Byli najbardziej niezwykłym i najbardziej szczerym wobec siebie małżeństwem, jakie znałam. Było między nimi uczucie i szacunek. To prawda, byli małżeństwem otwartym. Staś wiedział o sympatiach, romansach Kaliny, a Kalina wiedziała o sympatiach Stasia – opowiada Aleksandra Wierzbicka.
Klaudia Kierzkowska: Niedawno minęły 32 lata od śmierci Kaliny Jędrusik. Dlaczego po tylu latach zdecydowała się pani opowiedzieć jej historię?
Aleksandra Wierzbicka: Miałam dość powielania plotek na temat Kaliny. Media działają dziś często na zasadzie kopiuj-wklej, a wielu pracowników mediów nie zadaje sobie trudu, by poszperać, sprawdzić coś dokładniej, dopytać. Zamiast tego robią zlepek z artykułów, które ktoś wcześniej też skądś skopiował i powstają nowe bzdury. A nazwisko Kaliny Jędrusik w tytule wciąż przyciąga i artykuły się klikają. Na Kalinie wciąż się zarabia. Ostatnio przeczytałam tekst, w którego tytule było zdanie, że grób Kaliny jest w strasznym stanie, że jest zakryty. Tytuł sensacyjny, a chodziło o to, że na Powązkach jest remont i wiele grobów jest zasłoniętych folią. A żeby zrobić tabloidowe zdjęcie, ktoś rozciął folię chroniącą grób Kaliny i próbował rozkręcić aferę. Tak się nie robi.
A wracając do plotek o Kalinie. Denerwuje mnie zwłaszcza powtarzana wciąż plotka o tym, że Kalina przyjmowała gości, leżąc nago w łóżku, podwijała kołdrę i pokazywała leżących z nią, też nagich, kochanków. Coś takiego nie miało prawa się zdarzyć. Znałam Kalinę 25 lat i wiem, że nigdy by czegoś takiego nie zrobiła. Książka „Kalina Jędrusik. Opowieść córki z wyboru” to jednocześnie rozprawienie się z legendami o Kalinie, ale też pokazanie jej w zupełnie innym, prawdziwym świetle.
Kalina Jędrusik nazywała panią córką. Kiedy poznała pani Kalinę i jej męża? Jak to się stało, że powstała między wami tak silna więź?
Wszystko dzięki psom. W połowie lat 60., na warszawskim Mokotowie moją uwagę zwróciły dwa rude pekińczyki. Żabcia i Kulka. Na spacer wyprowadzał je wysoki, postawny mężczyzna. To był mąż Kaliny, Stanisław Dygat. Ale nie on mnie interesował. Zakochałam się w pieskach, z którymi na ulicy się pobawiłam, a potem odprowadziłam ich do domu. Zapytałam, czy będę mogła przychodzić. Wysoki pan się zgodził i tak narodziła się znajomość małej Oli ze Stanisławem Dygatem. Okazało się, że ma żonę, która została ciocią Kaliną. Odwiedzałam ich i pieski często. I tak zostałam. Nie wiedziałam kim są ani kim są ludzie, którzy ich odwiedzają.
Dla mnie byli to wujkowie, a były to przecież ówczesne sławy. Mnie interesowały pieski. Gdy przenieśli się na Żoliborz, miałam w ich domu pokój, rzeczy osobiste i wszystko, co potrzebne jest do życia. Byłam tam nawet zameldowana. Na 100% zamieszkałam z Kaliną po śmierci Stasia. Kalina twierdziła, że połączyły nas gwiazdy. Pewnie nie bez znaczenia było to, że byłam prawie w wieku ich córki, która zmarła kilka dni po narodzinach.
Przeczytałam, że nazywała pani Kalinę „Dzieciak”. Dlaczego akurat tak?
Tę ksywkę miała już, gdy ją poznałam. Wzięła się zapewne stąd, że Kalina była jak duże dziecko. Miała miny dziecka, zachowania dziecka, pieściła się jak dziecko. Uwielbiała czekoladę, jak dziecko. Złościła się jak dziecko. Kiedyś nakrzyczała na mnie, że mówię do niej „dzieciak”. I przestałam. A potem była zdziwiona, że już tak nie mówię. Bo chodziło jej o to, by nie mówić tak przy ludziach. Był z nią czasem kabaret. Jak z dzieckiem.
Wspomniała pani, że Kalina miała córkę, która zmarła zaraz po urodzeniu…
Tak. Opowiadała mi, że straciła dziecko, bo poród odbierał nietrzeźwy lekarz. Staś zabrał ciało córeczki i gdzieś pochował. Nikomu nie powiedział gdzie. Nie mówiło się w domu o tym prawie wcale. Potem Kalina nie mogła mieć już dzieci. „Córka” mówiła o mnie. I tak mnie traktowała.
