Dziś Europejski Dzień Walki z Otyłością, na ring w świetle reflektorów wychodzą więc wszyscy specjaliści, by zmierzyć się ze zmorą czasów, w których żyjemy – nadmiarem kilogramów. Będą celować mądrą radą w rozłażącą się po świecie zarazę, będą starać się zagonić ją do kąta, pokazać gdzie jej miejsce. Tego dnia wszyscy usłyszymy sto razy, jak jest źle i będzie jeszcze gorzej, jeśli nic nie zmienimy.
Na ring wychodzę i ja – jako że od prawie 10 lat próbuję zawodowo zrozumieć to zjawisko i się z nim mierzyć. Im jednak dłużej to robię, tym czuję większą bezradność. Nie dlatego, że nie nie dysponuję „narzędziami” pomocnymi w pracy nad problemem. Jest ich wiele, wiele z nich wydaje się nawet być skutecznymi rozwiązaniami – lecz często na krótką metę.
Dzieje się tak dlatego, że współczesny świat skoncentrowany na walce zapomniał, że wiele więcej może zdziałać miłość.
Dlatego walczymy zaciekle z różnymi zjawiskami, gubiąc po drodze istotę sprawy i najważniejszą potrzebę ludzkości. Potrzebę bezpieczeństwa, bliskości i miłości – bez której dzieją się z człowiekiem różne złe rzeczy.
Przez taką perspektywę patrzę też na zjawisko otyłości, której nie pokona się dobrze ułożonym planem żywieniowym – jeśli jej posiadacz ( tej otyłości) żyje w poczuciu zagubienia, lęku, pustki.
Otyłość, w moim rozumieniu może być manifestacją zjawisk zachodzących dookoła nas, którym się nie dziwimy, które akceptujemy, uznając za właśnie takie – jakimi mają być.
A wszystko zaczyna się już w łonie kobiety, która oczekuje dziecka. Jest to pierwsze środowisko życia człowieka, które ma wpływ na kształtowanie się jego odporności, zdrowia. Nikt właściwie już z tym nie dyskutuje.
Wiadomo, że odpowiednie odżywianie się mamy, dostarczanie wszystkich składników odżywczych zapewnia dziecku dobry start i zmniejsza ryzyko otyłości ale także cukrzycy, nadciśnienia, ataku serca, czy wylewu ( tzw. hipoteza Bakera). Niedożywienie w łonie matki powoduje, zdaniem Bakera permanentne zmiany w strukturze ciała, w fizjologii i przemianie materii, które w dorosłym życiu wywołują np; ataki serca i wylewy.
Problem nas nie dotyczy, bo nie cierpimy głodu? Wręcz przeciwnie, niedożywienie jakościowe to powszedniość. Wystarczy, że w codziennym menu dominują produkty przetworzone, pozbawione naturalnych składników odżywczych, za to pełne chemii. Zjadanie byle gdzie, pod byle pretekstem, byle szybciej.
Odżywianie się kobiety w ciąży, to jednak nie jedyny czynnik wpływający na problemy z metabolizmem jej dziecka. Drugim równie destrukcyjnym jest wszechobecny stres. Obecnie wielu badaczy uważa ( np; Hellhammer), że kiedy matka naraża siebie na trwały stres, zakłóca to działanie epigenomów systemu reakcji stresowej u dziecka. ” Zmiany epigenetyki podczas ciąży i w pierwszych miesiącach po narodzinach dziecka wydają się najważniejszym czynnikiem późniejszej podatności na stres.” * W takim przypadku dzieci są w późniejszym życiu nieodporne na wszelkiego rodzaju obciążenia. Stają się przez to bardziej podatne na choroby związane z poważnym stresem, w tym także otyłość.
A zatem oprócz właściwej diety, minimalizacja czynników stresogennych powinna być priorytetem dla obojga przyszłych rodziców i otoczenia ciężarnej. Tymczasem wiele kobiet pozostaje, na przykład w destrukcyjnym, toksycznym środowisku zawodowym nierzadko do samego końca ciąży. Wystawiając swoje dziecko na działanie toksycznych hormonów stresu. Nie oceniam tutaj tego rodzaju wyboru ( bo jest on podyktowany wieloma czynnikami)zwracam tylko uwagę na związek przyczynowo skutkowy.
