Nazywana dilerką emocji, uwielbiana przez czytelników. Jej powieści biją rekordy popularności, spotkania autorskie gromadzą tłumy. Ostatnio wydana komedia romantyczna „Obiad z Bondem” ukazała się 13 stycznia i jest bestsellerem. Z Agnieszką Lingas – Łoniewską rozmawiamy o tym, czy trudno dziś zadebiutować na rynku literackim i o tym, co stworzyło ją jako pisarkę, bo jak mówi sama autorka: jesteś tym, co czytasz.
Jak się Pani odnajduje w tym pandemicznym zamknięciu?
Agnieszka Lingas-Łoniewska: Jako pisarz pracuję w samotności, w domu, więc tak bardzo tego zamknięcia nie odczuwam. Za to bardzo brak mi kontaktu z ludźmi, zwłaszcza spotkań z czytelnikami.
Media społecznościowe ratują trochę tę sytuację?
O, tak – myślę, że to narzędzia nieodłączne dzisiaj dla nas, twórców. Używanie social mediów pomaga utrzymać więź z czytelnikami. Jest grupa fanowska na Facebooku, jest Instagram, na którym prowadzę liczne relacje. Są też dyskusje o moich książkach.
A co Panią ukształtowało jako pisarza ?
W dzieciństwie to z pewnością cała seria „Ania z Zielonego Wzgórza”, a potem tej samej autorki (Lucy Maud Montgomery- przyp. red) „Błękitny Zamek”. Do dziś lubię tę powieść, uważam, że to wspaniała inspiracja dla autora, pomocna do stworzenia własnych, romantycznych historii. Lubiłam też „Przygody Tomka Sawyera”. W szkole średniej zaczytywałam się w komediowych kryminałach Joanny Chmielewskiej i wtedy również odkryłam jednego z moich ulubionych autorów – Stephena Kinga. Jak widać, to taka mieszanka książek pochodzących z różnych literackich światów.
A dziś? Ma pani czas na czytanie?
Tak. Dziś czytam bardzo dużo, choćby z racji tego, że prowadzę projekt Pisarka czyta i zapoznaję się z debiutami literackimi. Ale wciąż, jeśli chodzi o gatunek, to do moich ulubionych książek należą kryminały. Bardzo lubię książki Wojtka Chmielarza – całą serię z komisarzem Mortką. Cenię Adriana Bednarka i jego thrillery psychologiczne, czytam książki Roberta Małeckiego. Zaczytywałam się w serii o Robercie Hunterze, autorstwa Chrisa Cartera. Ale sięgam też po tak zwaną klasykę – również po „Pana Tadeusza”, to moja ulubiona lektura z czasów studiów. W romantyzmie bohaterem wiodącym był ten, który miał przeżyć jakąś przemianę wskutek miłości do ojczyzny. Ja tworzę bohaterów romantycznych, którzy zmieniają się z tych złych w dobrych, ale pod wpływem miłości do kobiety. Inna motywacja, ale mechanizm podobny. Sięgam też po literaturę kobiecą. Choć nie lubię tego określenia.
Wspiera pani młodych twórców. Łatwo jest dziś zadebiutować?
Bardzo. To aż nazbyt proste. Był taki moment, kilka lat temu, że było trudno przebić się z wartościową, wciągającą książką. Dziś ukazuje się wiele książek bez wartości. Pojawiła się nowa moda na romanse mafijne. Ostatnio, z powodu pandemii, ludzie otworzyli się na kupowanie ebooków. Wiele bardzo młodych stażem pisarskim osób wydaje książki. Nie wszystkie oczywiście są na jednym poziomie, ale można zauważyć ten trend, że właśnie romans mafijny czy biurowy romans, mają bardzo duże szanse na wydanie. Widocznie taki jest czas i takie zapotrzebowanie. Wszak czytelnik dyktuje warunki. A ja używając parafrazy, podsumuję to tylko tak: jesteś tym, co czytasz.
