze zależało ode mnie. Gdy się zmieniłam i przestałam służyć mężczyźnie, jedynie zaspokajać jego potrzeby, stałam się silna. Na zawsze już przestałam się bać „być sobą”! To jest dla mnie bardzo ważne, że zaczęłam naprawdę doceniać obecność super mężczyzn, którzy w tej mojej drodze wspierają mnie i przez to budujemy synergię między nami – partnerstwo.

Nie zapomnę takiej sytuacji, kiedy nieśmiało pokazałam tekst, a wraz z nim pierwsze dźwięki refrenu, Paulinie Przybysz, która jest moją sąsiadką, a przy tym wielką inspiracją. Jestem jej fanką od lat. Znamy się od dziecka, a dokładnie od warsztatów jazzowych w Puławach. Paulina przeczytała piosenkę i powiedziała, że jest naprawdę fajna. Jednak w tekście refrenu zaniepokoiły ją takie słowa: One, one przebudzone, przebudzone one, idą w bój. Paulina popatrzyła na mnie i powiedziała:

Aniu, twoje przebudzenie nie jest z siły. Twoje przebudzenie jest z twojej kruchości. Ta kruchość, twoja krystaliczność są najpiękniejsze. W jaki ty bój idziesz? Już nie idziesz w bój, pomyśl!

I pamiętam, że sms-owo długo do siebie pisałyśmy w tej sprawie. W końcu wpadłam na zwrot: „bezwstydnie lśnią” i to było to! Moje kobiety są przebudzone, bezwstydnie lśnią, już nie idą w bój. Tą jedną frazą bardzo chciałam pokazać, że ja już nie walczę, ani z mężczyzną, ani ze sobą, ani z konwenansami, ani z maskami, rolami, których akurat w moim życiu jest dużo.

Jestem wokalistką, ale i etatowym korpo-człowiekiem. Szefem HR-u, członkiem zarządu bardzo dużej, międzynarodowej korporacji. Jest we mnie, w tym moim przebudzeniu, moc, aby wrócić do korzeni, do mojego dzieciństwa, pielęgnować moje wewnętrzne dziecko, które odnalazłam podczas terapii. I tak je bardzo mocno kocham, to moje wewnętrzne dziecko. Ta moja wewnętrzna iskra, ta łobuzica we mnie, idzie ręka w rękę z dorosłą, poukładaną Anią, którą jestem. I już się nie hejtują, teraz wzajemnie się wspierają.

Przebudzone…

Właśnie chciałam Cię zapytać o Twoje role życiowe. Do tej pory znaliśmy Cię jako ekspertkę z dziedziny HR, reprezentującą silny, oparty na walce i rywalizacji świat korporacyjny. A tutaj taka delikatność, wrażliwość, jazzowe klimaty. Jak do tego doszło, że tak pięknie połączyłaś te obszary swojego życia?

Wiesz, w tym szaleństwie jest skuteczna metoda (śmiech). Ja po prostu mogę dzisiaj bezkarnie, bez presji, którą miewają artyści, wtedy, gdy mają pod górkę, nie oczekiwać sukcesu finansowego z mojego wydawnictwa, tylko po prostu dać głos temu, co czuję. To sposób na wyrażenie mojej filozofii, moich doświadczeń, ponieważ głęboko wierzę, że to pomaga innym kobietom. Spotykam się z kobietami na różnych warsztatach, często prowadzę prelekcje, jeszcze częściej śpiewam na tych spotkaniach i pokazuję, że można łączyć swoje światy. Oczywiście wszystko ma swoją cenę, nie śpię nocami, jestem w biegu, na adrenalinie. Czuję jednak, że ten najważniejszy dla mnie moment, jest właśnie tu i teraz! Chcę to przeżyć, wyśpiewać, opowiedzieć moją historię, obdarować nią wiele kobiet, które z tego będą czerpać energię dla siebie. Taką mam nadzieję.

