Parkiet wibrował, a duszne powietrze oblepiało skórę potem, choć klimatyzacja dmuchała chłodem. Marcelinie coraz mniej podobała się atmosfera, postanowiła jednak robić dobrą minę do złej gry. Na wieczorze panieńskim nie wolno stroić fochów.
Przez kolejne trzy godziny przekrzykiwała koleżanki, kołysała biodrami na parkiecie i od czasu do czasu zamawiała dla wszystkich drinki. Sama stroniła od alkoholu, głównie z powodu cukrzycy. Widząc jednak, jak Daria staje się coraz bardziej wstawiona, cieszyła się ze swojego wyboru. Zerknęła na Karo – na policzki przyszłej panny młodej wkradł się rumieniec, oczy jej błyszczały. Dobrze się bawiła, a więc zadanie zostało wykonane. Kamień z serca, przyjaciółka może iść do ołtarza z myślą, że niczego nie traci. Amen.
Marcelina znów z zaciekawieniem popatrzyła na barmana. Jak on mógł pracować w tak potwornym hałasie? Czy klub wypłacał jakiś ekwiwalent za uszczerbek na zdrowiu? I czy taką pracę można wykonywać do końca życia?
Z zamyślenia wyrwało ją światło. A właściwie blask. Na lewo od ich stolika, w odległości kilku kroków, stał mężczyzna. To od niego biła owa przedziwna, hipnotyzująca łuna. Marcelina wlepiła wzrok w jego twarz. Boże, co za ciacho, pomyślała, badając każdy szczegół. Nigdy nie widziała nikogo równie atrakcyjnego. Jego uroda była onieśmielająca i doskonała, a jednocześnie bardzo męska. Wysoki i dobrze zbudowany. Szczupły i wyprostowany, na luzie, choć z klasą. Szatyn. Twarz o proporcjach, jakich nie powstydziłby się sam Michał Anioł, a do tego piękny uśmiech. Takim uśmiechem otwiera się drzwi, wygrywa każdą sprawę, można nim kupować wszystko, nie mając grosza w portfelu.
Rozmawiał z kimś. Stał oparty o bar i spoglądał z uwagą na swoją rozmówczynię. Lekki zarost tylko podkreślał jego usta, zmysłowe i fascynujące, można było patrzeć na nie przez długie minuty. Marcelina straciła rachubę czasu. Ile już gapiła się na tego obcego faceta? To musiało dziwnie wyglądać. Właśnie zamierzała w końcu oderwać od niego wzrok, gdy nagle mężczyzna podniósł oczy i spojrzał prosto na nią. Uśmiech nie zniknął z jego ust, może nawet stał się jeszcze piękniejszy. Ten moment trwał kilka sekund. A może całą wieczność. Wystarczająco długo, by serce Marceliny zaczęło walić jak młotem. Tymczasem mężczyzna nie przestawał patrzeć, jakby chciał ją do czegoś sprowokować. Marcelina zebrała całą siłę woli, by wreszcie zerknąć na barmana, i ruszyła w jego stronę, zamierzając odebrać drinki.
Zapomniałaś, jak się chodzi? Najpierw jedna stopa, potem druga, upomniała się w duchu. Postanowiła udawać, że mężczyzny tam nie ma. Sęk w tym, że on nie tylko był, nadal wysyłał fale, ultradźwięki, które Marcelina odbierała ukrytymi, nieznanymi sobie wcześniej zmysłami. Jakaś podniecająca siła ciągnęła ją ku niemu, więc w akcie rozpaczy chwyciła się kurczowo blatu. Barman uniósł lekko brwi, bo nie wyglądała na pijaną. Może pomyślał, że zasłabła? Niewiele się pomylił.
Wróciła do stolika, gdzie dziewczyny właśnie wręczały Karo prezent, kusą bieliznę i piżamę z dziurą w kroczu. Zaśmiewały się do rozpuku, widząc zaczerwienioną twarz przyszłej panny młodej.
– Laska! Aż takie kolejki do barmana? Nie było cię chyba z pół godziny! – rzuciła Donia i natychmiast upiła spory łyk ze swojej szklaneczki.
Marcelina odpowiedziała jej uśmiechem i opadła na skórzany puf. Czuła się wyczerpana, jakby przetańczyła całą noc. A dopiero minęła pierwsza.
