Kamil Pawelski, znany jako Ekskluzywny Menel, w ubiegłym roku porzucił życie w wielkim mieście i przeprowadził się na Podlasie. Spełniony mąż, szczęśliwy ojciec dwójki dzieci. Mężczyzna, który bardzo świadomie i szczerze opowiada o partnerstwie, ojcostwie i wierze. Autor książki „Pytania o męskość”, w której razem z dr Ewą Kempisty – Jeznach porusza wiele istotnych i bardzo delikatnych tematów.
Klaudia Kierzkowska: Kim jest Kamil Pawelski?
Kamil Pawelski: Spełnionym facetem, ojcem, partnerem i mężem. Spełnionym człowiekiem.
Kilkanaście dni temu po raz drugi zostałeś ojcem. Jak odnajdujesz się w innej, i na swój sposób, nowej roli?
Nie mogę powiedzieć, że jakoś znacznie zmieniło się nasze dotychczasowe życie. Od ponad dwóch lat jestem ojcem Abla, więc narodziny córeczki nie wpłynęły diametralnie na nasz świat. W domu pojawiła się kolejna kochana istota, o którą się staraliśmy. Wspólne przeżycie porodu, bo miałem to szczęście, że mogłem rodzić z moją Wiktorią, przypomniało mi, co jest w życiu najważniejsze. Odnoszę wrażenie, że wzbogaciło też naszą relację. Podobnie, jak i pierwszy poród. Teraz, w dobie pandemii, nie mieliśmy pewności, czy będę mógł być w szpitalu. Na szczęście udało się, za co jestem światu bardzo wdzięczny. Wspierałem żoną do samego końca.
Z małej miejscowości przeprowadziłeś się do Warszawy, gdzie spędziłeś aż 15 lat. Od razu odnalazłeś się w wielkim mieście?
Przyjechałem do Warszawy niedługo po skończeniu liceum. Miałem zostać rok, dwa, góra trzy. Za wszelką cenę walczyłem o usamodzielnienie się i bardzo chciałem iść do przodu, aby udowodnić sobie i innym, że mogę, że potrafię. Zakładałem, że Warszawa będzie dla mnie przystankiem, chciałem wyjechać za granicę. Stała się jednak moim domem na 15 lat. Po jakimś czasie uznałem, że to jest moje miejsce i z perspektywy czasu nie mogę o niej powiedzieć złego słowa.
Po kilku latach pracy w korporacji, gdzie piąłeś się po szczeblach kariery, złożyłeś wypowiedzenie. Nie była to praca Twoich marzeń?
Przez dłuższy czas byłem osobą, która w pracy znalazła sens swojego życia. Objąłem wysokie stanowisko, w pewnym momencie zarządzałem całym regionem sprzedaży. Jednak życie korporacyjne, praca na wynik, a z drugiej strony brak troski o życie prywatne spowodowało, że przeszedłem załamanie nerwowe i depresję. Generalnie dość mocno przypłaciłem to swoją psychiką. W międzyczasie, będąc na terapii, pojawił się pomysł założenia bloga, który po pewnym czasie okazał się moją pełnoetatową pracą. Kiedy zrezygnowałem z pracy w korporacji, blog zapewniał mi bezpieczeństwo finansowe. Wszystko się ze sobą zazębiło. Wypalenie zawodowe, depresja i możliwość pozostania freelancerem, blogerem. Z natury jestem osobą wykorzystującą sposobności, które dostaję od życia. Zapalam się do jakiegoś pomysłu, by spalić się w nim całym.
Zakładając bloga, poświęcając mu się w całości, wykorzystałem wiatr, który wiał wtedy w moje żagle. Z perspektywy czasu wiem, że była to dobra decyzja.
Twoje życie jednak obfitowało w bardzo ciężkie doświadczenia. Próbowałeś popełnić samobójstwo – chciałeś wyskoczyć z okna. Dlaczego? Co takiego się wydarzyło, że postanowiłeś targnąć się na swoje życie?
Wychowywałem się w rodzinie mocno wierzącej. Wiara z jednej strony dała mi wiele dobrego, jednak z drugiej dość mocno mnie powykrzywiała. Od zawsze zadawałem sobie pytania dotyczące sensu życia. Za młodego były nim imprezy, potem kariera zawodowa. Sensu życia szukałem na różnych płaszczyznach, a jednocześnie zapominałem, że jest nim dbanie o swoją duchowość. Brakowało mi osadzenia się w relacji. Pochodzę z rodziny DDA, będąc dzieckiem nie miałem dobrych relacji z tatą. Teraz wszystko się zmieniło, tata świetnie poradził sobie z problemem. Jest wspaniałym mężem, ojcem, dziadkiem.
