Go to content

Jędrzejczyk: często mylimy się, myśląc, że ludzie znani, odnoszący sukcesy, mają idealne życie, tak nie jest

29.12.2020 MAGAZYN GALA, JOANNA JEDRZEJCZYK , SESJA OKLADKOWA , PROMOCJA KSIAZKI , FOT. MARCIN KLABAN

– Mówiąc o swoim byłym związku, chciałam pokazać, że często mylimy się, myśląc, że ludzie znani, odnoszący sukcesy, mają idealne życie. Tak nie jest. Ja każdego dnia przegrywam i muszę się podnosić i dążyć do perfekcji, bo często powtarzam, że nikt nie jest perfekcyjny – mówi Joanna Jędrzejczyk.

Na rynku wydawniczym pojawiła się Twoja biografia, która, jak myślę, dla wielu osób może być ogromną inspiracją do tego, żeby się nie poddawać, iść do przodu i kochać życie pomimo przeciwności. 

Joanna Jędrzejczyk: Wiesz, ja mam poczucie, że ilość miłości, wiary i szacunku, jaką w sobie nosimy, zależy tylko i wyłącznie od nas. Ja mam tego w sobie tyle, że chcę się z ludźmi dzielić pozytywną energią. Jestem na takim etapie życia, że czuję, że wszechświat mi sprzyja. Zawsze byłam szalona, pełna energii i kocham to w sobie i cieszę się, że mogę innym to dawać, to jest coś pięknego.

Opowiadając swoją historię wiele miejsca poświęcasz przegranej, podkreślając, że nie jest ona porażką. Czy przegrana w walce o pas mistrzowski była przełomem w Twoim życiu? 

Nie, bo ja choć rzadko przegrywałam – w swoje karierze po 100 walkach (licząc łącznie: w muay thai, kick-boxingu i MMA) zaledwie pięć razy, to zawsze z pokorą podchodziłam do każdej walki. Po każdej, bez względu na wynik, mówiłam sobie: Aśka, zrobiłaś wszystko, żeby być w najlepszej formie.

Ludziom często, także w ich własnym życiu, wydaje się, że finał ich starań, cel, jak w moim przypadku – walka – jest najważniejsza. A to nie tak, najważniejsze są przygotowania, dążenie do celu. To ono nas buduje, daje nowe doświadczenia, pozwala nam poznawać własne możliwości i przekraczać granice.

Wchodzą do oktagonu zawsze w głowie mam tę samą modlitwę. Modlę się o silną wolę i czyste serce. Ale też mówię sobie: bez względu na wszystko wejdź i pokaż siebie. Nieważne czy wygrasz, czy przegrasz, ważne, że ciężko pracowałaś przez wiele tygodni przed walką. W końcu pierwsza przegrana przyszła i świat się nie zawalił.

Czy pierwsza przegrana o pas mistrzowski była najbardziej bolesna? 

Nie, ale bolała bardzo, bo ja w tym dniu nie byłam sportowcem. W ogóle nie powinnam była stanąć do tego pojedynku. Dziś jednak podjęłabym dokładnie taką samą decyzję jak wtedy, bo najważniejsi zawsze dla mnie są kibice. Oni do Nowego Jorku na tę walkę przyjechali z całego świata, nie mogłam ich zawieść. Pracowałam wiele tygodni, by pokazać najlepszą wersję siebie.

Oczywiście do dziś są tacy, którzy mówią, że głupio się tłumaczę z przegranej, że nie uszanowałam przeciwniczki. To nieprawda, jak ktoś tak mówi, to ciśnie mi się na usta: pajacu, ty próbujesz z początkiem każdego roku zrzucić dwa kilogramy i nawet to ci się nie udaje, a ja na 36 godzin przed walką w jedną noc zbiłam ze swojej wagi siedem kilogramów, czego o mały włos nie przypłaciłam zdrowiem, a może nawet i życiem.

Zawsze jednak znajdą się tacy, którzy będą ci umniejszać i podcinać skrzydła. To najczęściej są osoby, które niewiele wiedzą o całości mojej kariery, liczą tylko moje wygrane i przegrane, a w zasadzie tylko przegrane. Ale wiesz, czego mi nie odbiorą? Mojego dziedzictwa, w Polsce to słowo jest rzadko używane, za to w Stanach ma ogromne znaczenie.

