Na jakiś czas zniknęła ze sceny. Przebąkiwano coś o chorobie, o kryzysie. Kiedy wróciła, otwarcie postanowiła mówić o tym, co przeszła. Nuciliście kilkanaście lat temu „Agnieszka już dawno nie mieszka”? Kim dziś jest Ania Wyszkoni, jakie zmiany zaszły w niej samej, a także w jej życiu? Rozmawiamy o nowotworze, o rozstawaniu się z ludźmi i o marzeniach, które lepiej, żeby się nie ziszczały.
Ewa Raczyńska: „Chcę zacząć jeszcze raz” śpiewasz w swoim nowym singlu. Czy to osobisty tekst? Stwierdzono u Ciebie nowotwór tarczycy. To „jeszcze raz” to nowe życie po chorobie?
Ania Wyszkoni: Ten utwór to krótki pamiętnik tego, co wydarzyło się w moim życiu w ostatnim czasie. Tekst do „Oszukać los” pisałam w dwóch etapach. Najpierw powstały zwrotki – kiedy dowiedziałam się o chorobie. Z refrenem poczekałam, bo chciałam, żeby miał pozytywny wydźwięk, by był symbolem wejścia w nowy etap życia. Nie byłam w stanie napisać niczego pozytywnego przed operacją, która mnie czekała. A kiedy byłam tuż po niej, musiałam to co mnie spotkało, przerobić w sobie. Refren powstał, kiedy już czułam się lepiej i pewniej mimo komplikacji, które się pojawiły.
Jakich komplikacji?
Po operacji dowiedziałam się, że miałam przerzut na węzły chłonne. Pojawiło się osłabienie strun głosowych.
Dużo tego wszystkiego na mnie spadło, to był trudny czas. Ale dzisiaj patrzę na to z innej perspektywy.
Długo nie mówiłaś publicznie o chorobie. Pojawiały się tylko medialne spekulacje.
I szczerze mówiąc nigdy bym nie wróciła do tego tematu, bo dla mnie jest to trochę jak zły sen, który już się skończył. Ale mówię, bo zbyt rzadko jest ten problem poruszany. Często wybieramy się do lekarza dopiero wtedy, kiedy czujemy niepokojące dolegliwości. Rak tarczycy nie daje objawów. Wszystkie wyniki miałam dobre. Poszłam do lekarza na badanie piersi i tam spontaniczne pojawiła się sugestia zbadania tarczycy. Spontanicznie, bo sam lekarz stwierdził, że nigdy tego nie robi, ale może tym razem zbada. Co istotne, od czasu mojego przypadku robi to zawsze i w pół roku wykrył cztery nowotwory u kobiet w podobnym wieku.
Niestety zachorowania na raka, w tym na raka tarczycy, stają się dość powszechnym problemem, więc ja o tym mówię, bo tyle mogę zrobić, tak pomóc, choć powrót do tamtych przeżyć nie jest prosty.
Usłyszałam jakiś czas temu, że ciągle chcielibyśmy myśleć, że rak to choroba, która dotyka niewiele osób, a to błędne przekonanie.
Zgadza się. Kiedy byłam w specjalistycznej onkologicznej klinice w Gliwicach na leczeniu jodem radioaktywnym, widziałam na korytarzach tłumy ludzi. To było szokujące i przerażające przeżycie. Ale to właśnie ci ludzie mają szansę wyjść z choroby. Trzeba być czujnym. To nie nowość, że nowotwór wcześnie zdiagnozowany jest uleczalny. Nie bójmy się badać.
Choroba wpłynęła na twoje postrzeganie świata, życia?
Od zawsze miałam dość jasno określone priorytety – dla mnie zawsze najważniejsza była rodzina, moje dzieci. Dla moich dzieci oddałabym wszystko. I powiem szczerze, że to one były dla mnie największą mobilizacją w tej chorobie, żeby szybko się za siebie wziąć, żeby walczyć i się nie poddawać, bo wiedziałam, że muszę być silna dla nich. Kiedy dowiedziałam się, że jestem chora, byłam akurat z moją córką Polą i musiałam walczyć z rozpaczą, by Pola nie odczuła tego, co się właśnie dzieje, żeby nie poczuła mojego strachu. A gdy diagnoza się potwierdziła, jechałam akurat po Polę do przedszkola. W tych najtrudniejszych momentach była jak mój anioł, który powodował, że nie rezygnowałam z walki.
