Go to content

A gdyby tak rzucić wszystko i wyjechać na drugi koniec świata? Historie Polek, które odważyły się żyć inaczej. Wyjechały

Arch. prywatne/ Joanna Wieczorek-Dieng/Senegal

Spakować plecak, pozamykać wszystkie swoje sprawy i… wyjechać. Czasami za miłością aż do Kolumbii, czasami do Egiptu, żeby tam spędzić czas na emeryturze. Zostać w Australii lub w Nepalu, bo właśnie tam spotkało się człowieka, z którym chce się spędzić resztę życia. Emigracja jawi nam się często jako lepszy świat, słuchamy takich historii za zapartym tchem. A jaka jest prawda? Jak wygląda życie Polek na emigracji? Nim zdecydujecie się rzucić wszystko i wyjechać, zapraszam do lektury książki „Rzuć to i jedź”.

Ewa Raczyńska: „Rzuć to i jedź” – nie dość, że to tytuł Twojej książki, to też często myśl, która pojawia się w naszych głowach, bo przecież wszędzie dobrze tam, gdzie nas nie ma.

Magdalena Żelazowska: Faktycznie, z pewnością każdy z nas nie raz myślał o wyjeździe na drugi koniec świata jako o rozwiązaniu wszystkich problemów, z którymi borykamy się na co dzień.

Jeśli taka myśl się pojawia, to może warto zdecydować się na taki krok i wyprowadzić się za granicę?

Ja sama nigdy się na to nie zdobyłam, bo też wiem, z jakimi kosztami taka decyzja jest związana. Moja książka i przeprowadzone z dziewczynami rozmowy pozwoliły mi zobaczyć, jak jest w rzeczywistości z tą całą emigracją i zdobyć informacje z pierwszej ręki.

Faktycznie, to nie są historie mówiące tylko o tym, jak to jest cudownie i pięknie żyć na emigracji…

Zgadza się, przecież nie ma co udawać, każdy wyjazd okupiony jest pewnymi trudnościami. Decydując się na życie za granicą ponosi się koszty – pojawia się chociażby tęsknota, przymus rozstania ze starzejącymi się rodzicami. Poza tym różne problemy spotyka się także na miejscu. Jest zderzenie z lokalną kulturą, która najpierw zachwyca, ale po pewnym czasie może męczyć. Nie jest łatwo przeskoczyć nawyków, które wyniosło się z domu, zwłaszcza, gdy wychowaliśmy się w zupełnie innej kulturze. Dlatego coś, co na początku jest ekscytujące, po paru miesiącach może zwyczajnie irytować, a czasami doprowadza do decyzji o powrocie.

Myślę, że warto sobie zadać pytanie, czy to, co mamy teraz wokół siebie, chcemy zmienić na coś zupełnie innego i czy jest to dobry pomysł. Czasami okazuje się, że tak, czasami zupełnie odwrotnie.

Nigdy myślałaś o emigracji?

Gdy dorastałam w moim rodzinnym mieście – Tomaszowie Mazowieckim, miałam głęboką potrzebę, żeby coś w swoim życiu zmienić. Chciałam, żeby więcej się działo, żebym miała możliwość spotykania ciekawszych ludzi, którzy mają energię do robienia fajnych rzeczy.

Po maturze wyjechałam na studia. W pewien sposób więc wyemigrowałam, w skali lokalnej.

Okazało się, że po przeprowadzce do Warszawy zyskałam dostęp do dalekich, egzotycznych podróży. Było to prostsze, chociażby z tego względu, że w Warszawie na wymarzone podróże mogłam sobie zarobić. Poza tym łatwiej było je zorganizować , bo poznałam ludzi, którzy chcieli ze mną podróżować, miałam dostęp do organizacji studenckich. Rzeczywiście, świat się przede mną otworzył. Tyle tylko, że wówczas ważniejsze było dla mnie poznawanie różnych miejsc, niż decydowanie się na zamieszkanie w jednym konkretnym.

I myślę, że chyba ta ciekawość świata we mnie została. Nie umiałabym zdecydować, gdzie chciałabym mieszkać i to nie z powodu, że żadne miejsce szczególnie mnie nie urzekło, ja po prostu nie lubię wracać tam, gdzie już byłam. Cały czas uważam, że nadal zobaczyłam za mało, że jeszcze jest coś ciekawszego albo innego. Ta różnorodność świata była dla mnie z jednej strony zachwycająca, a z drugiej przytłaczająca, bo jak się zdecydować na jeden kraj?

Z czasem doszłam do wniosku, że właściwie fajnie jest mieszkać w Polsce i móc podróżować i że ja wcale nie potrzebuję przeprowadzki. Mieszkając pół roku w Niemczech uświadomiłam sobie, że jestem szczęśliwa w Polsce, formuła kilkutygodniowych wyjazdów jest dla mnie wystarczająca.

