To było kilka miesięcy temu. Szłam ulicą i nagle zobaczyłam w oknie wystawowym jakąś STRASZNĄ kobietę. Aaaaaa, odskoczyłam. Bo ona była do mnie podobna. Ale przecież to nie byłam ja! Taka gruba? Rozlazła? Zmęczona? Boże, kochany, powiedz, że to nie ja.
Przecież ja jestem laską, zawsze podobałam się facetom, koleżanki też mówiły, że jestem ładna. Ta baba w oknie wystawowym wcale nie była ładna. To był koszmar.
– Jak to się w ogóle stało? – jęknęłam do siebie.
– Jak to się w ogóle stało? – rzuciłam z pretensją do Mężczyzny Mojego Życia kilka godzin później.
– Nie ruszasz się, pijesz za dużo wina, nocą napadasz na lodówkę – wyrzucił rzeczowo. Drań jeden. Spojrzałam na niego. On z kolei schudł. Od kiedy mamy psa regularnie chodzi z nim na kilkugodzinne spacery (przyznaję, mi często się nie chciało), nie jeździ samochodem („wolę iść na przystanek piechotą” mówi). Dostał nawet z pracy tzw. krokomierz. Elektroniczne cudeńko, z którym teraz chodzi nawet do łóżka (sick!). Liczy mu kroki i liczbę zrobionych kilometrów (o, choćby wczoraj– 24 tysiące kroków).
No cóż, zrobiłam rachunek sumienia. Żyję w rytmie. Praca – dom – praca – dom. Lekcje z dzieckiem. Wieczorem jestem tak zmęczona, że nie mam siły ruszyć nogą, nawet na seks mam mniejszą ochotę. Stresy zajadam. Tu kanapeczka, tu kawałek kiełbaski, tu serek. Efekt? 20 kg więcej i depresja. Bo trudno nie mieć depresji, gdy ze sprawnej laski zamieniasz się w rozlazłego grubaska.
Nie wiem, może komuś to pasuje, mi nie. Zadyszka, gdy pakuje się na schody, zadyszka, gdy sprzątam. I szafa pełna rzeczy, z której prawie żadnej nie wciągnę sobie nawet na kolano.
Co z tym zrobiłam te kilka miesięcy temu?
Zrobiłam najgorszą rzecz na świecie. Zamknęłam się w domu. I zajadałam moje smuteczki związane z wagą (z różnymi innymi wydarzeniami też) Efekt?Byłam coraz bardziej wściekła i coraz bardziej nieznośna. Zawsze irytowało mnie, gdy o jakiejś kobiecie ktoś mówił: „Jest wkurzona, bo nie wybzykana”. „Wściekła bo nie akceptuje siebie”. Ale jednak coś w tym jest, i nie dotyczy tylko kobiet. Człowiek niezadowolony z siebie, swojego życia staje się okropny dla innych.
Z miłej, przyjaznej dziewczyny zamieniłam się w gderającą szefową, upierdliwą babę, niesprawiedliwego człowieka. Żadna przyjaciółka nie była się w stanie do mnie dotrzeć– wszystkie doprowadzały mnie do szaleństwa. Nie rozumieją, są niefajne, zawodzą. Tylko reszta racjonalnej, mądrej kobiety we mnie mówiła: O nie, miła moja, jeśli wkurzają cię wszyscy to znaczy, że to z tobą coś nie tak.
Im byłam bardziej wściekła, tym czułam się bardziej winna. Było mi źle, więc sięgałam po to co łagodziła napięcie. Kalorie. Złooo. Efekt? Dobrnęłam do wiosny grubsza o 25 kg. Wtedy powiedziałam sobie: „dość” oraz „zmieniam swoje życie”.
Co wiem na pewno?
Odchudzam się mniej więcej od 20 lat. To moje drugie życie. Miewałam rozmiar 34 i 42 i więcej. Przetestowałam prawie każdą dietę. Mogę z całą pewnością powiedzieć, że:
1. Dieta kopenhaska, białkowa, i każda redukująca restrykcyjnie liczbę kalorii albo jakiś rodzaj produktów (poza cukrami) jest na dłuższą metę nieznośna. Nawet jeśli schudniesz, organizm i tak potem nadrobi.
