Aniu,
Chcę, abyś zwróciła mi jak najszybciej: iPhone’a którego Ci kupiłem w zeszłym roku, 5 tysięcy za wyjazd do Hiszpanii z tych wakacji, kolczyki i bransoletkę Kruka, które dałem ci dwa lata temu, lampki na choinkę z Duki, które zwieźliśmy Twojej mamie na święta, 3 sezony House’a (czwartego sezonu na szczęście nie zdążyłem Ci przekazać), kamelowy płaszcz z kaszmiru, który kupiłem Ci w Mediolanie, (…), srebrny czajnik elektryczny Bosch’a i pierwsze wydanie „Psychologii miłości” z dedykacją Wojciszke oraz zestaw kubków z reniferami, które przywieźliśmy z Aspen. Resztę Ci daruje. Powyższe rzeczy wyślij na adres mojego biura.
K.
PS. Cycki masz w gratisie.
Zredagowany, urozmaicony ale prawdziwy – list podobny do tego wskoczył do skrzynki naszej koleżanki kilka miesięcy temu. Po odejściu od Pana K., z którym była dobre 7 lat, dostała listę rzeczy do zwrócenia. W opowiadaniach innych naszych przyjaciółek krąży jeszcze jedna historia, w której dziewczyna została podliczona w określonej kwocie do zwrócenia za wszystkie przyjemności, które były jej udziałem (wyjazdy, zabiegi spa, nauka języka). Rozmawiamy o tym, gdzie jest granica, za którą zwrot symbolicznego pierścionka nie jest wyrazem sentymentu do biżuterii rodzinnej, ale zwykłym brakiem klasy. I czym jest „prezent” od ukochanego/ukochanej? Depozytem za miłość i trwanie w związku? Pożyczką? Czy może niektórzy inaczej rozumieją słowo „dawać”?
A co z remontami? – pyta znajomy, który urządzał z ukochaną jej mieszkanie, w którym mieli żyć razem. Gdy ktoś był przekonany, że inwestuje w „swoje gniazdko”? Czy ona powinna mu zwrócić koszty, które poniósł, mimo iż wiązałoby się to ze sprzedażą mieszkania? Miłość była autentyczna, wiara w bycie razem też, ale związek nie przetrwał. – Ale weźcie pod uwagę, że to ona mnie zostawiła. – tłumaczy – Teraz nie mam ani związku, ani pieniędzy.
Biżuteria? Meble? Sprzęty? Wreszcie operacje plastyczne (bywa, że panowie partycypują w kosztach), czy wspieranie finansowe biznesu partnerki? Co z tego powinnyśmy oddać, gdy związek się rozpada? I czy fakt w jakich okolicznościach to się dzieje, powinien mieć na to wpływ? Gdy odchodzimy? Czy fakt, że jest się porzuconym przez partnera daje nam usprawiedliwienie dla potrzeby odzyskania wszystkiego, co zainwestowaliśmy w związek?
Nie lubię słowa „inwestycja”, gdy mówimy o relacjach. Znacznie lepiej mówić o zaangażowaniu, które zawiera w sobie rodzaj inwestowania różnych zasobów, które mamy, w relację. Im dłużej związek trwa, tym więcej tych zasobów zostawiamy. Każdych. Tych materialnych i tych niematerialnych. Miłość wiąże się z ryzykiem. Zawsze. Ryzykiem, że nam nie wyjdzie. Ryzykiem też takim, że to komuś nie wyjdzie i nas zostawi w żalu i smutku. Ryzykiem nawet takim, że ktoś nas zdradzi, oszuka, zawiedzie. Takich ludzi też kochamy. To ryzyko jest znacznie mniej kontrolowalne niż aspekty materialne.
Ludzie w miłości chcą jednak przenosić góry. Wyłączają rozum i ładują wszystko, co mają w związek. Z jednej strony to przecież magia uczucia, które jak żadne inne pozbawia nas racjonalnego myślenia, z drugiej dziecięca wiara, że to, co dobre, trwa wiecznie (czasami tak bywa, ale nie zawsze niestety).
Oczywiście bywa i na odwrót. Kobiety żądają zwrotów. Ale zważywszy na przewagę finansową panów nadal jest to wyjątek od reguły. Kobiety mogą żądać raczej: zainwestowanego czasu, uczuć, opieki, uwagi i stopnia poświęcenie swoich potrzeb dla niego, związku czy rodziny. Czy to jest zatem przeliczalne? Jak zrobić taką listę oczekiwanych zwrotów?
Ania mogłaby odpisać Panu K. tak:
Drogi K.,
Dziękuję za listę, postaram się jak najszybciej przygotować paczkę. Ze swojej strony prosiłabym o zwrot: 2555 godzin, które poświęciłam na wysłuchiwanie Twoich żalów na Twoją matkę i wszystkie Ex (przeliczam 1 godzinę dziennie), 756 godzin terapii (2 godziny tygodniowo) zbierania Cię z podłogi po Twoich wizytach u szefa na dywaniku, kolejne 1277 godzin pompowania Twojego ego (pół godziny każdego ranka zanim wyjdziesz z domu), 15333 minut podawania Ci a) kawy, b) obiadu, c) piwka, 5110 minut zbierania brudnych skarpet z podłogi, 567 godzin udawania idealnej partnerki przy Twoich kontrahentach z zagranicy, 189 godzin na telefonie z Twoją mamusią (do której nie chciało Ci się zadzwonić), pranie prasowanie, gotowanie to kolejne 6387 godzin. Nie wiem, jaka jest średnia krajowa stawka za godzinę, ale zapewne uda Ci się to ustalić ze swoimi doradcami biznesowymi. Numer konta znasz.
Ania
PS. Seks masz w gratisie.
Ciekawi jesteśmy, jakie macie zdanie na ten temat? Znacie podobne historie? Inne? Piszcie.