– Nienawidzę mojej matki, mam do niej żal i pretensje. Normalnie o tym nie myślę, ale perspektywa siedzenia z nią przy jednym stole doprowadza mnie do szaleństwa – rzuca moja przyjaciółka M.
M. chodziła kiedyś na terapię, więc nazywa swoje problemy wprost. „Nie akceptuję swojego ciała, bo matka wciąż mówiła mi, że jestem gruba”, „Boję się głośno odezwać w towarzystwie, bo matka wciąż mnie strofowała i publicznie oceniała: głupoty mówisz”.
Czasem mam wrażenie, że matka jest dla M. pretekstem, żeby nie żyć dobrze i szczęśliwie.
W gabinetach terapeutycznych bardzo często krytykujemy rodziców. Czasem żalimy się: „Matka wciąż się czepia, ojciec do tej pory nigdy mnie nie przytulił, zawsze wolał brata”. Jest w nas złość i żal, a jednocześnie ogromna potrzeba, żeby tym rodzicom imponować.
Świadome kobiety wiedzą, jakie matka lub ojciec popełnili błędy i oskarżają ich o to, że nie potrafią przez nich ułożyć sobie życia. Im się często wydaje, że są od rodziców już odcięte. „Dawno sobie postanowiłam, że nie będę kurą domową jak moja matka” – mówi A., pracoholiczka. Nie widzi, że wybrała skrajność, która też nie jest dobra i ją niszczy, wpływa na relacje z bliskimi. Tak naprawdę w życiu towarzyszą jej te same emocje co mamie – brak spełnienia, tęsknota.
Co roku przed świętami pojawiają się podobne artykuły. Właśnie o przebaczeniu. Powinniśmy rozliczyć się z rodzicami, przebaczyć im błędy i żyć dalej – bez zbędnego bagażu wspomnień, czy ran. Dlaczego to takie ważne? Bo dzięki temu stajemy się wolne i samodzielne. Nie przez odcinanie się od rodziców, a jednocześnie przeżywanie podobnych emocji ( frustracji, żalu, niezadowolenia z życia), tylko przez głęboką samoświadomość.
Pierwszy krok – przyjrzenia się sobie
Jeden z terapeutów opowiadał mi kiedyś, jak jego pacjentka żaliła się, że nie znów nie dostała awansu – dostała go koleżanka, która pracuje w firmie od niedawna. „Nie potrafią nic osiągnąć, stoję w miejscu” – mówiła terapeucie. On spytał: „Ale co panią powstrzymuje, by porozmawiać o tym z szefem?”. Spojrzała zdziwiona, że jemu w ogóle takie rozwiązanie przyszło do głowy. Wspólnie przyglądali się sytuacji. I nagle ją olśniło: „Tak mam. Boję się. To dlatego, że matka nigdy we mnie nie wierzyła. Gdy postanowiłam zdawać na prawo powiedziała: „Dziecko, po co ci to. Przecież nie dasz rady” . Więc to przez nią teraz taka jestem”.
TO jest jednak dopiero pierwszy krok. Bo jak na razie to tylko oskarżenie „To przez nią taka jestem!” Trzydziestoparoletnia kobieta, która ma męża, dziecko, przyjaciół, opowiada o tym, że boi się szefa. Nie jest dla niego partnerem tylko zastraszoną podwładną bojącą się powiedzieć słowo. „Mój tata był despotą. Z szefem czuję się jak z ojcem. Nawet łamie mi się głos, jak z nim rozmawiam” – tłumaczy. Oczywiście terapeuta rozumie te emocje, ból zranionego dziecka. Z drugiej strony wie, co się kryje za takim mówieniem. Ktoś dorosły stawia się w roli ofiary. To nie on jest odpowiedzialny za swój brak sukcesu, problemy, tylko oni – rodzice. Powoływanie się na nich, daje mu prawo do ciągłego usprawiedliwiania się: „Nie potrafię, nie umiem, nie znam się”. To dlatego boję się bliskości, zmian, kocham za mocno, za mało, nie radzę sobie w pracy, wszyscy mnie wykorzystują. Co to tak naprawdę jest? Obrona przed dorosłością. Kotwica, która pozwala stać w miejscu. Bo tak jest bezpiecznie. A zmiana nawyków wymaga pracy.
Drugi krok – weź za siebie odpowiedzialność
Musimy stanąć przed lustrem i uczciwie sobie powiedzieć: „Jestem za siebie odpowiedzialna”. To ja wybrałam nieodpowiedzialnego partnera, to ja nie dostaję awansu, to ja zawalam terminy, co na przykład, sprawia, że nikt nie traktuje mnie poważnie. Tylko w ten sposób zobaczymy swój wkład w nieudane rzeczy w naszym życiu. I musimy się zmieniać, jeśli chcemy coś osiągnąć innego.
Wróćmy do mojej M. Mama w dzieciństwie bardzo ją ograniczała. Nie pozwala spotykać się z chłopakami, wybrała jej studia. Tylko co się dzieje teraz? M. wciąż matkę oszukuje, że w jej związku jest dobrze, chociaż właśnie dowiedziała się, że mąż ma kochankę, że nie leci samolotem na wakacje tylko pociągiem, bo mama się boi latania. Oszukuje ją jak nastolatka. Żeby nie denerwować jej, nie słyszeć pretensji. Wciąż jest dziewczynką.Zawsze warto zadać sobie pytanie: czy chce się czuć jak osoba, która nie ma na nic wpływu, a inni wchodzą jej na głowę? Czy chcę się wciąż nad sobą użalać, a co za tym idzie nie być dla nikogo partnerem?”
