To miał być tylko seks. Powiedzieli to sobie już na początku. Mogli, bo poznali się na Tinderze. „Niczego więcej nie chcę, mam dziecko i wstręt do facetów. Niestety, do seksu nie” napisała. „Idealnie, nie muszę udawać i nie muszę się bać, że za chwilę będziesz chciała czegoś więcej. Jestem mistrzem pierdolenia relacji i już nie chcę nikogo rozczarować” odpisał.
Fizyczność. Mocna siódemka. Tak ocenili się oboje. Na tyle dużo, żeby była chemia. Za mało, żeby oszaleć, bo spotkało się ideał. Żadne z nich już nie chciało oszaleć.
Porozumienie. Dziewiątka. Niebezpiecznie, ale też sobie jasno powiedzieli, że łatwo o dziewiątkę w pierwszej fazie znajomości. Daliby sobie więcej, ale były rzeczy, w których „nie grali”. Ona, na przykład, lubiła przebiegać na czerwonym świetle. To, co dla niej było wyrazem fantazji i niechęci do zasad, u niego było synonimem nieodpowiedzialności. Ale o tym też powiedzieli sobie od początku. Obiecała, że nie będzie przy nim przebiegać przez ulicę w niedozwolonych miejscach. On miał słabość do fajek, ale zapewnił, że przy niej nigdy nie sięgnie po papierosa.
Seks. Bo w tej sprawie się spotkali pierwszy raz. Nieziemsko, choć z uszanowaniem ziemskości. Pokazali sobie aktualne badania na HIV, zadbali o zabezpieczenie, powiedzieli wprost czego nie lubią. Ona nienawidziła klapsów. „Nie rób tego, bo zacznę się śmiać, to dla mnie takie tanie” wyznała. „I całe szczęście, nie lubię dominacji” zapewnił.
Spotkanie numer 1. Korzystanie ze swoich ciał
Byli wolni. Mimo to uznali, że nie chcą się spotykać w swoich mieszkaniach. Ona miała córkę, on nie lubił dzieci. Choć przyznał, że bardzo polubił syna poprzedniej partnerki. Był z tamtą kobietą pięć lat, po rozstaniu odcięła go nie tylko od siebie, ale też od syna. Przeżył to. „Nigdy więcej nie dam się w to wkręcić”. Jej to pasowało. Od rozwodu nie przedstawiła córce żadnego faceta. I całe szczęście, bo mężczyźni mieli to do siebie, że znikali. Hotele nie działały, wynajęli więc mieszkanie. Na początku wpadali tam na parę godzin. Później już na noc. W seksie grało. Obojgu podobało się życie bez przymusu. Bez przymusu czekania na telefon, randki, jakieś zachowanie. Jak coś ich zabolało, przegadywali. A potem rozchodzili się do swojego życia.
O tamtym czasie:
On: – Na początku spotykałem się z innymi kobietami, z Tindera, też na seks. Raczej z młodszymi. Ale potem przestawałem tego chcieć, ona była zajebista, kręciła mnie coraz bardziej. Najbardziej podobało mi się, że nic nie chce. Nie pytała o to, czy się z kimś widuję, nie dopytywała, co robię.
Ona: – Kręciła mnie ta bez-emocjonalność. Jakby mieszkanie było wyspą, w żaden sposób nie stykało się z moim lądem. Widywaliśmy się raz na tydzień. Wtedy, gdy córka szła do ojca. Wychodziłam rani i wracałam na swoją planetę. Zaczęłam lubić swoje ciało, wróciłam do sportu, dbania o siebie.
Spotkanie numer 2. Filmy plus namiętność
Dystansu pilnowali kilka miesięcy. Potem do seksu dodali wspólne seanse, oboje byli maniakami brytyjskich i szwedzkich kryminałów, kochali czarny humor. Sporo rozmawiali o porażkach uczuciowych. Ludzie na początku znajomości starają się wypaść, jak najlepiej, im na tym nie zależało. „Mam obsesję, że ktoś mnie w związku zadusi” wyznał kiedyś. Później opowiedział o matce, która zostawiła go, jak był mały. „Nie gadaj tylko idź z tym na terapię”
rzuciła. Ale przyznała, że też się boi bliskości. Dlatego właśnie zawsze wynajdywała trudnych facetów, a dobrzy jej nie pociągali. Jakby chciała, żeby zrealizowali jej życiową narrację. „Nikomu nie można ufać”.
O tamtym czasie:
On: Nie byłem zakochany, ale cholernie ją lubiłem. Zaczęło mi zależeć, żeby ten nasz czas był super, wiedziałem, że lubi francuskie pleśniowe sery i wino, więc zawsze kupowałem, ona też pamiętała, co lubię. Któregoś dnia przyszedłem, na patelni dochodziły steki. Doceniłem, bo sama była wegetarianką. Dobrze się bawiliśmy.
