Jest powszechnie wiadome pierwsze miłości się kiedyś kończą. No dobrze, czasem się nie kończą, znam nawet taką parę: poznali się w przedszkolu, a w podstawówce usiedli w jednej ławce i tak już dotrwali do końca studiów. Wspólne zeszyty, długopisy i gumki z napisem M+K= WNM, te same notatki i prace zaliczeniowe pisane tylko razem. Potem ślub, dzieci i … tu się zatrzymam, bo to nie moja bajka.
Bo ja na zabój, po grób, po czubek uszu i obgryzione z miłości końcówki paznokci zakochałam się co najmniej trzy razy, a co! Przeżyłam kilka rozstań, tych z hukiem i tych po cichu, tych „wynoś się z mojego życia” i tych „zostańmy przyjaciółmi”. A kiedy po dłuższym lub krótszym okresie pozwiązkowej żałoby na horyzoncie pojawiało się nowe, szalone uczucie, zdarzało się, że mój „Były” (aktualny status na Facebooku – znajomy) stawał oko w oko z tym „Aktualnym” (status na Facebooku – w związku ze mną). Jeśli tylko „Były” ułożył sobie właśnie życie, był szczęśliwy, planował dziecko (nie ze mną) itd., zazwyczaj znajomość kończyła się naturalnie i bez żalu, pozostawiając miłe wspomnienia. Ale gdy „Były” nadal znajdował się w grupie emocjonalnie i związkowo niezagospodarowanej, z daleka pachniało kłopotami.
Jeśli masz tak wyjątkowe szczęście, że twoi panowie są wybitnie kulturalni i emocjonalnie stabilni, nie musisz się obawiać. W przeciwnym wypadku, powinnaś pamiętać o kilku żelaznych zasadach dotyczących waszych wspólnych (trójkątnych) kontaktów.
1. Nigdy nie wdawaj się w dyskusje na temat swojego byłego partnera ze swoim aktualnym narzeczonym, ani ze swoim byłym partnerem na temat swojego aktualnego narzeczonego
Bądź pewna, że cokolwiek powiesz, powiesz źle, pogorszysz sprawę (nawet jeśli wydaje ci się, że sprawie nie grozi pogorszenie) i ryzykujesz fochem (oczywiście nie swoim). Gdy w rozmowie z ukochanym zdarzy ci się „chlapnąć” jakiś szczegół dotyczący związku w poprzednim partnerem, możesz być pewna, że zostanie on wykorzystany przy najbliższej okazji (sprzeczka, kłótnia, awantura). Usłyszysz: „Pewnie, wróć sobie do niego, jak takie świetne obiadki ci gotował!”. Albo: „Pewnie wróć do tego nieudacznika, z nim to będziesz miała dużo lepiej, on to umie o ciebie zadbać!”. Niechybnie natychmiast wyślesz wówczas i „Byłego” i „Aktualnego” do diabła. Najlepiej razem.
2. Nie próbuj na siłę zaprzyjaźnić „Byłego” z „Aktualnym”
To się udaje nielicznym. Osobiście nie znam ani jednego takiego przypadku, kiedyś tylko gdzieś przeczytałam, że to się komuś udało, chyba w 1956, pod Szczytnem. Moim zdaniem – szkoda twoich nerwów, efekt niepewny, a skutki uboczne: porażające.
Bo jak tu się cieszyć nową miłością, gdy „Były” smętnie zapewniając ciebie i twojego ukochanego, jak bardzo się cieszy waszym szczęściem, snuje się za wami pociągając nosem (jego nikt nie chce) i ucieka przed męskimi decyzjami (No idź, poznaj w końcu kogoś!). Toż to twój żywy wyrzut sumienia! Istnieje jeszcze inne ryzyko. W razie problemów w nowym związku „Były” chętnie zawiąże wspólny front z „Aktualnym” proponując przyjacielskie wyjście na piwo i dając dobre rady tego, który przecież zna Cię najlepiej. I tak właśnie najłatwiej o dwóch „Byłych”. Bo, że Twój związek się skończy, tego możesz być pewna.
3. Jeśli masz z „Byłym” dzieci, przygotuj się na to, że twój nowy związek uczyni go lepszym ojcem
Niestety nie z tych pobudek, co trzeba. Pomyślcie teraz szybko o pewnym psu ogrodnika…
Nawet jeżeli wcześniej nie przyznałabyś mu tytułu Ojca roku, teraz nie opędzisz się od „Byłego”. Twoje (przepraszam, WASZE) dzieci również. Kino, lody, spacer, a nawet (uwaga!) należne maluchom alimenty, których nie mogłaś się doczekać przez ostatni rok, wszystko to już stały punkt popisowego programu. „Były” uczestniczy teraz w wywiadówkach, balach i zakończeniach roku. Chętnie dokupi nowe buciki czy kurtkę na zimę, niepotrzebny zestaw klocków (oby tylko milion razy fajniejszy niż ten, który twój syn dostał od twojego partnera). Patrz i podziwiaj, tyle straciłaś na własne życzenie (kiedy cię zostawił samą z dziećmi). Żałuj, głupia babo! A dzieci? No, o co ci chodzi? Przecież Tatuś dba o nie jak nigdy.
Patrzę na znajome singielki i widzę, jak tęsknią za miłością. Słucham ich opowieści o zranionych uczuciach, zdradach, zazdrości o byłe partnerki i stałe związki koleżanek. Ja też im zazdroszczę. Tym singielkom. Świętego spokoju. Tego, że ich Były nie postawił sobie za cel przekonać wszystkich wokół, że rozstając się z nim, popełniły życiowy błąd. I tego, że ich aktualny partner nie wypomina im w każdej kłótni, że życiowym błędem był związek z tym poprzednim. Kto przeżył podobne do mojej historie, zrozumie. Być może nie trafiłam na dojrzałych partnerów. Być może jestem tylko zmęczona. No cóż, bądź ponad to, jak już nic nie działa w temacie „Były” kontra „Obecny”, wiej gdzie pieprz rośnie, może zakumplują się, jako bracia w niedoli.