2. Są ludzie, którzy nie mogą sobie mówić: „odchudzam się”, bo to sprawia, że automatycznie zaczynają myśleć o jedzeniu. I jedzą z lęku, że zaraz poczują głód.
3. Nie działa żadne „od jutra”. Zrób to od teraz. Zresztą teraz jest fajna data. 6.06.2016 🙂 Możesz zapamiętać i powiedzieć za X. lat, że w tym czasie zaczęłaś sama zmieniać życie.
4. Są ludzie, którzy muszą działać kompulsywnie (dieta plus sport), ale są też tacy, którzy powinni zacząć od jednej drobnej rzeczy. Np. odstawienia alkoholu, słodyczy, czy chleba i ukochanego białego sera. Kompulsja ich zabija. Jest zryw, a potem spadek motywacji i rezygnacja.
Mądry początek zaczyna się od tego, że wiesz którym typem jesteś.
5. Jeśli chcesz w końcu schudną, i do tej pory ci nie wychodziło, zrób coś innego, zadziałaj inaczej. Wybierz inną metodę. To ostatnie powiedziała mi znajoma trenerka personalna.
Postanowiłam
– przestać mówić sobie: „odchudzam się”
– skorzystać z pomocy trenera personalnego (nie, wcale nie jestem bardzo bogata. Zarabiam z mężem nieźle, ale bez przesady. Wolę wydać jednak na trenera niż np.kupić sobie trzy wina w tygodniu, nowy kosmetyk, czy sukienkę worek).
Szczerze powiedziawszy, gdy zaczynasz pracę nad sobą łatwo dostać obłędu. Która metoda jest dobra? Która skuteczna? Czytam świetną książkę: „Jak schudnąć po 40 tce”. Agnieszka Mielczarek ( żona Pascala Brodnickiego) zaleca wegetarianizm, proponuje 30 dniowy plan odnowy. Bezmięsny. Trener personalny do którego trafiłam mówi, że mięso jest potrzebne, ważne jednak, żeby nie jeść kurczaka i indyka ( ratunku, a co z informacjami, że indyk jest lepszy od kurczaka), bo są naszpikowane hormonami. Mięso z marketu zło. Wędliny odstawić. Alkohol zło, bo zaburza metabolizm ( a teorie, że kieliszek wina pomaga na trawienie???)Moja głowa przetwarza 300 informacji na minutę. Kto ma rację skoro wszyscy uważają, że mają rację?
Dobra, biorę najważniejsze rzeczy:
– odstawić cukier i produkty przetworzone
– jeść regularnie, trzymać się ustalonych godzin choćby nie wiem co
– odstawić wino
– odstawić białe pieczywo i makaron
Wyrzucam na pewno to, że powinniśmy jeść wieprzowinę i wołowinę. Nie mogę. Pamiętam bajki o rezolutnych, dobrych świnkach, ostatnio czytałam w DF tekst o oswojonej świni, metody zabijania zwierząt są dla mnie nie do przyjęcia. Trudno. Mięso jednak odpada. Może ryby? A nieeee, ryby ponoć niezdrowe, bo ich mięso zawiera mnóstwo metali ciężkich.
Postanawiam: nie panikuj.Trzy posiłki plus dwie przekąski. No i ćwiczenia.
Mija właśnie pierwszy tydzień mojej próby przemiany. Wnioski
– niech ktoś mi powie, że kiedyś polubię te treningi, bo na razie wydaje mi się, że są straszne. Czy człowiekowi powinno być podczas ćwiczeń niedobrze? Czy one nie powinny być przyjemnością? Czy to normalne, że masz ochotę uciec, a podczas treningu myślisz: niech to się, k…., skończy zwariuję?
– niech ktoś mi powie, że kiedyś przyzwyczaję się do jedzenia regularnie i przestanę non stop myśleć, że chętnie bym coś zjadła.
– niech ktoś mi powie, jak wytrwać ten początkowy czas
Co się polepszyło?
Jestem bardziej optymistyczna, mniej gderam, życzliwie myślę o ludziach. No i czuję, że robię coś dobrego dla siebie.
Szukam chętnych na wakacyjną przemianę, dziewczyn, które do mnie dołączą.
Wszystkich tych, które chcą zmienić swoje życie. Przestać wreszcie narzekać, schudnąć, zacząć ćwiczyć .
Napiszcie na kontakt@ohme.pl
z dopiskiem: Polka na diecie