Ostatnio chcąc pożyczyć książkę od siostry czy mamy słyszałam odpowiedź, że mają tylko wersje elektroniczna czyli na Kindla. Od razu także padło pytanie, czemu sama sobie nie kupię takiego sprzętu, przecież jest wygodny, poręczny i tak dalej. Zaczęłam się więc zastanawiać skąd u mnie wzięła się ta niechęć do tego wynalazku.. Odpowiedź natomiast samą mnie zaskoczyła. Po głębszym zastanowieniu przypomniałam sobie słowa.. mojego polonisty z gimnazjum. Słowa które poniekąd ukształtowały moje dzisiejsze gusta. Mój polonista, obecnie śp. zawsze mówił, że książka jest jak kobieta, o którą trzeba dbać, pieścić, dotykać, czuć. Przewracając kartki, wczuwać się w jej fakturę, wąchać strony. Dla 13-14 latki, przyznaje, te słowa brzmiały dość dziwnie. Dopiero teraz po czasie wracając do moich zamiłowań odkryłam jak duże znaczenie miało właśnie to, że trafiłam na takiego człowieka.
Zaczęłam naukę w gimnazjum, trafiając na nauczyciela polskiego, którego zawsze nieodłącznym elementem ubioru był szalik, stara podniszczona torba zarzucona na ramię, a na przerwie papieros w ustach. Już ponad 15 lat temu widok ten był niecodzienny, teraz zapewne bardziej doceniony za indywidualizm. Trafiłam pod jego skrzydła, po tym jak uczył moja siostrę. Z tego też względu na każde porównanie do mojej siostry traciłam rezon i się buntowałam ( jak to nastolatka). Pisząc opowiadania, prace czy jakiekolwiek inne formy literackie słyszałam, że stać mnie na więcej i dostawałam 4, co też było dla mnie irytujące.
Wtedy nie było dla mnie niczym specjalnym ( wydaje mi się, nie tylko dla mnie), że nauczyciel ten organizował kółka filmowe, na które chodziła większość uczniów (dodatkowe zajęcia po lekcjach) mimo, że nieraz kończyło się to koniecznością dodatkowego dojazdu, późniejszego powrotu do domu, a także koniecznością napisania później recenzji. Z zaskoczeniem jednak wspominam teraz filmy, których tytuły mąż mi czasem proponuje szukając czegoś dla nas na wieczór, a po odmowie, ze zdziwieniem reaguje ” jak to? kiedy je widziałaś”? Okazuje, się (a pamięć bywa zawodna), że w wieku gimnazjalnym puszczane na kółku były filmy takie jak „Stowarzyszenie umarłych poetów”, „Żądło”, „The wall” czy też „Lato miłości”. Nie pamiętałam o tym jak niebanalny,, wyselekcjonowany i wiele wynoszący był to repertuar. Każdy seans był poprzedzony staranną selekcją, bynajmniej nie wiekową. Co więcej po obejrzeniu każdego filmu każdy uczestnik musiał napisać recenzje. Nie mogły to być 3 zdania bo wtedy dostawało się najniższa ocenę. Każdy był zmuszony do przeanalizowania obejrzanego przez niego filmu, przemyślenia, wyciągnięcia wniosków scena po scenie! Przecież w dzisiejszych czasach to byłoby prawie niemożliwe, każdy by stawiał opór, zaraz by były skargi rodziców, a jednak wtedy nikomu nie przyszło się do głowy buntować i wszyscy czekali z niecierpliwością na kolejny tydzień kółka filmowego.
Dodatkowym poza lekcyjnym bonusem były „lektury nadobowiązkowe”. No tak obecnie po ciągłej zmianie lektur w szkołach już to widzę, jak lekko to by było odebrane, zapewne wystarczyłaby jedna skarga na treść danej książki niezgodnej z.. wiekiem, poprawnością polityczną, etc.(można samodzielnie dopisać). A jednak lektury nadobowiązkowe właśnie wybierał nam ten Nauczyciel. Każdemu narzucał określoną lekturę dodatkową, nie było pertraktacji. Mnie na szczęście (choć teraz wiem, że to nie szczęście,a bardzo dobrze przemyślany wybór) trafiły się „Lalka” i m.in. ” Zbrodnia i Kara”. Podkreślam, że były to książki dla dzieci w gimnazjum . Każdy z uczniów dostawał swój przydział.. I na tym nie koniec. Po przeczytaniu lektury KAŻDY musiał przed całą klasą wystąpić opisując i także recenzując książkę. Na głos, najlepiej z pamięci. Do tej pory nie wiem jak mi się to udawało, jako że nie przepadam za publicznymi wystąpieniami,obawiałam się Jego oceny na moje przemyślenia – wtedy mi się wydawało, że to był strach, dziś wiem, że to był szacunek.
Po tych lekturach, „Lalka” stała się jedną z moich ulubionych książek, a omówienie jej czy innej lektury w liceum nie stanowiło dla mnie żadnego problemu. Po takiej „szkole kultury” pamiętam w końcu moją pierwsza, tak „silną” piątkę z polskiego. Napisałam opowiadanie (temat chyba był dowolny) pt. „Wyzwoliła mnie literatura”, za co naprawdę dostałam taka prawdziwą pochwałę i byłam z siebie dumna, ponieważ widziałam zadowolenie mojego Nauczyciela.
Teraz widzę, że On we mnie nigdy nie wątpił, tylko chciał żebym dała z siebie więcej, bo po prostu we mnie wierzył- a że był prawdziwym indywiduum- wtedy tego nie rozumiałam.
Nie wiem jacy są obecni nauczyciele w szkołach, ciężko mi stwierdzić, bo nie mam z nimi obecnie żadnego styku. Jednak mogę się założyć, że niestety takich jak On nie ma wielu. Prawdziwych nauczycieli z powołaniem, być może odbiegających od typowego wytyczonego programu nauczania, ale w zamian dających tak wiele. Każdemu życzę takiego przewodnika w życiu, gdyż nigdy później nie spotkałam takiej osoby. Taki Nauczyciel to skarb, który niestety najczęściej docenia się dopiero po fakcie, a jego mądrości przekazywane za młodu założę się, że będą mi jeszcze długo towarzyszyć.