Pamięta pani emocje towarzyszące własnemu debiutowi?
Oczywiście! Zaczęło się od pisania do szuflady. Pracowałam na kierowniczym stanowisku w pewnej korporacji, w bankowości. Postanowiłam wrócić do pisania, żeby się odstresować. Po prostu zaczęłam pisać dla siebie. Podrzucałam fragmenty tego, co powstawało, mojej przyjaciółce z pracy. I to ona powiedziała, że to jest świetne, że trzeba to wydać. W 2008 roku zaczęłam publikować odcinki mojej powieści w Internecie. W ten sposób zdobyłam bardzo wielu czytelników. Potem przyjaciółki mnie namówiły, żebym wysłała moje propozycje do różnych wydawnictw. No i właśnie minęło 11 lat od tego wydawniczego debiutu. Pierwsza powieść bardzo dobrze się sprzedała, właśnie dzięki wcześniejszym publikacjom w Internecie. Kiedy wydawca zapytał, ile mam jeszcze gotowych książek w szufladzie, powiedziałam: dziewięć. I wysłałam te wszystkie dziewięć książek, podpisałam kontrakt. Potem jeszcze niecałe trzy lata pracowałam w korporacji, łącząc to z pisaniem. Dopiero w 2013 roku zwolniłam się na dobre. Tak to się zaczęło.
Od tego momentu życie dzieli się na to sprzed i po publikacji pierwszej książki?
Tak. I nie wyobrażam sobie, żebym miała pracować inaczej. Zawsze byłam wolnym duchem, nawet pracując w korporacji. Miałam swoje zdanie i nie obawiałam się go wypowiadać na głos. Nie umiałam udawać, robić dobrej miny do złej gry. Kiedy odeszłam, zajęłam się pisaniem na dobre. No i spotkaniami autorskimi. Był taki rok, w którym było ich aż 90. Spędziłam praktycznie dwanaście miesięcy w trasie, na zaproszenia bibliotek. Gdyby nie pandemia, ten trend by się utrzymał. Obecnie wiele spotkań odbywa się w sieci, ale nie każda biblioteka jest na to przygotowana.
To pewnie jest sytuacja trudna szczególne dla małych bibliotek, a przecież tam również czytelników pani książek nie brakuje.
Tak, miałam bardzo dużo spotkań w małych miasteczkach i wioskach. Zawsze przy pełnych salach. To były bardzo ważne spotkania, szalenie wzruszające i motywujące.
Jak pani się przygotowuje do pisania? Czy w domu musi panować cisza w domu, kotom nie wolno przeszkadzać?
Nie, moje koty chodzą nawet po klawiaturze… Więc najpierw jest pomysł, który pojawia się w różnych momentach. W samochodzie, na spacerze, pod prysznicem, słuchając piosenki. Zapisuję ten pomysł, wszystko zaczyna się od tego jednego kroku, słowa, zdania. Potem rozpisuję bohaterów, charakterystykę, konspekt. Na początku mam też tytuł. W trakcie pisania losy bohaterów często ulegają zmianie. A sam proces pisania zależy od typu książki. W mojej twórczości są thrillery, kryminały, komedie romantyczne jak właśnie „Obiad z Bondem”, albo erotyki jak seria „Bezlitosna siła” o zawodnikach MMA. Są powieści, które powstają z głowy, a są takie, które wymagają przygotowania. Wtedy zbieram materiał kontaktując się z policjantami, z prawnikami. Pracując nad serią „Bezlitosna siła” jeździłam na gale boksu zawodowego i MMA, obserwowałam zawodników podczas treningów. Po tym, jak takie działania zewnętrzne się kończą, praca robi się nudna, samotnicza. Ale absolutnie nie przeszkadza mi grający w tle telewizor czy muzyka. Moim książkom towarzyszą playlisty – piosenki, które inspirowały mnie do napisania każdego następnego rozdziału.
A jak się słucha swoich własnych książek w formie audiobooków?