Twoje inspiracje muzyczne, skąd wyrastają te korzenie?

Moje korzenie muzyczne są bardzo mocno i głęboko osadzone. Jako dziecko nagrywałam dla rodziny Państwa Sadowskich, dla Marysi Sadowskiej, która jest wokalistką i również reżyserką. Współprowadziłam program „Co jest grane” w telewizji Polsat. Byłam częstym gościem jako wokalistka dziecięca, w programie „Ziarno” w TVP. Jeździłam na różne festiwale, wygrywając je lub nie, ale ten świat muzyczny był mi bardzo bliski. Nagrałam kilka utworów, łącznie z teledyskami, więc już jako dziecko dotknęłam świata muzycznego, poznałam klimaty artystyczne. Moi rodzice dmuchali w moje skrzydła, a równocześnie byli zawsze rozsądni, wspierali mnie mądrze, nic na siłę.

Mama zawsze mi powtarzała, cytując piosenkę Mietka Szcześniaka, „stoję czy leżę, to w ciebie wierzę” (śmiech). Poświęcili swój wolny czas, swoje życie, wożąc mnie po całej Polsce, abym mogła doznać, sprawdzić, czy chcę w tym świecie funkcjonować. Ale w wieku nastoletnim pojawiła się pierwsza prawdziwa miłość, która wywarła na mnie ogromny wpływ. I to
partner, a nie rodzice, przekonał mnie, że rozsądnie jest mieć porządny zawód, a muzykę traktować jako piękne hobby.

Później przez 24 lata jako prawnik z wykształcenia, a HR-owiec z zawodu, sprawdzałam się w różnych rolach, w takim sztywnym zapiętym na ostatni guzik gorsecie. Nie narzekam ani nie żałuję tych ról. Jestem spełniona zawodowo. W HR-ze
oprócz tego, że wykorzystuję swoją wiedzę prawniczą i biznesową, to wspomagam się bardzo dużą dawką emocji, którą czerpię ze współpracy z zespołem muzycznym, z moim bandem. Prowadzę korporacyjny zespół HR , jakbym grała w zespole muzycznym. Wiele razy dostaję za to po głowie, ale szukam synergii i wdrażam ważne dla mnie wartości w życie korporacyjne.

Wiem, że czasem to brzmi jak „statement on the wall”, ale ja bardzo w to wierzę. Już jutro premiera nowej HRKafki, bo prowadzę też z Małgosią podcast, który robimy po godzinach, własnym budżetem, tylko po to, żeby te rozmowy prawdziwie ze sobą pielęgnować. Gosia uważa, że ja jestem unikalna i ja sama to czuję, że jestem unikalna w świecie korporacyjnym.

Łączysz dwa światy, komuś z zewnątrz mogą wydawać się nieprzystawalne, nie do pogodzenia?

Nie każdy to lubi, natomiast mam w sobie tak dużą odwagę i pomyślałam sobie, że skoro mam ten czas swój na ziemi, tu i teraz, to podzielę się doświadczeniem, podzielę się tą moją odwagą i pokażę, że nawet korpo może mieć oblicze ludzkie. I do HRKafkistworzyłam piosenkę, I’m a human first, human, then resources. Bo my wszyscy jesteśmy traktowani w korporacjach trochę jak zasoby.

Wierzę, że jeżeli odwrócimy tę kolejność, to zobaczymy najpierw Nas, człowieka, w jego pełni. Zrozumiemy, jakie mamy motywacje, pasje, mocne strony, zamiast szukać tych słabych stron w ludziach, jak to robią korporacje. Jeśli poszukamy i wzmocnimy te mocne, to nagle się okaże, że kreatywność, innowacja, ale też otwartość, prawda, mogą się przedostać do
świata biznesu. A dzisiaj boję się też mówić i nie mówię o work-life balance, tylko mówię o work-life integration, gdzie te życia nam się przenikają.