Ona: Trzymałam dystans, w pewnym momencie pomyślałam o sobie, że jestem podzielona, bo w tym mieszkaniu, z nim, byłam zakochana. Ale zwykle doba wystarczyła na zimny prysznic. Cały czas mówiłam sobie, że uczucia da się kontrolować.
Spotkanie numer 4. Szpital
Odwołała spotkanie, jej córka miała potworne bóle brzucha, to był czas covidu, nie mogła dodzwonić się po karetkę, auto na przeglądzie, eks nie odbierał telefonu. „Zaraz przyjadę i was zabiorę” powiedział on. Zawieźli dziewczynkę do szpitala, okazało się, że wyrostek. Ona nie mogła wejść na badania, czekał więc z nią w samochodzie, parę godzin. Potem odwiózł ją do mieszkania, odprowadzi, położył spać.
O tamtym czasie:
Ona: Niestety, nie da się jednak ogarnąć uczuć. Siedząc z nim w samochodzie, zrozumiałam, że jestem zakochana, że chciałabym coś więcej, wiedziałam, że muszę to skończyć, bo układ od tej pory będzie nierówny.
Spotkanie numer 5. Kolacja i szczerość
Zaprosiła go na kolację do siebie i powiedziała, że już nie będą się więcej spotykać, to jest bez sensu, nie ma już na to energii. Stwierdził, że skoro tak, pewnie, bez przymusu. Jeszcze bardziej ją to wkurwiło, z trudem wytrwała do końca kolacji. Wychodząc, pocałował ją w policzek. „To na razie, mała”. Za „małą” chciała go pobić. Miała 174 centymetry wzrostu i ważyła 66 kg. „Gówno nie mała, protekcjonalny typ” zwierzała się przyjaciółce.
O tamtym czasie:
On: Nie rozumiałem jej, miałem poczucie, że właśnie wchodzimy na wyższy poziom znajomości, poznałem jej córkę, a ona kończy to, choć nie ma między nami żadnego napięcia, wciąż dobrze się bawimy. Ale tylko raz prosiłem jedną kobietę, żeby została, więcej bym tego nie zrobił. Pomyślałem: skoro nie chce, niech spada.
Spotkanie numer 6. Zjem z tobą śniadanie
Nie widzieli się kilka miesięcy. Czuł, że zapada w stagnację. Praca, bieganie, praca, bieganie, filmy. Chyba pierwszy raz tak mocno odczuł samotność. Kumple mieli żony, dzieci, on zawsze sam, lubił to, ale teraz dni zlewały się w jedno. Na początku o niej nie myślał, ale potem zaczął. Tęsknił za jej bliskością. Napisała w maju. „Masz ochotę na seks?” . Korciło go, żeby skomentować to złośliwie. Że jest mało wytrwała albo co tak nagle zmieniła zdanie. Ale bał się, że ją przestraszy. „Pewnie, ale ze śniadaniem” odpisał. Zaprosiła go do siebie.
O tamtym czasie:
Ona: – Nie byłam zbyt konsekwentna, bałam się napisać. Ale stwierdziłam, że tak mi go brakuje, że będę dalej ciągnąć ten układ, przez parę miesięcy zdążyłam się odkochać. Liczyłam się też z tym, że może kogoś ma, ale wolałam wiedzieć niż rozmyślać, że może źle zrobiłam.
Spotkanie numer 7. Dobra, zostaw szczoteczkę
Siedem jest oczywiście umowne. To mogło być nawet setne spotkanie. No, minimum pięćdziesiąte. On: – Covid przewalił moje całe życie, straciłem ukochanego ojca, w pracy miałem zastój. Spadłem ze szczytu, zacząłem analizować, co osiągnąłem. Nie miałem nic w sensie relacji. Ani dziecka ani kobiety, poczułem, że to jest wszystko cholernie puste. Poczułem, że też chce mieć kosiarkę do trawy w ogrodzie i jeść rodzinne obiady, mieć z kim pojechać na zakupy, oglądać filmy. Że już nie chce mi się poznawać nowych lasek, bo spotkałem kobietę, z którą czuję się najlepiej.
Ona: –Nie mam za wielkich oczekiwań, nie chcę mieć. Jest nam razem po prostu dobrze, moja córka go lubi. Nie wchodzimy sobie na głowę, nie osaczamy się, nie dopytujemy gdzie idziesz, z kim i po co. Dwie jednostki, dwa osobne byty znalazły wspólną przestrzeń. I tak, pewnie gdyby nie covid nie zrozumiałabym, jak bardzo tęsknię za takim zwyczajnym życiem.