To jest tak, jakby się patrzyło na historię z innej perspektywy. Zwraca się uwagę na inne rzeczy. Czuję się, jakbym to nie ja była autorką. W ubiegłym roku pojawiła się w formie serialu audio moja powieść „Molly”. To było zupełnie nowe przeżycie. Coś innego, niż normalny audiobook. W projekcie uczestniczyli młodzi aktorzy: Michalina Łabacz i Józef Pawłowski. Była ścieżka dzwiękowa. Przesłuchałam wszystkie 8 odcinków i podobało mi się! Marzy mi się film na podstawie tej właśnie powieści.
I miała pani wrażenie, że to napisał ktoś inny?
Tak, zdecydowanie. I nawet wzruszyłam się przy scenach lirycznych (śmiech.)
„Obiad z Bondem” charakteryzuje ciekawy zabieg narracyjny.
Od wielu lat wykorzystuję ten pomysł, żeby pokazywać myśli bohaterów z obu stron. Od jakiegoś czasu stosuje pierwszoosobową narrację i czytelnicy bardzo to lubią, łatwiej im się wczuć w rolę bohaterów. Naprzemienna narracja pierwszoosobowa wpływa także na dynamikę akcji i ułatwia niejednokrotnie pokazanie wydarzeń z różnych perspektyw.
Jedne postacie są pani bliższe niż inne?
Nie, tak to nie działa. Wszyscy są potrzebni, równi. Każdy ma jakąś rolę do odegrania. Ważni są więc pozytywni bohaterowie i negatywni, którzy „nakręcają” akcję. Z mojej strony wygląda to tak, że to czytelnik ma mieć jakieś określone emocje wobec nich. Dla mnie to protagonista i antagonista, są niezbędni do stworzenia wciągającej fabuły.
Nie byłabym sobą, gdybym na koniec nie zapytała Pani o poglądy związane z obecną sytuacją kobiet w Polsce…
Nie mogę zrozumieć jak w demokratycznym kraju, o życiu, bezpieczeństwie i osobistych wyborach kobiet mogą decydować ludzie, którzy zasłaniają się religią. Musimy odpowiedzieć na sobie pytanie czy żyjemy w państwie religijnym, czy demokratycznym. Nie jest tajemnicą, że obecna władza jest wasalem Kościoła Katolickiego i spłaca swój dług właśnie takimi szkodliwymi ustawami. Bardzo mnie ta sytuacja niepokoi.
Agnieszka Lingas-Łoniewska – wrocławska pisarka. Czytelnicy nazywają ją dilerką emocji. Autorka ponad czterdziestu bestsellerowych powieści, stanowiących elektryzujący miks gatunków: romansu, dramatu, sensacji i komedii. Kocha zwierzęta, ma cztery koty i psa. Od lat prowadzi autorską akcję „Karma zamiast Kwiatka” i na swoich spotkaniach autorskich zbiera dla zwierzaków karmę, którą przekazuje potem do wrocławskich fundacji. W 2016 roku zajęła II miejsce w plebiscycie „Kobieta Wpływowa”, prowadzonym przez „Gazetę Wrocławską”. Od 2017 roku jest członkinią Kapituły Literackiego Debiutu Roku. W wolnym czasie, kiedy nie pisze (a czasem się jej to zdarza!), kocha czytać i oglądać seriale kryminalne. Jej pasją jest także nordic walking i robótki ręczne. Do tej pory roku nakładem wydawnictwa Burda Książki ukazało się jej osiem najnowszych powieści: „Randka z Hugo Bosym”, „Tylko raz w roku” oraz „Kastor” i „Polluks”, „Saturn”, „Mars”, cztery tomy uwielbianej przez czytelniczki serii „Bezlitosna siła”, a także „Bez pożegnania”, kontynuacja jej debiutanckiej powieści „Bez przebaczenia”. W październiku 2021 roku premierę miała powieść „Molly”, na podstawie której został zrealizowany serial audio o tym samym tytule. Produkcja dostępna jest w aplikacji Empik Go.