Elastyczność, otwarte gorące serce i zimna głowa bardzo się przydaje do tego, żeby mieć zdrowe życie. Po prostu. A praca może być i jest częścią tego życia. I tak sobie myślę, że jako dziecko zaznałam takiej supermuzycznej euforii.

Zawsze wiedziałaś co będziesz robić? A przecież życie przynosi niespodzianki…

Tak, wiedziałam, co chcę robić i wydawało mi się, że będę wokalistką jazzową. To moje dorosłe życie było naznaczone miłością do mężczyzny, która w tamtym czasie była bardzo piękna i bardzo szczera. Ja, gdy kocham, to kocham totalnie.
Z tego związku, mamy cudowne dzieci. Dwunastoletnią Marysię i sześcioletniego Jasia, które są dla mnie drogowskazem. I to one dodają mi odwagi do podejmowania trudnych decyzji, na przykład o wyjściu z małżeństwa. Ten proces formalnie trwał 3 lata. Od roku samodzielnie wychowuję dzieci. Jestem na etapie, kiedy tato zaczyna ze mną współpracować i dzieci to czują. I to jest dla mnie kolejny przełom, gdy już nie myślę perspektywą cierpienia, rozczarowania, żalu, ale czuję, że gdyby to wszystko się nie wydarzyło, to po pierwsze nie miałabym cudownych dzieci, a po drugie nie wróciłabym do muzyki.

Bo muzyka, dźwięki i moje teksty – może nie są wybitne – ale są bardzo prawdziwe, mają charakter mantry. Wydaje mi się, że to co robię, jest swoistą jazzującą mantrą. Zaczynałam terapeutycznie, a dzisiaj wiem, że już celebruję życie. Moja płyta nie jest terapeutyczna, jest o celebrowaniu życia i o poszukiwaniu czułości, harmonii, kruchości. W tej mojej kruchości, jest moc i ja się nią dzielę. Wróciłam do korzeni, ale wróciłam jako kobieta z wieloma doświadczeniami, które na tej płycie przemycam.

Czyli, jak w prawdziwym jazzie, totalna improwizacja, oddanie się, otwartość, poszukiwanie autentycznych brzmień? Piękne jest to, co robisz i mówisz.

Dziękuję. Wiesz, co jest naprawdę ważne? Miles Davis, mój ukochany trębacz, widział, jak ludzie się zachwycają jego improwizacją. I powtarzał, że improwizacja jest dużo wcześniej przygotowywana. To znaczy, że szykuję się do koncertu, nastawiam się na spotkanie z muzykami. Dobrze nastrojona, z wcześniej przećwiczonym materiałem, mogę improwizować. Tak jak w malarstwie abstrakcyjnym, najpierw trzeba dobrze umieć malować realistycznie, pokazać warsztat, aby później
tworzyć abstrakcje. Miles miał ogromny szacunek do innych muzyków.

W momencie, kiedy odpalałam się na scenie i dotykałam takich rejestrów, takich obszarów, dźwięków, których być może wczoraj podczas próby nie zagrałam, to czułam się bezpieczna z tymi muzykami na scenie. To oni mi pozwolili na szaleństwo, bo w nich była silna baza. Natomiast improwizacja, jak wspomniałam, jest możliwa tylko wtedy, kiedy jesteśmy przygotowani.

Ja bardzo długo przygotowywałam się na ten moment w moim życiu. I nie ma w nim chaosu. Niestety jest w nim bardzo mało snu. Ale w końcu dałam sobie prawo do głosu, kosztem między innymi nieprzespanych nocy.

Rozumiem, że to jest chwilowe, na krótką metę, te zarywane noce, życie w biegu? Czy na co dzień pielęgnujesz obszary życia składające się na dobrostan?

