Zasypało moją wieś. Jest pięknie, zwłaszcza, gdy śnieżnym zaspom towarzyszy słońce wyżu syberyjskiego. Gdy myślę o tym, ile lat oglądałam miejską, zimowa breję, to jednak dochodzę do wniosku, że ta przeprowadzka na wieś głuchą była dobrym pomysłem.
Ale zima na wsi ma także swoje wady. Poza zimniejszym zimnem, zimniejszym wiatrem i tym, że wszędzie daleko i zimno, i w dodatku jak nie napalisz, to w domu też zimno, to problemem staje się życie towarzyskie.
Bo o ile goście chętnie i licznie odwiedzają wieś latem, to zimą ciągle nikt „nie ma czasu”. Sąsiedzkie życie towarzyskie także zamiera, bo o ile latem, to się pogada przy płocie podczas ogarniania ogródka, to zimą nikt wszak w śniegu nie grzebie. No dobra odśnieża się też, ale z uwagi na aurę każdy stara się to zrobić jak najszybciej.
Spotkania po domach? Wiem, moja babcia chodziła po wsi drzeć pierze, czasy z kądzielą dawno się już skończyły. Tak z 50 lat temu najmarniej. Zresztą skąd bym miała owo pierze wziąć, jak gęsi u nas jak na lekarstwo?
Na szczęście mamy rząd, co myśli o życiu towarzyskim mieszkańców wsi. Kilka dni temu ruszył program przywracania urzędów pocztowych do małych miejscowości. Premier Beata Szydło wspólnie z ministrem infrastruktury i budownictwa Andrzejem Adamczykiem otworzyła w Urzędzie Gminy w Goździe k. Radomia pierwszą tego typu placówkę pocztową.
– To jest wywiązanie się z naszych zobowiązań. Tym największym jest danie szansy, żeby lokalne społeczności, zwykli obywatele mieli poczucie bezpieczeństwa, stabilności, ażeby te instytucje, które są im potrzebne do normalnego, codziennego życia były blisko ich domów – mówiła podczas tej uroczystości szefowa rządu.
– Wszystko co się tutaj dzieje, jest potwierdzeniem tego, że wracamy do normalności, odbudowujemy znaczenie narodowego operatora, jakim jest Poczta Polska, odbudowujemy etos pocztowca, służby zaufania, zaangażowania, odpowiedzialności – wtórował swojej szefowej Andrzej Adamczyk.
Z całym szacunkiem Pani Premier, Panie Ministrze, czy Państwu się wydaje, że polska wieś nadal tkwi w czasach mojego ulubionego króla Ćwieczka? A poczta jest nam tak niezbędna, jak w XIX w. czy na początku XX?
Jeśli Państwo dawno na wsi nie byli, to informuję, że zarówno wieśniakom jak i wieśniarom rachunki przynosi nie listonosz, a dostarczane są pocztą elektroniczną. Dzieci w przedszkolu u mojego syna nie potrafiły odpowiedzieć na pytanie, kto roznosi listy. Nie wiedziały, kto przynosi rachunki. Zagadkę udało im się rozwiązać wtedy, gdy jeden z rodziców podpowiedział, że to jest ten sam pan, który przynosi babci emeryturę.
Ale tych babć i dziadków, których odwiedza listonosz, także jest coraz mniej – z danych ZUS wynika, że zaledwie co trzeci emeryt w Polsce dostaje w taki sposób świadczenie. Wielu dzisiejszych emerytów woli przelewy na konta. Prosto i szybko. A w wiejskich sklepach też można płacić kartą.
Nie rozumiem więc, dlaczego pani premier uważa, że polska wieś będzie przez zaspy zasuwała na pocztę, nawet jeśli będzie ona teoretycznie blisko, czyli jak znam życie na końcu wsi. My naprawdę wolimy wysłać maila i zapłacić rachunki przez internet. I nawet nigdy nie widziałam, żeby ktoś płacił rachunki w pobliskim sklepie, chociaż teoretycznie jest tam taka możliwość.
Myślę, że dziś na wielu wsiach zdecydowanie bardziej potrzebne są dobre drogi, publiczna komunikacja (np. w województwie zachodniopomorskim aż 15.3 proc. zarejestrowanych bezrobotnych twierdzi, że nie pracuje, bo nie ma jak dojechać do pracy) czy wreszcie dobre, szybkie łącze internetowe. Takie, na które nawet ci biedniejsi będą mogli sobie pozwolić. Bo umówmy się, nie każdy może wydać sto złotych na abonament. A tańszych opcji na prowincji często nie ma.
Wreszcie potrzeba nam sprawnej e-administracji, by wizyty w urzędach mogły być coraz rzadsze. Nie każdy ma wiele godzin na stanie w kolejkach – czy to w urzędzie czy na poczcie. Może zamiast przywracania placówek pocztowych, zmniejszyć tak biurokrację pani premier?
Minister Adamczyk przekonując do pomysłu otwierania małych placówek pocztowych przekonywał, że to nie tylko działalność pocztowa, ale także kulturalna, bo poczta sprzedaje prasę i książki. Cud rzeczywiście. Na wsiach gazety są w większości sklepów spożywczych, a książki kupujemy przez internet wyszukując promocji. Jeśli chodzi o kulturę, to wolałabym chyba bibliotekę, kino czy ośrodek kultury ze sprawnymi animatorami, a nie by kultury kaganek niosła pani w okienku pocztowym.
I ostatnia sprawa: poczta ma być miejscem spotkań społeczności wiejskiej. Fakt, płacąc rachunki przez internet trudno mówić o kontakcie z drugim człowiekiem. Kiedyś, chyba z osiem lat temu, byłam w Zawadach Oleckich, wsi w województwie warmińsko-mazurskim. W okolicy funkcjonował tam sklep, w którym oprócz chleba i majtek, można było także załatwić sprawy na poczcie i napić się piwa z kija. W praktyce wyglądało to tak, że kobiety przychodziły z rana po zakupy, pogadać i na browar na miły początek dnia.
Można i tak. Chociaż ja bym wolała fajną kawiarnię z rana. A na piwo iść wieczorem do karczmy. Kiedyś w każdej wsi była. Ale czy jest sens tworzenia programu powrotu karczm do wsi? Chyba taki sam jak powrotu placówek pocztowych.