Kiedy dostaję wiadomości od internetowych trolli, czy czytam ich komentarze, uśmiecham się tylko, bo wiem, kim jestem. Nie podążam za internetowymi lajkami, serduszkami, znajomościami. Podążam za tym, co realne, namacalne, bo prawdziwe życie ma cudowny smak.

Otwarcie mówisz o kryzysach, o hejcie, o sytuacjach, kiedy na Okęciu nie witają Cię tłumy, a wszystko dlatego, że przegrałaś. Ty jednak nieustannie idziesz do przodu. 

Często ktoś mi mówi: Aśka, nie mam siły, jestem zmęczona, jestem zmęczony. Ja wtedy odpowiadam: zwolnij, obojętnie czy walczysz jako sportowiec, czy o awans w pracy, o związek, relację, czasami trzeba zwolnić, ale nadal powoli iść do przodu. Nie raz nie chciało mi się wstawać na trening, miałam dość, ale mówiłam sobie: hej, tyle ciężkiej pracy za tobą, naprawdę ten jeden trening zrobi ci różnicę?

MMA nie jest kobiecym sportem, jednak Ty starasz się wydobywać swoją kobiecość. Na jedno ze spotkań przed walką wyszłaś w obcisłej sukience i w szpilkach. 

Ten sport zmienia sylwetkę, tym bardziej, kiedy ćwiczy się intensywnie i walczy na takim zawodowym, światowym poziomie. To ciągła praca nad sobą, nie zrobię sobie na trening czy walkę makijażu, nie założę szpilek.

Przez wiele lat związywałam włosy, zapominając o sobie jako o człowieku, kobiecie. Teraz na nowo się odkrywam, co jest dla mnie bardzo fajne, bo nie jestem tylko maszynką do robienia kariery, pieniędzy, czy trenowania.

Obserwuję to także wśród innych, którzy nie są sportowcami, ale pracują, żyją w jakiejś gonitwie, często zapominając o rodzinie, dzieciach, partnerze. W imię czego? Za chwilę może cię nie być na tym świecie, bo na przykład zeżre cię rak.

Twoja przyjaciółka chorowała na nowotwór, zmarła. 

Tak. Historia Karoliny uświadomiła mi, w jakim miejscu chcę być, kim chcę być i jakimi ludźmi się otaczać. My niestety żyjemy tak, jakby jutra miało nie być. I nie ma w tym nic złego, żeby chwytać dzień – carpe diem, ale ważne, by robić to stąpająco twardo po ziemi, a nie być hedonistą.

To kwestia twardego kręgosłupa moralnego.

Który ludzie coraz rzadziej mają. Ja się cieszę, że urodziłam się pod koniec lat 80., bo rodzice dali mi mocne zasady i morale.

Mówisz też, że sukces jest samotnością…

Samotnością, bólem i cierpieniem. I powie to każdy, kto wdrapuje się na szczyt. Kocham wspinaczkę, dużo czytam o himalaistach i ich drodze na szczyt, tam szczególnie te emocje związane z sukcesem, niekoniecznie pozytywne, wybrzmiewają.

To cena, jaką musimy płacić za nasze decyzje, konsekwencje naszych wyborów, w tym także tych dobrych dla nas.

W książce bardzo się otwierasz, sporo miejsca poświęcasz także swojemu długoletniemu związkowi, który się rozpadł.

Ale nie mówię o tym, żeby się nad sobą użalać, we mnie nie ma żalu i nienawiści, bo to złe emocje, które nas bardzo ograniczają. Nie mam pretensji do mojego byłego partnera. Przeżyłam z nim wspaniałe lata i dla mnie to, co się stało, było zaskoczeniem.

Zdradził Cię. 

Tak, a przecież ja zawsze mówiłam, że mnie na pewno to nigdy nie spotka. Myślisz, że coś cię nie dotyczy, a chwilę później okazuje się, że dotyczy każdego z nas. Mówiąc o swoim byłym związku, chciałam pokazać, że często mylimy się, myśląc, że ludzie znani, odnoszący sukcesy, mają idealne życie. Tak nie jest.