Bywa, że i społeczność dookoła, coraz częściej traktuje ciężarną jak każdą inną osobę – bo przecież ciąża to nie choroba. To prawda, to stan wymagający o wiele więcej troski, uwagi i ciepłych uczuć. Bo od tego, jak czuje się przyszła mama – zależeć będzie zdrowie jej dziecka.
To oczywiście nie koniec zależności między środowiskiem życia rodziców ( matki) a zdrowiem, nazwijmy je na tę chwilę metabolicznym dziecka, przyszłego dorosłego zmagającego się z otyłością. Równie ważne jest wszystko to, co dzieje się w pierwszych miesiącach, a potem latach jego życia. Jeśli rodzice starają się zagwarantować dziecku bezpieczne i pozbawione nadmiernych (to słowo pułapka, bo co to znaczy nadmierne dla dziecka) stresorów otoczenie. Jeśli poświęcają sobie, swojemu związkowi, dziecku dużo czasu i uwagi wówczas ich synowie i córki mają większą szansę na zdrowe życie. Kiedy tworzą przewidywalne, bezpieczne i pełne miłości środowisko dają swojemu dziecku najlepszy posag.
W tym kontekście nie daje mi spokoju myśl na temat związku zinstytucjonalizowanej opieki nad małymi dziećmi a plagą XXI w. Jak wiele, mówiąc oględnie stresów przysparzamy naszym dzieciom posyłając je do tych placówek. Pozbawiając je, na czas pobytu tam – nadziei na bliskość i miłość. Dla takiego malucha to cała wieczność w poczuciu odrzucenia i braku bezpieczeństwa,nawet jeśli dookoła kolorowo i przyjaźnie.
Psychosomatyk Joachim Bauer twierdzi, że :”Państwo, które nie zapewnia rodzicom odpowiednich możliwości intensywnego zajmowania się swoimi dziećmi we wczesnej fazie ich życia, później płaci za to słoną cenę – w postaci wzrostu zaburzeń psychicznych oraz innych chorób wywołanych stresem, w tym także otyłości.”
Wróćmy jeszcze do związku ciąży, a właściwie porodu ze wzrostem ryzyka otyłości. Pojawiających się w moim gabinecie rodziców otyłych dzieci pytam zawsze, jaką drogą córka lub syn przyszedł na świat. Czy zdziwię kogoś jeśli powiem, że najczęściej słyszę, że przez cesarskie cięcie. I znów nie ma znaczenia jaka była motywacja do takiego rozwiązania, pozostaje fakt, że już na stracie organizm dziecka będzie miał pod górkę. Wiąże się to przede wszystkim z zasiedleniem przewodu pokarmowego zdrowodajnymi bakteriami z dróg rodnych kobiety. Związek między mikroflorą jelitową a otyłością jest już w zasadzie bezdyskusyjny. Ten pierwszy moment jest kluczowy, choć można go odczarować, dostatecznie długo karmiąc piersią, mlekiem pełnym dobrych bakterii i wszystkich niezbędnych składników odżywczych.
Dlatego jeśli matka dostatecznie długo będzie karmić swoje dziecko piersią ma dużą szansę, żeby te braki wyrównać – a jeśli z jakiegoś powodu nie będzie? Być może historia będzie wyglądała tak, jak wiele tych, które słyszałam.
Częste infekcje,w związku z małą odpornością ( którą zapewniają także dobre bakterie) przechodzące w zapalenie oskrzeli lub płuc, w związku z tym liczne antybiotykoterapie. Alergie pokarmowe, wziewne, zdiagnozowana astma – terapia sterydami. Liczne badania na całym świecie podkreślają związek między antybiotykoterapią w wieku dziecięcym a otyłością.
To tyle o początku życia dziecka, które może stać się dorosłym otyłym ,z wiekiem przybywa liczba czynników predestynujących do nadmiaru kilogramów. Ale to, jak dorosły sobie z nimi poradzi w dużej mierze zależy od tego, jak wyglądało jego dzieciństwo.
Dlatego jeszcze raz wrócę do zdania z początku moich rozważań, że nie walka a miłość jest kluczem do rozwiązania problemu.