Nieustannie ostatnio zadaję sobie pytanie: namiętność czy porozumienie? Bliskość fizyczna, czy psychiczna. To ja mam problem, bo nie pociąga mnie dobry facet, czy chodzi o to, że on jest kiepski w łóżku i mam prawo źle się z nim czuć w seksie.
Mam 27 lat, od trzech lat jestem z chłopakiem, którego poznałam na studiach. Właściwie to mój narzeczony, bo w ostatnie wakacje mi się oświadczył, a w czerwcu planujemy ślub. Właśnie, planujemy, bo wciąż nie wiem, co powinnam zrobić. Z jednej strony go kocham, z drugiej coś w głowie mi mówi: „To nie ten, nie tak powinna wyglądać prawdziwa miłość”. Z drugiej strony, jak ma wyglądać?
Wynajmujemy razem mieszkanie, jest nam dobrze
Problem w tym, że mój partner jest kiepskim kochankiem. Seks z nim kompletnie mnie nie podnieca. I właściwie tak było od początku.
Wcześniej przez kilka lat byłam w związku pełnym namiętności. Zostawiłam tamtego faceta, bo strasznie się kłóciliśmy, ciągle robił mi sceny zazdrości. Bezpośrednim powodem zerwania było jego nieustanne podejrzewanie mnie o zdradę i awantura, którą wszczął po tym, jak zamontował mi w samochodzie GPS, a ja pojechałam w miejsce, gdzie jego zdaniem nie powinnam być.
Nigdy go nie zdradziłam i nie miałam już siły tak dłużej żyć
Kilka tygodni po rozstaniu poznałam mojego obecnego narzeczonego. Był odwrotnością byłego, spokojny, cierpliwy, dobry. Imponował mi wiedzą, poczułam się przy nim bezpiecznie.
Gorzej z seksem. Pierwszym szokiem już był pocałunek, bo mój narzeczony nie umie się całować. Jakkolwiek by to nie brzmiało, nikt chyba nie chce, żeby druga osoba wkładała mu język do gardła i tam międliła, czy jeździła po zębach.
To jednak bym zostawiła nawet, ale kiepsko jest we wszystkim. Od gry wstępnej, bo pełen stosunek. Nie wiem, może jesteśmy niekompatybilni. Naprawdę się starałam, on też się stara, ale po prostu tego nie czuję.
W efekcie unikam seksu, a jeśli już to robię, muszę się wcześniej napić wina, bo inaczej nie daję rady. A nawet jeśli daję– czuję, że to po prostu nie jest tak świetnie, jak było z moim byłym.
Poza tym jest cudownie. Naprawdę
Jesteśmy parą fantastycznych przyjaciół, kochamy te same filmy, oboje biegamy, gramy w tenisa, uwielbiamy wspinaczki i długie chodzenie. Jedziemy na weekend do Lizbony i nastawiamy budzi na piątą, bo kochamy wschody słońca i lubimy o dziesiątej rano mieć już zrobione 15 km. Mojego byłego partnera nigdy nie mogłam wyciągnąć na taką poranną przechadzkę, bo uwielbiał spać do południa, a urlop to dla niego knajpy i zabawa.
Mój aktualny partner potrafi słuchać, jak nikt. Jest opiekuńczy, idealnie traktuje moją mamę i siostrę. I idealnie traktuje mnie. Sprząta, gotuje, robimy to wszystko wspólnie i to też nas łączy. Wspólne gotowanie, a potem siedzenie i gadanie. Też uwielbiam jego rodzinę. Co więcej, on mi się podoba fizycznie i bardzo chciałabym, żeby było dobrze.
Jestem jego drugą dziewczyną, z pierwszą był od podstawówki, rozstali się rok przed tym, jak się poznaliśmy. To ona zostawiła jego, bardzo to przeżył. Nie chcę go zranić i zostawić.
Ale naprawdę zastanawiam się, czy można żyć bez chemii. Czy seks się może poprawić, czy będzie tylko gorzej? Dlaczego jest tak idealnie w życiu, a tak słabo w łóżku.
Czy jesteśmy coś w stanie zrobić?
Czy kiedyś się nie zakocham w kimś, kto mnie uwiedzie?