Dzieciństwo i brak ojca spowodowały, że miałem duże wątpliwości dotyczące mojej osoby. Nastał moment, w którym kariera zawodowa, używki czy hajs przestały dawać mi satysfakcję. Zacząłem zadawać sobie głębokie pytania o jestestwo, o sens mojego życia. Wtedy też pojawiły się myśli samobójcze. W momencie, w którym chciałem zakończyć swoje życie, wiara ugruntowała we mnie to, co jest naprawdę ważne w życiu. Zrozumiałem, że te wszystkie substytuty, które miałem wcześniej są niczym względem tego, co jest ważne w życiu – skupienie się na sobie, zrozumienie czym jest duchowość.
Jednak to, co obecnie dzieje się w kościele jest nie do pomyślenia. To jak kościół okrada ludzi, okłamuje i robi z nich cierpiętników jest dla mnie wypaczeniem. Nie dziwię się, że kościół zbiera żniwo w postaci ludzi od niego odchodzących. O tematach pedofilii i tego jak brudny jest kościół nie chce mi się już nawet mówić. To dla mnie dwa kilo mułu. Jednocześnie mam wielką świadomość, że człowiek potrzebuje duchowości. Po próbie samobójczej, chęci odebrania sobie życia, zrozumiałem, że można żyć inaczej. Wszystko dzięki Bogu. Spuściłem z ciśnienia.
W ubiegłym roku przeprowadziłeś się z rodziną na Podlasie, gdzie prowadzisz przestrzeń slow life Into The LAS. Skąd taka decyzja?
W pewnym momencie zaczęliśmy zastanawiać się, czego oczekujemy od naszej przyszłości. O ile bardzo lubię Warszawę i pobyt w niej dał nam bardzo dużo, to jednak w naszym przypadku jest to miasto na krótką metę. Zaczęliśmy zastanawiać się, czy chcemy z Warszawą wiązać się na stałe. W między czasie jeździliśmy na Podlasie do mojej babci. I właśnie wtedy pojawiła się myśl o przeprowadzce. Na początku chcieliśmy stworzyć coś dla kogoś, by innym dać możliwość „nic nie robienia”. Jeszcze przed wybuchem pandemii cały czas miałem poczucie, że nieustannie za czymś pędzimy. Musimy coś mieć, posiadać, dwa razy w roku wyjechać na wakacje. Ciągle coś komuś chcemy pokazać i udowodnić. Oczywiście musimy od siebie wymagać. Trudno by było położyć się na trawie i czekać aż manna zacznie nam spływać z nieba. Jednak często chcemy za bardzo, za wszelką cenę. Statystyki dotyczące depresji mówią same za siebie. Postawiliśmy wszystko na jedną kartę i w ubiegłym roku stworzyliśmy „nasze” miejsce Into The LAS. Jestem nauczony, że swoje życie należy obserwować trochę jak kawałek sera. Byłem świadomy, że Ekskluzywny Menel nie musi istnieć całe życie. Chciałem mieć plan B. Presja wśród twórców internetowych zaczęła przypominać mi trochę korporacyjną przeszłość. Nauczony doświadczeniem zacząłem zastanawiać się, czy przypadkiem nie wracam do punktu, z którego kiedyś wyszedłem.
Wydałeś książkę „Pytania o męskość”, w której rozmawiasz z dr Ewą Kempisty – Jeznach, certyfikowanym lekarzem medycyny męskiej. Co Cię skłoniło do jej napisania?
Jeszcze kilka lat temu uważałem, że nie mamy kryzysu męskości, a jedynie redefiniujemy męskość. Jednak teraz dostrzegłem, że coś z nami mężczyznami jest nie tak. Należy spojrzeć prawdzie w oczy. Żyjemy w czasach kryzysu męskości, kryzysu tożsamości mężczyzn. Fakt, że zabrałem się za tematy związane z ojcostwem i szeroko rozumianą męskością nie oznacza, że w moim mikroświecie jest mi źle. Jest bardzo dobrze. Chciałbym, aby mój syn za kilkanaście lat mógł żyć w świecie, w którym nie będzie pozbawiony kryzysu tożsamościowego. Cały czas z tyłu głowy mam swoje dzieciństwo i brak taty w procesie wychowania. Zdaję sobie sprawę, jak ważną rolę odgrywamy w życiu naszych dzieci, partnerek, żon. Musimy podkasać rękawy i wykonywać pewną pracę. W społecznym ujęciu musi dokonać się pewna zmiana. Przeglądając statystyki zobaczyłem, że na 100 tys. mieszkańców 23,9% samobójców stanowią mężczyźni, a kobiet jest 3,2%. Coś jest nie tak.