Tak, zdecydowanie. I masz rację, to ważne, bardzo ważne. Sen, konsekwentnie zaplanowane posiłki, to jest coś, czego mi dzisiaj brakuje. Ale adrenalina i radość z obcowania z ludźmi, teraz mi to zastępują. Nawet już nie sam fakt, że ta płyta powstaje, ale radość z bycia z ludźmi, których zgromadziłam wokół tego projektu muzycznego. To mi daje ogromną siłę i też taką odpowiedzialność, żeby dowieźć to do końca. Wrzesień, październik. Zobacz, ja o to nie zabiegam i nie proszę, a przede
mną aż sześć koncertów w jednym czasie. Oprócz tego praca korporacyjna, bardzo trudne decyzje do podjęcia. Dom, dzieci, szkoła. Ja to wszystko koordynuję, ogarniam. Rzeczywiście planuję każdy dzień bardzo perfekcyjnie, nie będąc perfekcyjną. Daję sobie prawo do tego, że nie wszystko dowiozę, używając języka korporacyjnego. Natomiast czekam na taki moment wytchnienia i wiem, że go sobie podaruję, na przełomie października- listopada wyjadę z moimi przyjaciółkami. Zagubimy się na chwilę…

Jak będzie wyglądał ten czas dla siebie?

Po prostu uciekniemy gdzieś egzotycznie, na wyspy szczęśliwe, jak w wierszu Gałczyńskiego. Już sobie zaplanowałyśmy. W tej grupie jest oczywiście Małgosia Ohme, która też będzie potrzebowała odpoczynku. Ona intensywnie pracuje, tak jak ja, nie mając przecież tego korporacyjnego rygoru. Uciekniemy sobie i po prostu odpoczniemy. Wiem, że nie wejdę na taką machinę promocyjną wielkiej trasy, żeby się nie przeforsować, aby zachować świeżość. Ja będę śpiewać głównie dla kobiet, na zaproszenie kobiet. Taki mam plan.

Cudownie, cudownie to wszystko brzmi i oby się spełniło! Wracamy do przebudzenia.

Przebudzenie dotyczyło emocji, ale widzę, że to przebudzenie dotknęło też prozy życia. Kiedy uświadamiasz sobie, że pewne rzeczy ci nie służyły, wyzwalasz się z gorsetu ograniczeń. I już nic nie jest jak dawniej.

Jeszcze chciałam Cię o coś zapytać, bo mnie bardzo interesuje dobór muzyków, na krążku są mocne wpływy jazzowe. Teraz już wiem, że to wynika z Twoich pasji i upodobań muzycznych, ale również za sprawą muzyków, którzy z Tobą grają.

Mówi się, że nie ma przypadków, a jednak dobór tych muzyków to suma przypadków wynikających z ostatniego roku. Kiedy jeszcze nie miałam w planie nagrywania płyty, ale już wypowiadałam swoje emocje, będąc w permanentnej terapii wywołanej dźwiękami. Miałam taki okres, rok temu, w październiku 2023, kiedy budziłam się każdej nocy, między trzecią a piątą nad ranem. I po prostu zapisywałam swoje słowa, które słyszałam w myślach. Mam właśnie przed sobą ten notatnik i on jest dla mnie trochę tak, jak przedłużenie mojego serca i rozumu. I nawet dzisiaj rano patrzyłam, przygotowując się do rozmowy z Tobą, co tam jest zapisane. Nic się nie zmieniło, pamiętam każdą tę emocję przeżywaną, zapisywałam wszystko, czasem frazy, czasem pełne teksty. Niektóre piosenki powstawały w 15 minut, a dzisiaj słyszę od ludzi, wow, jak długo powstawała ta piosenka, na pewno myślałaś o niej bardzo długo. Niektóre mają na przykład tylko jedną frazę i mamy z tego gotową mantrę.

