Tydzień ferii za nami. W tym roku nie udało mi się nigdzie wyjechać dalej, ani wziąć urlopu, ale na tyle, w taki sposób lawirować czasem własnym i dziecięcym, by dać moim synom jak najwięcej fajnych doświadczeń, przygód, doznań, wrażeń.
Pierwszy weekend ferii wyjazd – wprawdzie rodzinny w okolicach W-wy, ale… był. Był i basen, i boisko i klub full serwis, czyli bawilandia, zajęcia ruchowe dla rodziców z dziećmi i grota solna i jacuzzi i wystrzały owsiakowe i… kino i igloo i górki i …wreszcie łyżwy, na które nie udało mi się z chłopcami dostać któregoś wieczoru, za to trafiliśmy na niesamowity mecz siatkówki – – grała drużyna Legii i Anwil Włocławek. Sala pełna, wszystkie bilety wyprzedane, złapaliśmy jedne z ostatnich.
To zdarzenie na końcu to nowe zupełnie doświadczenie i dla moich (9-letniego i 11-letniego) chłopaków oraz dla mnie. I fajnie jest odkryć i wiedzieć, że nie tak znów daleko od miejsca zamieszkania jest ładny Klub sportowy, gdzie dzieją się różne wydarzenia, które mogą żywo interesować moje dzieci i mnie samą przy nich;), uczyć ich kibicowania na żywo i pokazywać, że sport może być pracą, grą, fajną zabawą, nawet życiem, a i świetnym widowiskiem. Tu mam jednak duże ALE co do kibiców Legii. Znaleźliśmy się na widowni po środku dwóch sfer kibicowych – po lewej stronie Ci kibicujący Włocławkowi, po prawej mnóstwo warszawskich „Legionistów”.
I wiecie co… Ja tego nie kumam. Bo w pewnym momencie nie wiedziałam, na co przyszłam, czy na wrzask, często niepotrzebny, kibicujących Legii, łącznie z wyzwiskami, tzw. łaciną, etc., czy na mecz z fajnym pozytywnym kibicowaniem (takie też było obecne).
Luuudzie…, ja nie cierpię, gdy poza granicami W-wy, a i w niej mówi się źle o warszawiakach, szczególnie, że Warszawa jest zlepkiem mnóstwa przyjezdnych tu za tzw. chlebem poza rodowitymi osadnikami. Nie raz słyszałam i widziałam w TV wybryki kibiców drużyn piłkarskich, ale tu…zobaczyłam też tych koszykarskich. Po co to? Po co aż tak? I raptem ta magia przebywania chłopców oglądających pierwszy raz w życiu ważny ogólnopolski mecz na żywo zostaje zabłocona i coś się psuje i świechta i trzeba tłumaczyć dzieciom, co to, po co i dlaczego.
Sorry za ten wywód przydługi. W końcu nie o tym miało być. Jednak tak na marginesie sądzę, że może dlatego legioniści przegrali (http://legia.com/aktualnosci/koszykowka-legia-warszawa-anwil-wloclawek-60-95-57533). Mnie też ciężko by było sie skupić przy aż takiej grupie niby pozytywnych, robiących sztuczny hałas kibiców.
Tak, czy inaczej chłopcy nie mają co narzekać na pierwszą połowę ferii. Między moją zajętością, a ich wolnością dałam radę. Udało się. W międzyczasie spadł śnieg, sprawiając m.in., iż zamiast łyżew ślizgaliśmy się na czterech kółkach, jako, że myśląc, iż zima nas ominie, a i chcąc ciut zaoszczędzić, nie przygotowałam opon na taki „kataklizm”;)
Za to dla dzieci frajda! Przed wyjazdem do swojego ojca korzystali ze śniegowych uciech do ostatniej minutki, wraz z kolegami, którzy wrócili z rodzinnych wypadów. Aż tak, że… nawet do mokrych majtek. 🙂
I… wreszcie przyszedł czas zmiany – zmiany feriowej warty. To tata dzieci miał ich wziąć na tydzień. Wreszcie upragniony przez dzieci czas, a przede mną wizja „odpoczynku”.
