Sejm przegłosował właśnie obniżenie wieku, w którym Polacy będą mogli przechodzić na emeryturę. Po niespełna czterech latach od wydłużenia przez rząd PO-PSL okresu aktywności zawodowej, kobiety znów będą kończyły pracę w wieku 60 lat. Mężczyźni popracują do 65. roku życia. Zmiany wejdą w życie 1. października 2017 r.Powrót do poprzedniego wieku emerytalnego był jednym z głównych punktów programu wyborczego, zarówno prezydenta Andrzeja Dudy, jak i PiS. Dzięki tej obietnicy dostali oni poparcie NSZZ „Solidarność”. Ale szef związku Piotr Duda nie jest w ciemię bity – obiecali mu, to postawił ich pod ścianą. Związkowcy mówili i otwarcie, i zakulisowo, że jeśli PiS się z tego nie wywiąże, to zrobią im taką aferę, że o drugiej kadencji nie mają co marzyć. O ile nie wywalą ich ze stanowisk już teraz. Kilofami. Pod sejmem. Albo na taczkach wywiozą.
Dlatego, choć wszystkie prognozy ekonomiczne pokazują, że jest to zabójcze dla gospodarki i że Polski kompletnie nie stać na utrzymywanie latami rzeszy emerytów, to zmiana została przegłosowana. Bo liczy się partyjny interes, a nie dobro kraju.
Jednak na tej zmianie najbardziej oberwą kobiety. Pewnie, że gdy ma się 30 – czy 40 lat i pada na pysk między pracą, domem, szkołą i dzieckiem, to emerytura wydaje się wymarzonym rajem, w którym wreszcie będzie można złapać oddech popijając na hamaku drinki z palemką.
Ale by było przyjemnie, potrzebna jest kasa. Dużo pieniędzy, bo wycieczki, chociażby do uważanego za tani Egiptu, jednak kosztują. I o ile może stać na nie niektórych dzisiejszych emerytów, to nas już niekoniecznie. Według szacunków emerytura, gdy byśmy przeszli na nią mając 67 lat, wynosiłaby ok 30 proc. naszej pensji. Biorąc pod uwagę, że obecnie przeciętne wynagrodzenie wynosi około 4 tysiące złotych, to na emeryturze możemy liczyć na około 1200 złotych. Jeśli natomiast skończymy pracę krócej, to dostaniemy maksymalnie tysiąc. Miodzio.
Jest to możliwe dlatego, że nasz system emerytalny jest tak skonstruowany, iż na zmianie najbardziej stracą kobiety. Wysokość przyszłego świadczenia zależy od tego, jak długo się pracuje i jak wysokie odprowadza się składki. Podwyższenie wieku emerytalnego kobietom do 67 lat dawałoby im większe szanse na lepsze świadczenia. Te siedem lat mogą być przełomowe, zwłaszcza, gdy weźmiemy pod uwagę, że statystycznie kobiety zarabiają o ok. 20 proc. mniej niż pracujący na takim samym stanowisku mężczyzna. I rzadziej pracują na etacie, bo pracodawcy bojąc się ich ciąży i macierzyństwa, wolą im dawać tzw. śmieciówkę.
Pamiętam, że gdy w Polsce toczyła się w 2012 r. debata o podwyższeniu wieku emerytalnego, najczęściej podawano przykład kobiet pracujących w marketach, które nie będą miały siły ciągnąć już tych ciężkich wózków. Ani przesuwać zgrzewek wody na taśmie przy kasie.
Nie twierdzę, że to nie jest ciężka praca. Z pewnością jest. Ale ja się jednak zastanawiam, czy wszystkie kobiety są kasjerkami? Bo mnie się wydaje, że jednak nie. Statystyki GUS mówią o tym, że w latach 2002 – 2014 aż 2/3 absolwentów wyższych uczelni stanowiły kobiety. Nie uwierzę, że wszystkie siedzą na kasie, tym bardziej, że coraz częściej są one samoobsługowe.
Jesteśmy wykształcone, robimy kariery, dbamy o siebie, dobrze się odżywiamy, biegamy, chodzimy na fitness. Czytamy książki, by być ciągle sprawne intelektualnie. Nikogo nie dziwi czterdziestolatka ani na sali porodowej, ani na wykładowej, ani na kursie językowym. Chcecie powiedzieć, że 20 lat później, jesteśmy już tak zgrzybiałe, że tylko papucie na nogi, szydełko w ręku i dzierganie koronek? Może tak panowie bez przesady, co?
A przepraszam, podobno będziemy mieć wybór. Możemy pracować, o ile będziemy chciały. Tylko… nie każdy pracodawca chce obecnie zatrudniać emerytów. A jeśli już, to za gorsze pieniądze, bo przecież mamy emeryturę. Podwyżka dla sześćdziesięciolatki? Wolne żarty, ciesz się, że w ogóle możesz pracować, tam są drzwi. Szkolenia? Konia z rzędem temu, kto wyśle pięćdziesięciolatkę na kurs. Po co, skoro za 10 lat przestanie się liczyć i odeślemy ją do domu. A bez aktualizacji wiedzy z pewnością ją odeślemy. Jeśli pozostawiono by wiek emerytalny na poziomie 67 lat, to osoba 50 + miałaby na rynku większe szanse.
Nie jestem także przekonana co do tego, że kobieta w wieku sześćdziesięciu lat już nie ma ani siły, ani energii do życia. Większość kobiet, które znam w tym wieku, jeszcze by diabłu łeb urwały, a tu im każą w domu siedzieć. Znam kobietę przymusowo wysłaną na emeryturę w wieku 60 lat, która zaczęła grać na giełdzie. „Oszalałabym, gdybym nie miała co robić. I nie interesuje mnie żaden wolontariat. Ja mam potrzeby, ja chcę kasę zarabiać” – tłumaczyła mi.
Pozbawiając kobiety pracy wtłaczamy się w role opiekuńcze. Państwo zdejmuje z siebie obowiązek stworzenia systemu pomocy dla starzejącego się społeczeństwa. Pewnie, lepiej przerzucić to na barki kobiet.
Jasne, że starszymi rodzicami trzeba się zająć. Ale nie wszystkie potrafimy żyć tylko w taki sposób. I nie wszyscy rodzice takiej opieki potrzebują. Coraz więcej kobiet w tym wieku dopiero co odchowało dzieci. Chcą żyć, pracować i realizować się. Nie odbierajmy im tej szansy tylko dlatego, że jacyś panowie z wąsem pracujący w przemyśle ciężkim wywalczyli niższy wiek przechodzenia na emeryturę. Dla wszystkich.