Czuję na plecach oddech Świąt. Dziś już czwartek, a mnie od rana ogarnia panika – żesz w mordę jeszcze nic nie mam zrobione – dudni w uszach, a przed oczami staje mi moja mama, która namiętnie co roku, odkąd żyję, tę tezę wygłasza.Żołądek zaciska mi się ze stresu. Bo przecież JA już na pewno nie zdążę. Czwartek. C-Z-W-A-R-T-E-K. A przecież jeszcze w pracy i dzisiaj i jutro. Dzień w mojej głowie nagle skraca się niemal do godziny. Szynka, biała kiełbasa, żurek, jajka. O matko JAJKA. A przecież z dziećmi trzeba choć kilka pomalować, żeby podtrzymać tradycję i babkę świeżą upiec i sernik pewnie cudownie jakby się znalazł.
W głowie robię szybko listę zakupów. Postanawiam, że podorzucę mężowi, on rosły chłop przebije się przez te kolejki, które pewnie po godzinach pracy zwykłych ludzi okalają sklepy.
I te okna… I szafki i kurze. Zakodowane, prawie wrosłe we mnie świąteczne porządki. Zastanawiam się przez chwilę, kiedy moja mama z nimi zdążała. To mycie okien, kryształów pozdejmowanych z segmentów na wysoki połysk, których fronty też trzeba było starannie wyszorować, żeby smugi nie powstały. W szafach ułożone kolorami leżały nasze ubrania, a w kuchni późno w nocy można było jeszcze spotkać mamę, która klęczała nad wyciągniętymi z szafek talerzami, szklankami i sztućcami szorując zawzięcie każdy najmniejszy ślad brudu – i na naczyniach i w samych szafkach. Cały dom pachniał pastą do podłogi. Pamiętacie ten zapach jasnej emulsji rozlanej po podłodze i starannie ruch przy ruchu na kolanach wcieranej, żeby podłoga lśniła?
I te okna. Okna były zawsze najważniejsze. Pamiętam jeszcze te stare, podwójne, rozkręcane. Myte na tysiące sposobów w poszukiwaniu tego idealnego sposobu – gazetą, ścierką, ręcznikiem. To była czynność, która mamę angażowała w 100%. Bo sąsiedzi muszą zobaczyć, że okna czyste, bo tylko tak widać, że Święta w domu, bo przez te okna każdy przechodząc zajrzy, bo jednak w Wielkanoc więcej ludzi na spacerach. Jakby przez te okna miał do nas zaglądać powstały z martwych Jezus. A gdyby były brudne, ominąłby nasz dom? Zawsze jako dziecko mnie to zastanawiało, a grób i zmartwychwstanie nosiło symbol tych czystych okien.
Tyle tylko, że moja mama nigdy nie malowała z nami jajek – wrzucała w łupinki od cebuli i goniła nas z kuchni z farbkami, żebyśmy nie brudziły, że ona się tyle nasprzątała, sałatkę musi kroić, a my w sobotę rano chcemy jaja do święconki pomalować… W piątek na drogę krzyżową – na którą biegaliśmy jako dzieciaki z dziką ochotą, też nie szła, bo ciasto robiła i resztę szafek w kuchni myła. I dwa dni wcześniej zapowiadała, że broń Boże w Lany Poniedziałek nie lać jej rano wodą, bo ona wyspać się będzie musiała umęczona przygotowaniami do Świąt.
I myślę o tym wszystkim leżąc jeszcze w łóżku i czując jak pętla z nerwów zaciska mi się na żołądku, jak rozważam: „A może zadzwonię do pracy i wezmę wolne” oraz „Jak się zorganizuję, to te okna jeszcze umyję, wstanę jutro po 5-tej rano”, myślę, co upiec, co ugotować i w panice odliczam wolne do Świat godziny, które na masę tych obowiązków już wiem, że nie wystarczą.
Dzwoni przyjaciółka: „Otwieramy świąteczną wymianę jedzenia? Bo ja nie zdążę z wszystkim”. Ja też nie zdążę, choć właściwie do końca nie wiem z czym. Ustalamy, że ja zrobię więcej sałatki i część jej oddam, a ona roladę i ze mną się podzieli. Z kolejną wymieniamy się ciastami – za jej babkę pół mojego sernika. I jeszcze żurek w zamian za sałatkę jajeczną i… uśmiecham się do siebie. I już wiem, że wcale nie muszę robić wszystkiego sama i że w nas wszystkich mamy zakorzeniły niechcący przedświąteczne wyrzuty sumienia – że porównując się z nimi my wszystkie za mało się staramy, za mało z siebie dajemy, za mało gotujemy i za mało sprzątamy.
Patrzę przez okno. Pada deszcz. Ma padać przez całą Wielkanoc. I myślę sobie, czy Jezus do mnie nie przyjdzie, jeśli tych okien nie umyję? Czy Święta się nie wydarzą, jeśli zamiast myć okna usiądę z moimi dziećmi i pomalujemy wspólnie jajka, a ja pozwolę im nabrudzić w kuchni, kiedy będą piec babeczki do święconki? Czy wyznacznikiem rodzinnej atmosfery będą równo ułożone w lśniącej szufladzie sztućce? Przecież wyszorować kuchenne szafki mogę zawsze, a Święta będą teraz, zaraz. Co jest dla mnie ważne? Naprawdę te umyte okna?
Na rowery pewnie nie pojedziemy w taką pogodę, ale może rozłożymy się na podłodze i pogramy w planszówki i pośmiejemy się wspólnie, a w Lany Poniedziałek to ja wypoczęta wstanę najszybciej, żeby oblać moje dzieci wodą.