Ponoć Kalina miała wielu kochanków, a jej życie seksualne było naprawdę bogate. Jej mąż zdawał sobie z tego sprawę?
Byli najbardziej niezwykłym i najbardziej szczerym wobec siebie małżeństwem, jakie znałam. Było między nimi uczucie i szacunek. To prawda, byli małżeństwem otwartym. Staś wiedział o sympatiach, romansach Kaliny, a Kalina wiedziała o sympatiach Stasia. Dzieliło ich kilkanaście lat, dodatkowo Staś był chory i seks go nie interesował. Znał, a nawet akceptował i lubił kochanków Kaliny. Poza jednym, który podniósł na Kalinę rękę.
W książce znajduje się list, w którym Stanisław grozi Kalinie rozwodem. Wie pani coś więcej na ten temat?
Tyle, co z listów. Najprawdopodobniej chodzi o Tadeusza Plucińskiego, ówczesnego filmowego amanta, z którym Kalina poznała się w Tatrze Komedia. To on uderzył Kalinę. Staś zareagował na to nerwowo. Nie akceptował, że Kalina zadaje się z kimś takim. W książce są dwa listy nawiązujące do tego wydarzenia. W jednym Staś rzeczywiście straszy Kalinę adwokatem, a na drugi dzień pisze, że jeszcze się wstrzyma. Ale tego nie da się opowiedzieć, trzeba to przeczytać. Ten i inne listy Kaliny i Stasia. Bardzo dużo mówią o nich i ich związku. Wiem od Kaliny, że nie planowała i wcale nie myślała o rozwodzie ze Stasiem, ani o ponownym wyjściu za mąż po jego śmierci.
Pani zdaniem między Kaliną Jędrusik a Stanisławem Dygatem była prawdziwa miłość?
Nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości. Oczywiście to uczucie zmieniało się w czasie, ale kochali się. Stanisław był pierwszym mężczyzną Kaliny.
Zastanawiam się, czy Stanisław był lojalny i szczery wobec swojej żony?
Obydwoje byli wobec siebie szczerzy i lojalni. Nie oszukiwali siebie, nie robili niczego za swoimi plecami.
Prawdą jest, że traktowała go jak „kulę u nogi”?
To ona o sobie tak pisze w liście, który też pokazujemy w książce. Kalina mogła czuć się przy Stasiu nieco zakompleksiona. Wszak był wielkim literatem, którego twórczość recytowała na egzaminie do szkoły teatralnej. Ale patrząc obiektywnie, nie musiała mieć kompleksów. Była piekielnie zdolną aktorką, która, choć grała zwykle epizody, to zawsze skradała show i to o jej małych rolach się mówiło. Była też artystką, która grała na najważniejszych polskich scenach teatralnych. Kochała teatr. No i muzyka, piosenki. 32 lata po śmierci, wielu jest w stanie nie tylko wymienić, ale też zanucić „Bo we mnie jest seks”, „Z kim jak tak ci będzie źle jak ze mną”, „Mój pierwszy bal” czy „Na całych jeziorach ty”. Kalina była wielką artystką i szczerym, otwartym człowiekiem.
Kalina zmarła na pani rękach. Po jej śmierci czuła się pani sierotą?
Wraz z Kaliną Jędrusik odeszło coś bardzo ważnego, bo odeszła jedna z najbliższych mi osób na świecie, ale wie pani… ona wciąż jest ze mną. Czuję to. Pomagała mi i panu Mikołajowi pisać tę książkę. Nagle znajdowały się dokumenty czy zdjęcia, które na lata przepadły. A czy czułam się sierotą? Miałam tyle szczęście, że żyła moja biologiczna mama, z którą przecież cały czas miałam kontakt. Bo nie było tak, że zapomniałam i porzuciłam swoją Jadzię. Moja biologiczna mama często mówiła o Kalinie „twoja druga mamusia”. I taki jest fakt. Miałam dwie mamy.
Jakie najcenniejsze pamiątki i wspomnienia zostały pani po Kalinie Jędrusik?
Wspomnienia są najważniejsze. Dzięki Kalinie miałam piękne, barwne i niezwykłe życie. Poznałam ludzi, których bez Kaliny nigdy bym nie poznała. Mogłam z nimi obcować i się od nich uczyć. Od Kaliny, od Stasia. I to jest bezcenne. Mam trochę biżuterii po Kalinie. Mam telefon z ich domu, z którego po pomoc w dniu swojej śmieci dzwonił Staś. Mam też słynny krzyż, przez który Gomółka ponoć rzucał kapciem w telewizor, gdy na ekranie była Kalina. Mam wreszcie sweter Kaliny, który wcześniej nosiła Marylin Monroe. Ale to wszystko jest schowane w bezpiecznej skrytce bankowej i czeka. Kto wie, może będzie okazja pokazać listy, zdjęcia czy rzeczy osobiste Kaliny. Może na jakiejś wystawie?