Chłopcom bardzo brakuje ojca na co dzień, co jest zjawiskiem zupełnie normalnym. Wyjechali tylko/aż do jego mieszkania (do jego nowej rodziny) w drugiej części W-wy, ale dla nich to zawsze radość.
Pakowanie ich było jak zwykle pewnym zamieszaniem, w którym pomagałam. Zamieszanie, bajzelek, sprawdzanie co wzięte, co nie i pytam np. ich ojca i ich samych:…
Spodenki sportowe, bluzki? Otrzymuję odpowiedź od ojca dzieci: Nie. Po co? nie będziemy nigdzie jeździć (ze mną nie było takiej opcji, bo ja z chłopcami jeździłam i do klubu sportowego i tam, gdzie strój sportowy przydać się mógł i się przydawał). Tata dzieci mówi „nie”, to i moi chłopcy przytakują, bo jak tu tacie się sprzeciwić? Pytam dalej: buty sportowe? Gdyby chcieli gdzieś pograć w piłkę? Odpowiedź uzyskuję znów: Nie, nie będą chyba potrzebne. Damy radę. Chłopcy dalej nie marudzą, bo…no tak – jadą z tatą. Pytam: stroje kąpielowe? Odp.: Nie, nie będą potrzebne 😀
Czyli na basen też nie pojadą, choć mają go blisko od miejsca zamieszkania taty. I w tym przypadku w obecności taty chłopcy nie piszczą, że może by chcieli.
Choć zabierają komórki, no tak: te na pewno będą potrzebne – gry, internet, tablet, te rzeczy teraz będą pewnie na porządku dziennym.
Ludzie!… I tak… ja dwoję się i troję, by dzieciom zapewnić atrakcje, urozmaicić im czas, tata… wystarczy, że jest, nie musi praktycznie nic, poza tym, że zabrać ich do siebie i gdzieś tam być obok choć.
Naturalna niesprawiedliwość: dzieci tęsknią za tym rodzicem, którego nie ma na co dzień, którego im brak, to jego postać wynoszą pod niebiosa. Dodatkowo chłopcy tęsknią i potrzebują faceta. Dobrze by było, gdyby ten stanowił dla nich fajny wzór (z tym b. różnie).
Ja staram się być dla nich i facetem, czyli i tą częścią, którą powinien im zapewnić tata i mamą. Dwa w jednym. Ten układ jednak czasem wydaje się wymykać spod kontroli i czasem sił na niego brak. I są na to dowody, np. wtedy, kiedy sąsiad przynosi mi torebkę zostawioną za drzwiami w korytarzu lub kiedy ochroniarz w centurm handlowym zabiera moją kurtkę zostwioną w jednej z jadłodajni;) a w kieszeniach…uuu.
Może warto bym się tym tak nie martwiła i po prostu czasem była dla nich -dzieci, z nimi, nie bojąc się, że czegoś nie dostaną. I warto chyba, żebyśmy my wszystkie, my mamy samotne, samodzielnie wychowujące dzieci i zajmujące się wszystkim same, przypomniały sobie, że warto być, być dla dzieci lecz też dla siebie, bo bycie dla nich jest piękne, ale jeśli tylko dla nich, to i tak nie zostanie do końca docenione. – Niestety tak jest. – I wtedy jeszcze bardziej będzie nas boleć, kiedy wariują na widok taty pojawiającego się tylko w drzwiach.
Tak jest po prostu i zaakceptujmy to i może trochę pobądźmy dla siebie w momencie, kiedy dzieci są tam…
Życzę nam tego niejednokrotnie, byśmy potrafiły czerpać z tego czasu bez dzieci dla siebie, byśmy to potrafiły, bo mnie na razie to wychodzi średnio bardzo.