– O, ja pierdzielę, dziewczyny, widziałyście TO? – Daria wypięła pierś i wyprostowała plecy, przyjmując kolejną seksowną pozę.
Spojrzały wszystkie na parkiet, gdzie stał oczywiście nie kto inny, jak mężczyzna z baru. W ręku trzymał szklaneczkę z mocnym alkoholem, która pasowała do niego idealnie, jakby był właścicielem tego miejsca.
– Chyba raczej GO. Masakra. Ale ciacho. Nigdy nie widziałam tak zajebistego gościa. Aż się, normalnie, spociłam – sapnęła Donia.
– Bez kitu, startuję do niego. Raz się żyje. Taki to może mnie przelecieć i nawet potem nie zadzwonić. Niech stracę! – zachichotała Łutka, choć Marcelina dostrzegła, że tamta nie żartuje. Trochę ją to ubodło. Ba, nawet poczuła nutkę zazdrości. Ale czy można być zazdrosnym o kogoś obcego, kogo widziało się przypadkiem i przelotnie?
Nagle stało się coś, czego żadna nie mogła przewidzieć. Daria zakrztusiła się drinkiem, a Karo pisnęła:
– Dziewczyny, kto to? To jakaś niespodzianka? On tu IDZIE. Jezu, co za bóstwo!
– No przecież widzę, ślepa nie jestem. Dziewczyny, on jest mój – odparowała Daria.
– Masz męża, idiotko! – odkrzyknęła Donia.
Szybkim ruchem poprawiła wycięcie sukienki, by wyeksponować pełny biust. Marcelina siedziała sparaliżowana nieznaną sobie emocją. Dziewczyny zachowywały się jak napalone nastolatki, choć łatwo to było zrozumieć. Obecność nieznajomego oszałamiała. Może pracował jako anestezjolog i znieczulał pacjentów bez użycia żadnych środków medycznych? Tymczasem mężczyzna był już naprawdę blisko. I patrzył na nią, Marcelinę, co sprawiło, że nagle poczuła się dziwnie lekka. Muzyka ucichła, a paplanina przyjaciółek dobiegała do niej jakby z oddali. Usłyszała tylko jego głos. Wyraźny, głęboki, niski.
– Cześć. Dasz się zaprosić do tańca?
Wyciągnął rękę. Marcelina podała mu dłoń i pozwoliła przyciągnąć się zdecydowanym ruchem.
Fragment książki „Twoja wina”
Miłość nie zadaje pytań, ale może właśnie ty powinnaś?
Marcelina poznaje swojego przyszłego męża w trakcie wieczoru panieńskiego swojej najbliższej przyjaciółki. Nigdy dotąd nie spotkała kogoś takiego: Adam jest chodzącym ideałem o urodzie hollywoodzkiego aktora. Nie może uwierzyć, że wybrał właśnie ją, bo przecież mógłby mieć każdą!
Jednak miłość nie zadaje pytań, więc dziewczyna daje się ponieść euforii. Woli nie zauważać, że Adam ma swoje dziwne sprawy, do których jej nie dopuszcza. Marcelina z radością przyjmuje oświadczyny i daje się wciągnąć w wir szokujących wydarzeń, które odmienią wszystko. Na ile możemy poznać drugiego człowieka? Ile może w naszym życiu zmienić jeden człowiek?
Każdy z nas zna ten typ mężczyzny. Niesamowicie przystojny, inteligentny i pewny siebie, roztacza wokół niezwykły czar, któremu nikt się nie oprze…
„Twoja wina” to wciągająca opowieść o toksycznym związku i człowieku, który uwielbia niszczyć innych. Dlaczego? Odpowiedzi na to pytanie udzieli on sam. Czy Adam ma jakiekolwiek zasady? Czy potrafi kochać? Czy cokolwiek jest w stanie go powstrzymać? I czy wielka miłość pozwoli Marcelinie przejrzeć na oczy?
Danuta Awolusi, rocznik ‘86 – Ślązaczka, mieszkająca obecnie w Warszawie. Pisarka, autorka tekstów, w tym powieści psychologiczno-obyczajowej „Macochy”. Od kilku lat prowadzi blog recenzencki „Książki Zbójeckie”. Wokalistka Gospel w warszawskim chórze Soul Connection Gospel Group.