Muzycy, którzy się pojawili, pojawiali się stopniowo. Kamil Barański jest moim bardzo bliskim przyjacielem. To wybitny pianista, kompozytor, producent, aranżer. I nikt nie czuje tego, co chcę powiedzieć, jak On. Przesyłałam mu swoje teksty, melodie nagrane na dyktafonie. Zarejestrowane w celu po prostu pośpiewania, wydobycia tych moich emocji, które pojawiły się podczas spotkań z terapeutą. Albo pojawiły się w moim domu, bo te teksty pisałam już w moim nowym domu, w mojej bezpiecznej przestrzeni. I to jest magia tej chwili! Zaczęliśmy po prostu nagrywać. Powinnam powtórzyć te wokale, powinny być bardziej perfekcyjne. Kamil powiedział, że nie, ponieważ w tym jest autentyzm, moja osobowość. Ta płyta nie będzie komercyjna, ta płyta ma być o mnie. I dokładnie jest o mnie. Zaczęło się od Kamila, a potem zastanawialiśmy się, kogo jeszcze zaprosić do współpracy. Mam dwóch producentów, większość wyprodukował właśnie Kamil, ale kilka utworów wyprodukował Krzysztof Pacan, który pojawił się na mojej drodze i za to mu bardzo dziękuję. Wybitny basista jazzowy, z nim nagrałam trochę mocniejsze dźwięki, bardziej elektroniczne…

Potem zaczęłam myśleć o tym, żeby zaprosić innych. Wszak moimi sąsiadami są Paulina Przybysz i Robert Luty, który gra w Poluzjantach. Wybitny perkusista. Zaczęłam sobie marzyć, układając w głowie teksty i melodie, z wizją, kto w nich zagra.
A potem przyszły pytania i rozterki. Nie stać cię na tą współpracę z przyczyn finansowych (śmiech). Naraz przyszedł impuls, przemogłam się i po prostu zapytałam ich, czy zagrają ze mną, a oni powiedzieli, że wchodzą w to!

Jeszcze Ania Szarmach, która jest moim vocal coachem, nie ona jest heart coachem! Ania pracuje głównie nad moim sercem i wiem, że zabieram ją już w dalszą moją drogę, dopóki tu będę. Ania zresztą zaśpiewa ze mną w jednym z utworów, zrobiła mi niespodziankę przyjeżdżając do studia. Tak po prostu zaśpiewała, a potem zgodziła się, że mogę wykorzystać to na płycie. Paulina Przybysz, którą zaprosiłam powiedziała, ja nie zaśpiewam z tobą, ja zagram ci na wiolonczeli. Niesamowita postać, Paulina. Może dodam jeszcze coś, myślałam zawsze o współpracy z Kubą Badachem. To już było takie moje marzenie, od dawna. Niestety Kuba ma teraz mnóstwo zobowiązań, odmówił, ale znalazł kogoś innego, Krzysia Iwaneczko, którego pokochałam jak brata. Krzysiek jest doktorem wokalistyki jazzowej w Bydgoszczy. Wspaniałym wokalistą, właśnie wydał swoją kolejną płytę. To są wybitne utwory, światowy poziom. To ten męski, nie do podrobienia głos, który słyszymy na płycie, w duecie ze mną. Nie mogłam sobie wymarzyć lepszego teamu. Tak, duet piękny, emocjonalny, taki prawdziwy. Zachwycił się kruchością, prawdą, nawet jeśli czasem śpiewam przez nos (śmiech).

Chciałam, żebyś z meta poziomu spojrzała, nie tylko posiłkując się swoją historią, ale opierając się na historii kobiet, do których wyciągasz dłoń, do których razem z Małgorzatą Ohme docieracie ze swoimi projektami. To jest takie wasze odejście od typowego rozumienia przebudzenia kobiet, bo dotychczas funkcjonowało przebudzenie kobiet w kobiecych kręgach, w takim kobiecym wzajemnym wsparciu, w bezpiecznych kobiecych relacjach, gdzie siłą rzeczy mężczyźni byli, przynajmniej na jakiś czas. A tutaj odbieram Twoją drogę, to przebudzenie jako sytuację otwartą na te relacje, że mimo wszystko nie zamykasz się, Wy nie zamykacie się, na obecność mężczyzn.