Ale choroba była dla mnie również pierwszym dużym krokiem w stronę asertywności. Uczę się częściej mówić „nie”, jeśli czegoś nie chcę. Nauczyłam się też swoje potrzeby traktować poważniej, bo zawsze były one spychane na dalszy plan, zawsze wszyscy obok mnie byli ważniejsi ode mnie samej. Zawsze myślałam: „dobra, to ja później”. A teraz wiem, że nie ma żadnego później, że nie można czekać na jutro. To dla mnie trudna lekcja, bo naturę mam inną. Obdarowywałabym wszystkich wokół, siebie zostawiając na końcu, ale coraz częściej udaje mi się to zmienić.
Mówi się, że zmiany w życiu nas rozwijają, że to na czym najbardziej nam zależy, budzi nasz największy strach przed działaniem. Zgadzasz się?
Zmiany zawsze wywołują we mnie obawę, zwłaszcza, gdy wszystko mam już poukładane i czuję się bezpiecznie. Ale przychodzą czasem w życiu momenty, kiedy czuję, że to, w czym tkwię nie ma już żadnego sensu. Tak było, kiedy rozstawałam się z zespołem Łzy. Postawiłam wszystko na jedną kartę, choć nie wiedziałam jak poradzę sobie solowo. Ale to otoczenie stało się dla mnie toksyczne. Czułam, że, co by się nie wydarzyło, będzie lepiej jeśli ten etap zamknę. Ryzyko się opłaciło. Dzisiaj czuję się na scenie spełniona. Pracuję z fantastycznymi muzykami. To mnie uskrzydla.
Przełomowym momentem mojego życia było rozstanie z moim mężem. Nie jestem z tego dumna. Raczej postrzegam to małżeństwo w kategoriach porażki. Ale byłam wtedy młoda, za młoda, żeby świadomie wejść w taki ogrom obowiązków. Dzisiaj tak to właśnie widzę: nie wyszło coś, co było ważne, ale nie byłam w stanie sobie z tym poradzić. Nie żałuję więc rozstania. Wszystko ma w moim życiu swój czas. Nie chcę się z niczym męczyć. Życie jest na to za krótkie.
Boimy się zmian, a jednak z każdego strachu i z każdej trudnej decyzji w efekcie wszystko poszło w dobrą stronę.
Mnie się udało, ale nie zawsze tak musi być. Pomogła mi wiara w coś lepszego i chęć zrobienia czegoś nowego. Ale nie podjęłam tych decyzji z dnia na dzień. Tak czy inaczej, jestem z nich zadowolona. Czasami trzeba zrobić trudny krok do przodu, spróbować, żeby nie obudzić się pewnego dnia i stwierdzić, że coś przegapiliśmy. To jest chyba najgorsze. Lepiej zaryzykować i ponieść klęskę, ale przynajmniej móc powiedzieć: spróbowałam.
Dlaczego akurat tobie się udało?
Myślę, że miałam dużo szczęścia. Młodzi ludzie pytają często, co zrobić. Ja wiem, że na pewno trzeba z uporem dążyć do celu, robić to, co się czuje. Publiczność czuje fałsz. Nie da się ludzi oszukać. Ja nie potrafię. Z pewnością pomogło mi szczęście do ludzi, bo spotkałam na swojej drodze fantastyczne osoby, które mnie inspirowały, które dużo wniosły w moją twórczość. Mam też fantastyczny zespół, choć przez sześć lat jego skład się zmienił. Przez tak długi czas energia między ludźmi się wypala. I trzeba umieć pewnego dnia przyznać, że coś się skończyło, stanęliśmy przed ścianą. Takie decyzje są bardzo trudne, bo przywiązuję się do ludzi, ale chcę nieustannie się rozwijać.
Rozstania z ludźmi nigdy nie są łatwe…
Oj tak… Jak sobie przypomnę chociażby rozstania z chłopakami, kiedy byłam nastolatką. Ile to łez wylanych, ile rozpaczy, bo za każdym razem wydawało mi się, że teraz to już na pewno będzie na zawsze. Na szczęście moja mama nauczyła mnie kiedyś dbania o poczucie własne wartości mówiąc, że jeżeli chłopak nie docenia tego, co ja mu daję, to nie jest wart mojej miłości. I doskonale do dziś to pamiętam, choć wtedy, jako nastolatka i tak wylewałam morze łez.
Zaczynasz nowe życie i co to nowe niesie? Oddzieliłaś przeszłość grubą linią?
Z pewnością patrzę inaczej, ale nie zapominam o tym, co było. Życie każdego dnia mnie czegoś uczy. Staram się wyciągać z tych lekcji wnioski, choć nie zawsze są one łatwe. Kiedy odwiedzam domy dziecka, hospicja, oddziały dziecięce w szpitalach, zawsze zaskakuje mnie siła tych młodych ludzi. Im trudniejsza przeszkoda tym więcej satysfakcji daje nam jej pokonanie. Wiele razy słyszałam od rodziców, że wszystko jest po coś.
