Ostatnio, w trakcie rozmowy ze znajomymi, wypłynęło następujące pytanie:
No ale po co w ogóle wmawiamy dzieciom, ze święty Mikołaj istnieje? Przecież uczymy je kłamstwa…
Jak to po co?! Oburzyłam się.
Okazało się, ze coś, co dla mnie jest oczywiste, nie dla wszystkich takim być musi.
Pierwszy argument, jaki usłyszałam, był w stylu „musimy dzieci nauczyć, ze w dzisiejszych to mit, z którego nic nie wypływa, ze świat wcale nie jest taki dobry”. No niby tak, ale do tego trzeba dorosnąć. Dojrzeć. Na wszystko w życiu jest czas. Odpowiedni moment. Przecież każdy z nas uwielbia(ł) bajki, baśnie. Dzieci, które wierzą w Świętego Mikołaja, doświadczają w pewien sposób magii i cudów. Czuja się ważne, a kiedy otrzymają prezent, o jakim marzyły – wysłuchane. Poza tym, sama otoczka – pisanie listu, ktoś w nocy zabiera go z okna – czy może być coś cudowniejszego niż wyczekiwanie i uczucia mu towarzyszące? I nawet wtedy, gdy rysunek (bo z pisaniem rożnie bywa) jest mało wyraźny, mało dokładny, to dostają dokładnie to, o co prosiły, bo Mikołaj wszystko wie i wszystko widzi.
Skoro wszystko widzi, to również wie, czy dzieci są grzeczne. Jest to zatem idealny moment na przekazanie dziecku, że warto być dobrym. Chyba każdy z nas słyszał w dzieciństwie słowa typu „Mikołaj wszystko widzi”, czy też „Mikołaj obserwuje czy zasługujesz na prezent”. Okazuje się, że dziecko dokładnie wie, jak się powinno zachowywać. Potrafi pomagać, sprzątać, ładnie się odzywać. Jednym słowem, jakby było zaczarowane. Dla nas, rodziców, jest to tym samym również wspaniały magiczny okres w ciągu roku.
Pewnie usłyszałabym słowa sprzeciwu – ale jak długo? Przecież w końcu nadchodzi taki moment, ze wiara w Świętego Mikołaja ulatnia się i odchodzi w zapomnienie. Dziecko zaczyna podejrzewać, a z czasem nabiera pewności, że to rodzice, dziadkowie, przynoszą prezenty. Ale co jest w tym złego? Wystarczy im to szczerze wytłumaczyć. Opowiedzieć skąd wzięła się tradycja prezentów, kim był i co robił święty Mikołaj.
Z Ann sytuacja będzie troszkę inna – ona widziała swojego tatę, który odwiedził dom Świętego Mikołaja w Laponii. Jednak, teraz wierzy, że prezent dostaje właśnie od tego jedynego (mimo, że zostawia on prezent u babci, cioci, wujka i jeszcze innych miejscach dla niej). Pozostałych panów Mikołajów wytłumaczyła mi ostatnio, że przecież każdy musi mieć jakiegoś pomocnika, a świat jest taki duży, że nawet, jak Mikołaj ma magiczne sanie, to bardzo by się zmęczył. Kiedyś jak odkryje prawdę, mam nadzieje, że zrozumie i sama zechce dawać najbliższym, których kocha, ich wymarzone prezenty.
Magia świat to coś co mamy w sercach. To cudowne wspomnienie oczekiwania i radości ze znalezionych prezentów. Dzieci uczą się cierpliwości, wytrwałości. Rozwija się ich wyobraźnia. Dzięki temu, że czują się ważne, kochane wzmacnia się w nich poczucie bezpieczeństwa. Więc może jednak warto…
Ja swojemu dziecku nie będę wciskał bajek…
Może teraz tak mówi, bo nie ma jeszcze dziecka… Nie wiem. Znam domy, w których bardzo wcześnie mówi się dziecku, że Święty Mikołaj nie istnieje. Myślę, że najważniejsze to zrobić to z głową. Wyjaśnić kim był, co robił, kiedy żył, a przede wszystkim dlaczego do dziś wszyscy w ten jeden dzień wręczamy prezenty osobom, które są dla nas ważne. Bo najważniejsze to robić coś w co się wierzy.
Ja już nie potrafię się doczekać miny Ann w niedzielę, kiedy dostanie to o czym napisała. Pamiętam ten błysk i gwiazdeczki łez szczęścia w zeszłym roku, kiedy w torebce od Świętego Mikołaja dostała dokładnie to o czym marzyła. W tym roku muszę zdążyć ze zrobieniem zdjęcia.