Owszem, to mi się zdarzyło. Byliśmy na służbowej kolacji, było miło, rozluźniłam się. Zaproponował, że odwiezie mnie do domu, ja poprosiłam, żeby wszedł. Zgodził się, czułam, że nie ma ochoty się ze mną rozstawać. Pierwszy raz rozmawialiśmy o czymś innym niż praca. Zobaczyłam go z innej strony jako faceta, nie kolegę z pracy. No i stało się, przespałam się z moim szefem. A to, że potem postanowił mi to „wynagrodzić”, traktuję jedynie jako dodatkową korzyść.
Od razu wiedział, jak to się skończy. Myślę, że podobałam mu się od dawna. Najpierw delikatny pocałunek, potem większa bliskość i seks. Całkiem dobry seks, muszę przyznać. Na moment zapomniałam, że on jest moim szefem, był po prostu świetnym kochankiem. Po wszystkim był nieco zawstydzony, czym mnie ujął. Udawałam, że też się wstydzę, że nie wiem jak „to” się stało, bo to zawsze świetnie działa na facetów. Myślą wtedy, że są tak atrakcyjni, że nie mogłaś się im oprzeć. To taki „ukryty” komplement. Trafia prosto w męskie ego. Tak się stało i tym razem.
Przyznaję, następnego dnia było dziwnie. Ta granica intymności – jeśli ją już przekroczysz – zmienia wszystko w relacji z drugim człowiekiem. Siedzisz na spotkaniu, wokół inni ludzie, a ty myślisz o tym, że poprzedniego wieczora kochałaś się z nim w twoim łóżku. I zastanawiasz się, czy on myśli tak samo, kiedy zerka na ciebie nieco speszony, ale z tą iskrą w oku.
To może wszystko skomplikować, ale może też wiele ułatwić. W moim przypadku ułatwiło. Mój szef poczuł się winny, uznał, że postąpiliśmy nieetycznie. W korporacyjnym kodeksie tak bliskie relacje są po prostu zakazane. A poza tym, miał wyrzuty sumienia wobec swojej partnerki. Myślę, że przeraził się, że mogę wykorzystać fakt, że spaliśmy ze sobą i spróbować go szantażować. Więc postanowił mnie ubiec. Pod koniec tygodnia przydzielił mi ważny projekt, którego pewnie nie dostałabym, gdybym się z nim nie przespała. Projekt, którego doprowadzenie do końca wiązało się z gratyfikacją finansową.
Z nim to był jeden, jedyny raz. Ale dzięki temu jednemu razowi zrozumiałam, że mam w garści poważny argument: ciało.
Pracuję w bardzo dużej firmie, często chodzę na spotkania od których wiele zależy (w tym, przede wszystkim, moja prowizja). Flirt z naszymi partnerami czy klientami traktuje właściwie jako część mojej pracy. Wiedza wiedzą, ale umówmy się, to dobry wygląd kruszy lody i sprawia, że udaje mi się finalizować umowy. W 90 przypadkach na 100 po drugiej stronie stołu siedzi mężczyzna. Więc staram się wyglądać naprawdę dobrze. Oczywiście, nigdy nie jestem wyzywająca, pilnuje obowiązującego dress code’u. Ale to co i jak mówię, jak patrzę, jakie wtrącam uwagi, to tajemnica całego sukcesu.
Jasne, że nie chodzę z nimi do łóżka. Flirt kończy się w momencie, gdy osiągam swój cel. A co właściwie robię? Powiedzmy, że daję obietnicę, sugeruję, że mi się podobają, wykazuje zainteresowanie czymś więcej niż relacje służbowe, ale w delikatny sposób. Staram się być jak najbardziej profesjonalna i onieśmielona jednocześnie. To taka psychologiczna gra. Mam to szczęście, że świetnie „wyczuwam” mężczyzn. Wiem, co się komu podoba. Można powiedzieć, że obserwuję określone typy facetów tym biznesowym świecie i wiem, jak z każdym z nich postępować.
Ci po trzydziestce, z narzeczoną na plecach i planami na przyszłość są najbardziej otwarci na bliższy kontakt. Lubią jasne komunikaty, lubią czuć, że się podobają, że jesteś nimi zainteresowana.
Ci po czterdziestce, ze zdjęciami dzieci i żony w portfelu są bardziej nieśmiali i zaskoczeni, upewniają się, że dobrze zrozumieli sygnały, które wysyłam. Dla nich jestem nieco bardziej ciepła, przyjacielska. Tego potrzebują.
A mężczyźni po 50-tce zazwyczaj mają silnie ugruntowaną pozycję zawodową, nastoletnie lub dorosłe dzieci i fajne, mądre żony. Wobec młodszych kobiet są opiekuńczy. Przed nimi najlepiej grać zagubioną, która zobaczyła w nich swojego mentora. Ot i cała filozofia. Dość prosta, właściwie.
Nie uważam, że robię coś złego, absolutnie. To, jakie nawiązuje relacje z mężczyznami znacznie ułatwia mi moją pracę, sprawia, że szybciej osiągam sukcesy, ale nie byłabym tu, gdzie teraz jestem, gdyby nie moja wiedza i zdolności. Nie jest moją winą, że mężczyźni bywają bardzo naiwni.
Myślę, że w naszym kraju jest wiele hipokryzji i obłudy. Tak, spałam z szefem, nie widzę problemu. Może jeszcze kiedyś mi się to przydarzy. Nie bądźcie tacy święci, nie oceniajcie innych. Niech każdy postępuje zgodnie ze swoim sumieniem.