Później założyłam rodzinę, poszłam do normalnej pełnoetatowej pracy i tak zostało. Choć nie zaklinam, że nie zdecyduję się na emigrację. Być może przyjdzie taki moment, bo historie opisane w książce pokazują, że decyzja o przeprowadzce w zupełnie inną niż dotychczas część świata zapada na bardzo różnych etapach naszego życia.

Często wydaje nam się, że prawo do podejmowania decyzji o emigracji mają tylko młodzi ludzie…

To stereotyp, że na taką przeprowadzkę są w stanie zdecydować się tylko młode osoby, najlepiej mające bogatych rodziców, dzięki czemu stać ich na podróżowanie po całym świecie.

I rzeczywiście młodość może pewne rzeczy ułatwiać, bo nie czujemy się przywiązane do rzeczy, które już sobie wypracowałyśmy. Jeśli ktoś zdobył doświadczenie zawodowe, założył firmę, kupił mieszkanie, to trudniej mu z tej małej stabilizacji się wyrwać. Bywa jednak, że w wieku 30 paru lat czy 40-tu, a nawet 60 – ciu – jak bohaterka z Egiptu, dochodzimy do wniosku, że właśnie teraz jest ten właściwy moment, żeby coś zmienić. Powody mogą być różne. Bo nie udało się nam małżeństwo, jak w przypadku Joanny, która wyjechała do Toskanii, albo nie osiągnęłyśmy wszystkiego w znaczeniu osobistego szczęścia, jak druga Joanna, która mieszka dzisiaj w Senegalu. Ona rachunek sumienia zrobiła tuż przed 40-tymi urodzinami. Pracowała w korporacji, świetnie zarabiała, ale zrozumiała, że nie o to jej w życiu chodzi. Jest jeszcze pani Barbara, która przeprowadzając się do Egiptu wypełnia pustkę, jaka pojawiła się w jej życiu po przejściu na emeryturę.

Ja na razie nie mam takiego impulsu, który by mnie wypchnął gdzieś z Polski, ale niewykluczone, że może się kiedyś pojawi.

Jak widać różne mogą być motywacje skłaniające do wyjazdów, jednak nierzadko ich tłem jest miłość.

Przeprowadzki z powodu miłości można podzielić na dwa rodzaje. Jeden – kiedy miłość wypędza nas z domu, każe się pakować, jak w przypadku Ewy, która leciała do Kolumbii, bo była po uszy zakochana w chłopaku, którego znała tylko przez internet.

Drugi przypadek to kiedy dziewczyny zdecydowały się nie wrócić z podróży, w którą wyjechały nie mając zamiaru w kimkolwiek się zakochiwać. Przykładem jest tu Joanna z Senegalu czy Julia z Australii.

Zaobserwowałam, , że to kobiety są bardziej skłonne się poświęcić i zamieszkać w kraju ukochanego niż odwrotnie. Znam sporo historii, gdy to dziewczyna – Polka, wyjeżdża, bo uważa, że tak będzie łatwiej, bardziej w porządku. One często znają języki, lepiej odnajdują się w nowej rzeczywistości. Jest jednak druga strona medalu – na początku nie myślą o konsekwencjach takich decyzji. Kiedy jest się zakochanym, nie planuje się, co będzie z dziećmi, z pracą, co z tęsknotą za rodzicami. To w efekcie często okazuje się być bardzo dużym obciążeniem dla związku i wystawia go na poważną próbę. Dlatego trzeba samemu odpowiedzieć sobie na pytanie, czy było warto, chyba, że czas przyniesie taką odpowiedź.

Jest jeszcze jedna ważna rzecz, jeśli chodzi o emigrację z miłością w tle, co widać także wśród moich bohaterek. Kilkukrotnie okazało się, że najpierw robimy krok, żeby w ogóle wyjechać z domu, opuścić bezpieczny świat, wyruszyć  w podróż. Dopiero potem miłość się nam zdarza, przychodzi jako naturalna konsekwencja naszych decyzji. Stopniowo stajemy się na tę miłość gotowe. Bo przecież statystycznie, dziewczyny mieszkając w Polsce, też mogły kogoś spotkać, ale tak się nie stało, więc może podróż najpierw musiała je zmienić, może dowiedziały się czegoś o sobie i otworzyły na uczucie. Może te spotkania, to wcale nie taki zupełny przypadek? Kasia, która mieszka w Nepalu, mówi, że w Polsce nie spotkała faceta, który by myślał tak, jak ona, miał ten sam system wartości, kto nadaje bardziej na jej falach. Takiego człowieka poznała na drugiej półkuli…

I w zupełnie innej kulturze…

Dziś płacą za to sporą cenę. Są w wiecznym rozkroku. Kasi nadal nie udaje się znaleźć w Nepalu sensownej pracy . Przyjeżdża do Polski pracować nad krótkoterminowymi projektami, żeby zgromadzić trochę oszczędności i wraca. Jest im ciężko. Niewykluczone, że w ogóle zmienią miejsce zamieszkania na inny kraj, chociaż jestem bardzo ciekawa, czy mąż Kasi będzie gotowy zrobić to dla niej.