Śpiewasz, że oszukałaś los. Oszukałaś?
Czasem chciałabym to zrobić, ale że udało mi się w stu procentach, to zbyt odważne stwierdzenie.
Jestem w takim punkcie życia, w którym już się wie, że nic nie jest pewne. Może oszukałam los na chwilę, coś nade mną czuwało i coś z dnia na dzień powiedziało mi: idź do lekarza. I poszłam. Następnego dnia rano, do lekarza, którego wybrałam przez internet. Myślę, że czuwał nade mną anioł. Myślę, że inny lekarz nie zbadałby mi tarczycy i nie wykryłby mi złośliwego guza. Po chorobie inaczej spojrzałam na siebie. Nabrałam większego dystansu, pozwalam sobie na więcej luzu, jestem bardziej spontaniczna i bawię się tym, co robię. Lubię swój perfekcjonizm, ale czasem pozwalam mu zejść na dalszy plan.
Czasami stwarzam sobie problemy, których nie ma. Przejmuję się czymś, co można bardzo szybko rozwiązać. Bardzo często otoczenie sugeruje, że coś zrobiliśmy źle, a ja od presji chcę się uwolnić. Słucham siebie.
Jesteś już gotowa na kolejne zmiany, czy to jednak czas spokoju?
Chciałabym poczuć na chwilę spokój i chłonąć go. Chociaż czasami i tak mam wrażenie, że znowu zaczynam biec. Kiedy czuję, że tracę równowagę rozmawiam z moim narzeczonym. Jest jednocześnie moim managerem. Szukamy wtedy szybkiego rozwiązania. Robimy sobie wolne, żeby wyjechać na krótki wypoczynek, albo po prostu zostajemy w domu. Mam wiele zawodowych zobowiązań, ale zdrowie jest najważniejsze.
A co dziś sprawia, że jesteś szczęśliwa?
Drobiazgi. Życie codziennie. Cieszę się, że mogę się rano obudzić obok mojego narzeczonego. Lubię spacery z pieskami. Największe szczęście daje mi uśmiech moich dzieci. To brzmi pewnie banalnie: „znowu ta mama i dzieci”. Ale taka jest prawda, szczęście moich dzieci to moje szczęście. Spełnienie zawodowe jest ważnym elementem mojego życia. Szczęście dają mi też takie chwile, kiedy mogę pobyć sama ze swoimi myślami. I dzisiaj też już to potrafię, daję sobie na to przyzwolenie. Wiem, że one też mi są potrzebne, że na nie zasługuję. Czasem można zrobić coś tylko dla siebie i nie robić sobie z tego powodu wyrzutów.
Wiem, że kiedy bałaś się, że nie będziesz mogła wrócić do śpiewania, miałaś plan, by otworzyć kwiaciarnię. Myślisz jeszcze o tym?
Nie i mam nadzieję, że sytuacja nigdy mnie do tego nie zmusi.
A ja myślałam, że to marzenie.
Powiedziałam to kiedyś raczej w formie żartu. Ta kwiaciarnia była dla mnie symbolem planu B, którego nigdy nie chciałabym musieć zrealizować. Wyleczyłam się z tego, choć był czas, kiedy intensywnie o tym myślałam. Miałam już nawet wybrane miejsce, ale gdy poczułam, że kwiaciarnia musiałaby by być koniecznością, wyparłam ją z moich marzeń. I teraz wszystkie skierowane są w stronę muzyki.
Jak różna jest ta Ania śpiewająca kiedyś: „Agnieszka już dawno tutaj nie mieszka”, od tej dzisiaj?
Diametralnie inna. Ta zmiana jest ogromna, nie tylko wizerunkowo. Ale oprócz zrzucenia z siebie czarnych ciuchów, dojrzałam, mam dwoje dzieci. Rety, jaka ja byłam zahukana. Bałam się ludzi, bałam się na nich otworzyć, rozmawiać. Pamiętam taką sytuację: byłam w Opolu i przechodziła obok mnie Maryla Rodowicz i ja mając świadomość, że idzie obok mnie ikona polskiej muzyki, którą bardzo chciałam poznać, nie miałam odwagi do niej podejść. Dzisiaj takie momenty łapię. Jestem odważniejsza i pewniejsza siebie. Czasem zachowuję się jak nastolatka, która właśnie poznała swojego idola. Czasem mam wrażenie, że mówię za dużo. Na przykład dzisiaj. Chyba zarzuciłam cię słowami…