– Ty zadbaj w końcu o siebie – powiedziała jedna przyjaciółka, bo aż po prostu przykro było popatrzeć. Włosy zaniedbane, niefarbowane od dłuższego czasu. Ciuchy byle jakie, niedbale zarzucone w porannym pośpiechu. Szara, ziemista cera i spojrzenie takie, że „mi już wszystko jedno”. Nie wiadomo jak się zachować, co powiedzieć. – Niech ona coś ze sobą zrobi, bo tak nie można – szeptały znajome z pracy widząc jak zmęczona wchodzi rano do biura, a oczy ma lekko zapuchnięte i smutek w nich taki głęboki. A te niedokładnie pociągnięte tuszem rzęsy to sprawiają, że właściwie nie wiadomo, czy się malowała dziś rano, czy jeszcze wczoraj.
Czy wiedziały?
No niby skąd, przecież się nie zwierzała. Ale z drugiej strony, TE RZECZY się wie, dostrzega, chociaż niechętnie. Najlepiej natychmiast wyrzucić je byle dalej od siebie. Niech nas nie dotykają, bo po co się denerwować, skoro i tak nic nie możemy na nie poradzić. Co nam do cudzego nieszczęścia? Ale tu wcale nie o nieszczęście chodziło, tylko o poczucie winy. Z jakiego powodu?
Z takiego, że źle wybrała w życiu. Bo taki mąż, to nie mąż tylko wieczna niepewność: czy będzie więcej tych dobrych, spokojnych dni w miesiącu, czy więcej nerwów i smutku. Jak ona mogła tak wybrać? Dlaczego nie zauważyła wcześniej tego, że bywa gwałtowny, że nie szanuje innych? Jak mogła być tak nieuważna, ślepa?
Z takiego, że pozwala na to, by dzieci cierpiały. Bo nie mają spokoju, bo żyją w wiecznym emocjonalnym chaosie budzone w nocy odgłosami awantur między rodzicami. Kiedy o tym myśli, łzy napływają jej do oczu.
Z takiego, że zawiodła rodziców. Bo miała stworzyć piękną, szczęśliwą rodzinę, a stworzyła coś, co jest bardzo smutne i zdecydowanie nieudane. Ale im tego nie powie, więc ukrywa przed nimi prawdę o tym, co w domu. – „Wszystko dobrze, Robert tylko bardzo zmęczony” – odpowiada na pytania o swoje małżeństwo.
Z takiego w końcu, że zawiodła siebie. Bo zrezygnowała ze swoich planów i marzeń i żyje z dnia na dzień, byle przetrwać: bez potrzeb, bez prób zmian.
Tego wszystkiego nie mówi na głos, to wszystko zachowuje dla siebie. Dziwi ją, że człowiek jest tak pojemny na trudne, niedobre emocje. Aż w końcu nadchodzi przełom.
No więc zaczyna się od tego, że pewnego dnia wchodzi do biura jakoś inaczej, pewniej, szybciej. Głowę trzyma wysoko i choć zdaje się być jeszcze bardziej nieobecna niż zwykle, ta nieobecność przepełniona jest nową energią, taką jakiej wcześniej u niej nie widziałam.
– Dobrze wygląda, coś nie tak jest – mówią znajome z pracy. A ona siada przy swoim biurku, włącza komputer i – pewnie pierwszy raz od dawna – czuje smak zielonej herbaty, którą sobie zaparzyła. Zamyka na chwilę oczy i spostrzega, że znowu może oddychać. Słyszy, że za oknem, na gałązkach olbrzymiej topoli zaczęła się już wiosna. Więc to na pewno jest dobry znak.
Co takiego się wydarzyło? Niby nic, bo świat nie stanął nawet na chwilę, żeby oklaskiwać jej decyzję i podziwiać ją za odwagę. A jednak, zmieniło się wszystko, bo postanowiła o siebie zawalczyć. Przede wszystkim zdecydowała się sobie odpuścić. Poczucie winy za to, na co nie ma wpływu. Idealny obraz związku na zewnątrz, mit wielkiej miłości, którą darzy ją mąż, obowiązek trwania w tym, co ją niszczy, byle tylko nie zawieść rodziców. Po drugie, zaczęła działać. Postawiła ultimatum, zażądała zmian. Nie oczekiwała cudów. Przestała kurczowo trzymać się przeszłości. I uwierzcie mi, znaczy to dla niej tak wiele, że już się nie zatrzyma, nie odpuści. Wygrała. Czy będzie nadal ze swoim mężem? Raczej nie. Czy sobie poradzi? Nie mam co do tego wątpliwości.
Nie wiem skąd wzięła się w niej ta siła, ale bardzo żałuję, że nie miałam w tej przemianie żadnego udziału. Chciałabym wcześniej powiedzieć jej, że trwanie w czymś, co jest już tylko iluzją to wyniszczająca strata cennego czasu i energii. Że najwyższa pora przestać się obwiniać. Ale przecież nie wiedziałam, domyślałam się tylko.
Dziś weszła do biura i spojrzała z troską na naszą koleżankę, pochyloną w smutnym zamyśleniu nad kubkiem gorącej kawy. – Źle wyglądasz, masz podkrążone oczy – powiedziała siadając tuż obok niej. – Mogę ci jakoś pomóc?