Absolutnie nie. Bardzo lubię nawiązanie do Yin-Yang, do energii kobiecej i męskiej, Słońca i Księżyca. Unikam zamykania się w silosach. Zobacz moje doświadczenie muzyczne, życiowe, i korporacyjne, w których bardzo mocno dbam o zdrowie psychiczne, czy to pracowników, czy moich dzieci, czy innych kobiet, czy samej siebie – bo to jest bardzo ważne i trudne
w dzisiejszych czasach – to dbam o to, żeby nikomu nic nie narzucać. I moje zdanie jest takie, jak Twoja definicja przebudzenia. Nie polega na tym, że Ty teraz staniesz na barykadzie i będziesz walczyć o prawa kobiet, nie dostrzegając, że te prawa wynikają wprost z tego, jaką relację zbudujesz z mężczyzną. Mówimy oczywiście o świecie heteroseksualnym, bo przecież mamy różne podejścia, ja jestem niezwykle otwarta na inność, uwielbiam różnorodność i żyję inkluzywnie.

Popełniam dużo w tym błędów, natomiast najważniejsze dla mnie jest dostrzeżenie innego punktu widzenia, a mężczyźni są bardzo różni od nas i uwielbiam od nich się uczyć, lubię spędzać z nimi czas, mam dużo lepsze relacje, prostsze z mężczyznami, natomiast jeżeli chodzi o miłość, nie jestem dobrym przykładem do doradzania i wskazywania kierunku. Uczę się tego cały czas.

Ja się zatracam w miłości, oddaję całą siebie. My kobiety, bardzo często tak postępujemy, przystosowane do patriarchalnego modelu, że zapominamy o sobie i dajemy siebie bez reszty innym. Nie chcę już tego robić w moim przebudzonym życiu! Chciałabym, żebyśmy my jako kobiety, tworzyły relacje uzupełniające.

Nie interesują mnie role kobiety do porady, powierniczki na zawołanie, nie interesuje mnie też postawa kobiety z męską energią. Ja jestem gdzieś w środku, nikomu nie odbieram ani kobiecości, ani męskości. O tym jest mój przekaz, że patrząc na społeczeństwo i poprzednie epoki, a w nich narzucane role, ja nie chcę być aktorką w rolach nadanych przez instytucje, typu kościół, państwo. Śpiewam o tym w kołysance dla dorosłej Ani. Mała Ania, uspakaja tę dorosłą Annę. Taka nauka a’ rebours. W tym świecie jest miejsce na rozmowę, na dialog z mężczyzną, na zrozumienie i niezrozumienie też. Na dalszy etap i jego mądrość.

Dopiero uczę się reglamentować miłość do świata, otoczenia i do mężczyzn, choć nie wyobrażam sobie mojego świata bez nich (śmiech).

Słuchając Ciebie wyobraziłam sobie, że w Twoim DNA jest po prostu zakodowane partnerstwo, że Ty w naturalny sposób tego oczekujesz, ale i oferujesz ze swojej strony. To przebudzenie oznacza również odblokowanie partnerstwa w Tobie, tak?

Tak, zdecydowanie!

Ania Karolska.Z wykształcenia prawnik, z zawodu dyrektor ds. personalnych, „po godzinach” wokalistka, autorka tekstów i współautorka muzyki. Mama Marysi i Jasia. Od 20 lat związana zawodowo z międzynarodowymi korporacjami, w których tworzy kultury organizacyjne oparte na wartościach i postawach przywódczych, różnorodności, inkluzywnym języku, pasji do rozwoju. Wśród “Ludzi od Ludzi” wspiera rozwój jednostek i zespołów w procesach transformacji kulturowo-biznesowych w duchu #NotPerfectIsOK.