Poruszasz w książce temat męskich emocji. Nie masz wrażenia, że mężczyźni wstydzą się rozmawiać o uczuciach?
Facet mówiący o emocjach… Przez pewien czas emocje identyfikowały się z czymś bardzo kobiecym. Śmiem twierdzić, że patriarchat zrobił równie dużo złego dla kobiet co i dla mężczyzn. Jestem wielkim przeciwnikiem tego systemu. Cenię sobie partnerstwo, jestem orędownikiem takiego podejścia do życia. Dużo mówi się o tym, co patriarchat zrobił dla kobiet. I widzisz, to właśnie wy jesteście silniejsze i walczycie o swoje. Chwała wam za to! Kwestie związane z emocjonalną stroną mężczyzn cały czas są w powijakach.
Feminizm bardzo mocno uderza w mężczyzn i ta wzajemna unifikacja płciowa nie służy w ogóle sprawie. Wzajemne obwinianie się niczego nie zmienia. Wyobraźmy sobie związek, w którym obydwie strony wzajemnie obwiniają się o wszystko. Nie wróżę im wspólnego życia. Jednocześnie mam poczucie, że kobiety także nie są do końca szczęśliwe. Choć są spełnione, to brakuje im mężczyzn, takich z prawdziwego zdarzenia.
Piszesz, że jest to książka nie tylko dla mężczyzn, ale i kobiet, żeby lepiej zrozumiały swoich partnerów czy synów. Jakie wartości, jaką wiedzę „wyniosą” z niej kobiety?
W książce rozmawiam z dr Ewą, z jednej strony lekarzem medycyny męskiej, a z drugiej z kobietą. Zderza się z moimi pytaniami i udziela wielu wartościowych odpowiedzi. Bardzo fajnie opowiada o wychowaniu dzieci. Zwraca uwagę na ważny aspekt. Dziecko ma matkę i ojca, i najlepiej, aby oboje brało udział w procesie jego wychowania. Jednak dziecko musi widzieć różnice wynikające z tego kim jest ojciec, a kim jest matka. Nie mam na myśli tego, że kobieta sprząta, a facet zarabia, leży na kanapie i czyta gazetę. Tak dużo mówi się o równości, a trudno jest o nią, kiedy kobieta i mężczyzna tak bardzo się różnią. Różnorodność, która płynie z nas jest na tyle ciekawa, że wzajemnie tworzymy jedną całość. Różnic pomiędzy nami nie należy rozpatrywać w kategorii czegoś złego. Zależało nam, aby przedstawić różne poglądy w kwestii wychowania. Ważne jest
odcięcie pępowiny pomiędzy matką i synem, aby teściowa stawała także po stronie synowej, a nie tylko syna. Zderzenie tych dwóch płci jest niezwykle istotne. Nie oszukujmy się, mężczyźni nie rozumieją kobiet, a kobiety nie rozumieją mężczyzn. Musimy zacząć szukać zbieżnych punktów, w których zaczniemy się rozumieć. My nie mówimy o emocjach, trzymamy je w sobie. Kobiety z kolei mają bardzo rozbudowany system analizy. Książka pomoże kobietom zrozumieć i zaakceptować perspektywę męską.
Mówisz, że partnerstwo nigdy nie będzie stanem, w którym obie strony mają „po równo”. Tak też jest w Twoim małżeństwie?
Dziwię się ludziom, którzy stoją na straży równości w partnerstwie. Nie może tak być. Cały świat jest pełen nierówności. Kiedy jestem słabszy, to moja partnerka jest silniejsza, a kiedy ona upada to ciągnę ją ku górze. To wzajemne noszenie ciężaru. Dopiero w momencie, w którym to zrozumiałem, zacząłem budować treściwą relację. Nie chcę stawiać się w roli autorytetu i osoby, która chodzi i mówi, że ma zajebiste życie. Moje życie, choć jest satysfakcjonujące, także usłane jest porażkami i problemami. Tak jak kiedyś próbowałem wygłuszać problemy, tak teraz staram się identyfikować ich źródło. Ta dojrzałość i doświadczenia życiowe spowodowały, że w inny sposób reaguję i nie obarczam się poczuciem winy jeśli zdarzy mi się upaść.
Fot. www.instagram.com/ekskluzywny_