Trzeci krok – poznaj swoich rodziców
Kiedyś przeczytałam, że nic tak nie pomaga, jak próba zrozumienia rodziców. Koleżanka przyznała, że przebaczyła mamie po tym, jak po jej śmierci przeczytała pisane przez nią pamiętniki. Okazało się, że mama całe życie walczyła z chłodem i niedostępnością emocjonalną swojej mamy. Tamta też nie przytulała, nie dbała o nią, była chłodna. To mojej koleżance przyniosło ulgę. Zobaczyła w matce małą dziewczynkę. Zrozumiała z czego wynikało jej zachowanie.
Dla dziecka mama jest albo dobra, albo zła. Widzi się tylko czyny: mama krzyczy, zabrania, nie pozwala. Gdy dorastamy, rozumiemy, że na przykład nie bawiła się z nami, nie poświęcała czasu, bo dbała o dom i jeszcze pracowała po to, żebyśmy mieli z czego żyć. Jeśli rozumiemy motywację, jest nam łatwiej. Podobnie jest z alkoholizmem. Jeśli zobaczymy w ojcu czy mamie ofiarę nałogu – łatwiej przebaczymy. Oczywiście, ta rana wciąż w nas jest. Ale już tak nie szarpie, nie boli. Bo mama albo tata nie byli źli. Byli pogubieni, bezradni, pełni wątpliwości. Tak jak my czasem bywamy. Warto poznać historię rodziny. Jak rodzice sami byli traktowani, jakie mieli doświadczenia, co ich bolało. Oczywiście nie wprost w stylu: „A kto cię zranił?”, tylko pytając: „Opowiedz mi jaka była babcia, co najbardziej pamiętasz ze swojego dzieciństwa, co lubiłaś, a czego ci zabraniano”. Czasem źródłem wiedzy o rodzicach są ciotki, wujkowie.
Czwarty krok – łatwiej jeśli sama jesteś rodzicem
Kobieta w ciąży obiecuje sobie: „Będę inna, dobra, czuła, zawsze stabilna”. A życie weryfikuje te marzenia. Nagle nie potrafimy się opanować i krzyczymy. Manipulujemy dzieckiem podświadomie, np. „Przytul się do mamusi? Nie chcesz, przykro mi”. Albo jesteśmy źli, zmęczeni – więc włączamy bajkę, uciekamy. I wtedy zapala się światełko: „Boże, tak samo robiła moja matka”. Wpadamy w drugą skrajność i popełniamy błędy tyle, że inne.
Widzimy nagle, jak ciężko jest być rodzicem, jak bardzo nasze doświadczenia z dzieciństwa, temperament, czy sytuacja życiowa wpływa na to. To pomaga przebaczyć. Siłę daje też to, że mamy wpływ na to co się dzieje teraz. Możemy nad sobą pracować. Stawać się lepszym rodzicem. Im jesteśmy lepsi, tym więcej ciepła i zrozumienia mamy dla innych. Terapeuta z którym robiłam kiedyś wywiad powiedział: rodzice nas kochali, nawet jak mówili: „Ty nie idź na te studia, nie dasz rady” Przecież w tym zdaniu zawiera się cały lęk matki o to czy jej córka będzie szczęśliwa. Nawet jeśli matka podcinała skrzydła, to jej motywacją prawie na pewno była miłość i troska. Tyle, że niestety bardzo niefortunnie wyrażona.
Możemy też zmieniać swoje postrzeganie jakiegoś doświadczenia. Zamiast mówić: „Ona mnie zmuszała do grania na fortepianie całymi dniami” powiedzieć: „Dzięki niej jestem zdyscyplinowana”. Podstawą przebaczenia jest przyjęcie od rodziców tego, co dobre i odrzucenie zbędnego balastu.
Gdy przejdziemy ten cały proces: od uświadomienia sobie, czego rodzice nam nie dali, jak to na nas wpływa, przez próbę zrozumienia ich, po akceptację, że przeszłości nie da się zmienić – dorastamy.
Teraz musimy więc znaleźć dorosły sposób na zaspokojenie potrzeb niezaspokojonych kiedyś. Jeśli brakowało nam poczucia bezpieczeństwa- budujmy sami swoje poczucie stabilizacji. Unikajmy niestabilnych ludzi, szukajmy spokoju. Dziewczynka się użala i wiąże wciąż z nieodpowiednimi partnerami. Z terapii ucieka. Dorosła kobieta bierze życie w swoje ręce, zostawia mężczyznę, który ją rani. Zrywa z pseudo przyjaciółmi, na których nie może polegać. Albo chociaż próbuje to zrobić i na przykład idzie na terapię. Albo warsztaty. A jak mieszka w małym mieście – czyta książki psychologiczne, albo poradniki napisane przez ludzi, którym się udało pokonać stare nawyki. I wie, że to od niej zależy, z kim jest blisko,
Nie będzie bać się szefa, a nawet jeśli on uruchomi dawny mechanizm, zapanuje nad tym. „Spokojnie, to tylko praca. A szef nie jest moim ojcem. Nie muszę czekać na jego pochwały. Są miłe, ale czy idą za tym czyny, np. awans czy podwyżka?”. Gdy kobieta „dorasta”, nie daje sobie tak łatwo mydlić oczu. Jej relacje stają się partnerskie, ona sama asertywna. A to działa na innych. Tak naprawdę nikt nie szanuje małych dziewczynek w ciele dorosłych kobiet.
Rodzicom więc wybaczamy przede wszystkim po to, żeby łatwiej i lepiej nam się żyło.