Z jednej strony na emigracji jest ciężko, ale z drugiej – wszystkie twoje bohaterki sobie poradziły. Znalazły pracę, pootwierały własne biznesy… Okazuje się, że można?

Celowo wybrałam takie, a nie inne bohaterki, bo chciałam, żeby to były zwykłe dziewczyny, nie żadne celebrytki ani żony bogatych mężów, których nie interesuje kultura, w której żyją. Chciałam pokazać kobiety, które musiały same sobie poradzić. Musiały iść do pracy, zarobić na siebie, ogarnąć mieszkanie czy, jak Barbara w Egipcie – wybudować swój dom. Dzięki temu miały szansę naprawdę poznać miejsce, gdzie zdecydowały się żyć i stać się jego częścią.

Później przychodzi bardzo ciekawy moment, kiedy nagle przestaje być już oczywiste, które miejsce jest twoim domem – czy to pozostawione w Polsce czy to nowe z własnego wyboru. Okazuje się, że jest różnie. Niektóre  dziewczyny uważają, że znalazły swoje miejsce na ziemi – jak Kasia z Gwadelupy. Ona już po pierwszym wyjeździe wiedziała, że chce tam zamieszkać, to była miłość od pierwszego wejrzenia. Innym razem nowe miejsce staje się drugim domem dopiero w wyniku świadomej decyzji, jak Australia dla Julii. Ona w końcu doszła do wniosku, że nie może nieustannie żyć w rozkroku, że musi się na coś zdecydować.

Jest jeszcze Kanada…

Właśnie, a bywa też tak, jak w przypadku Kasi mieszkającej w Kanadzie, że że tęsknota bierze górę. Kasia, jak sama o sobie mówi, po prostu nie jest typem emigrantki. Wyjazd do Kanady to była dla niej fajna przygoda, doświadczenie, ale ona chce wracać. I wiem, że wiosną będą już z rodziną w Polsce. To postanowione.

Na pewno niejedna osoba spyta, ale po co wracać? Tutaj? Do Polski?

Też zapytałam czy nie boją się powrotu po kilku latach mieszkania w Kanadzie. Zwłaszcza, że dla nich to były lata kluczowe – tam urodziły się ich dzieci, mąż Kasi zrobił karierę naukową, a ona sama przyznała, że miała bardziej pasjonującą pracę w Kanadzie niż w Polsce. Chce jednak wracać,  nie może już dłużej tak tęsknić, a wie, że z każdym rokiem, byłoby coraz trudniej. Jest gotowa przełknąć wszystko to, co związane jest z powrotem…

Z drugiej strony myślę sobie o tym, co mówiła Kasia z Gwadelupy: każde miejsce ma swoje plusy i minusy. To banał, ale od nas zależy, w jakim stopniu jesteśmy w stanie zaakceptować niedogodności, czy możemy je udźwignąć i z nimi żyć na emigracji, czy też nie.

Dlatego tak ważne jest, jeszcze przed podjęciem decyzji, odpowiedzenie sobie na pytanie: czego ja właściwie potrzebuję. I tu pojawia się problem, bo ludzie najczęściej tego nie wiedzą. Wydaje im się, że wyjazd jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zmieni ich życie na lepsze i rozwiąże wszystkie problemy.  A to tak nie działa. Kiedy nie wie się, czego się chce, to przeprowadzka na koniec świata nie ma sensu, to strata czasu i pieniędzy.

Z chęcią poznajemy takie historie, kiedy ktoś odważył się wyjechać, myślimy, co by było, gdybym to ja się zdecydowała. Z drugiej strony w naszej kulturze silnie zakorzeniona jest potrzeba posiadania domu, mieszkania, miejsca, z którego trudno nam później zrezygnować.

Pamiętam, jak na własnej skórze odczułam, w jaki sposób zostałam wychowana. Bardzo długo frustrowało mnie, że nie mam swojego mieszkania, bo przecież każdy powinien mieć. Dziś moje spojrzenie na tę kwestię się zmieniło, fajnie, że mam mieszkanie, ale ono pewnie teraz utrudniałoby mi decyzję o wyjeździe. I faktycznie, jest w nas, w większości Polaków, nawyk kurczowego trzymania się najbliższej okolicy, najbliższych znajomych, rodziny. Mamy silną potrzebę poczucia stałości i stabilizacji, która być może wynika z faktu, że długo byliśmy biednym narodem. Emigrację kojarzymy raczej z przymusem, ucieczką, przesiedleniem. Może to pamięć minionych pokoleń podświadomie każe nam siedzieć  na miejscu i z niepokojem patrzeć na zmiany?

Myślę, że także dzisiaj, mimo coraz częstszych i dalszych podróży, mamy dość małą otwartość na świat, na możliwości, na mieszkanie w innym miejscu. . A jednocześnie bardzo lubimy słuchać o ludziach, którzy wyjechali, którym się udało. Siedzimy na tej swojej kanapie pod kocem i sprawdzamy, jak im się żyje, ale my nie, my nie będziemy tego próbować. A właściwie czemu nie?

3D_rzucto