Ja każdego dnia przegrywam i muszę się podnosić i dążyć do perfekcji, bo często powtarzam, że nikt nie jest perfekcyjny.

Chciałam pokazać, że balans pomiędzy życiem prywatnym a zawodowym jest bardzo istotny. Jeśli mamy niepoukładane w szafie, jak mówiły nasze babcie, to nie będziemy mieć poukładane w całym naszym życiu. Ja, będąc niemal maszyną, która ciężko pracowała, która radziła sobie z ekstremalnymi sytuacjami, dowiaduję się na cztery tygodnie przed ważną walką, że mój związek się rozpadł.

MMA jest sportem indywidualnym, w którym głowa ma bardzo ogromne znaczenie. Jestem tylko człowiekiem, też popełniam błędy, aczkolwiek i tak uważam, że limity są tylko w naszych głowach. A jednak każdy z nas ma ograniczoną odporność. Jestem osobą bardzo wrażliwą, dużo znoszę, ale przychodzi dzień, kiedy idę do sypialni, zamykam się i płaczę. W każdym z nas to jest, choć w różny sposób pokazujemy nasze emocje.

Powinniśmy sobie mimo wszystko pozwolić na ich przeżywanie i ich nie oceniać. Opowiadając o moim związku, o powodach, z których się rozpadł, chciałam pokazać, że nawet po czymś takim można pójść dalej, że należy dbać o siebie, bo wtedy będziemy umieli dbać o innych. Ktoś powie: no tak, ja o tym wiem. Jednak prawda jest taka, że dopóki nie dostaniesz obuchem w łeb w najmniej spodziewanym momencie, to wcześniej nie jesteś w stanie tego przetrawić i w pełni zrozumieć.

Zdrada jest dla kobiety, jak podcięcie skrzydeł. To utrata kobiecości, pewności siebie, wydarzenie, które ma wiele aspektów. Ten, kto zdradza, powinien wziąć odpowiedzialność za swoje czyny.

Jeśli w wieku 40 czy 50 lat chce skakać z kwiatka na kwiatek i zachowywać się jak nastolatek – proszę bardzo. Tylko powiedz o tym i idź w cholerę, ale nie żyj w kłamstwie, nie krzywdź tym innych. Zawsze powtarzam, że prawda wcześniej czy później, ale zawsze zwycięży.

Wspominasz też o tym, że w trakcie Twojej kariery wiele osób Cię rozczarowało. 

Dziś wiem, że ludzie po prostu nie potrafią przyznać się do błędu, zrzucają winę na innych. Nie są w stanie przyznać: wiem, że postąpiłam źle, coś zepsułam i nie mają z tego powodu wyrzutów sumienia. Ale cóż, świata nie zmienimy, możemy pracować jedynie nad sobą, by być dobrymi ludźmi i nie zachowywać się w ten sposób.

Z drugiej strony masz wokół siebie ludzi, którzy są z Tobą od zawsze. 

Wiesz, że kiedyś w ogóle nie wierzyłam w coś takiego jak przyjaźń. To się na pewno zmieniło we mnie. Mam wokół siebie wspaniałych ludzi, są też ci, których poznałam pięć lat temu, czy rok temu i sama jestem zaskoczona, jak potrafię się angażować w te relacje, bo też oni widzą we mnie fajnego człowieka, po prostu i przede wszystkim.

Kiedy wracasz do walki i czy w ogóle? 

Mam nadzieję, że pod koniec tego roku. Wiele rzeczy sobie przewartościowałam, ale czuję w sobie ogromny sportowy głód. Chcę jednak dbać o swoje zdrowie, jeszcze kilka dni temu byłam gotowa potwierdzić walkę i za chwilę wrócić do oktagonu. Ale moi bliscy i przyjaciele spytali, czy powinno się kłaść na szali swoje zdrowie? Czy kolejna walka, pieniądze, są coś warte? A co, jeśli przekroczę tę granicę, za którą ambicja mnie zniszczy? Już tam byłam.

Wiem jednak, że nawet jak przegrywam, robię świetną walkę, że to nadal mój czas, ale już nie za wszelką cenę. Jestem głodna życia, jeszcze wiele rzeczy chcę zrobić, więc nie zamierzam już tak bardzo, jak kiedyś, ryzykować w sporcie.