Piję poranną kawę, kot patrzy trochę zdziwiony, że ja pracuję, kiedy cały dom jeszcze śpi. Spotkałam się ostatnio z osobą, z którą rozmawiałam o tym, jak trudno się nam przyznać przed samym sobą, kim naprawdę jestem.
Ta szczerość wobec siebie często niesie poczucie lęku – bo co zrobię, gdy okażę się nikim szczególnym? Kimś mało wartym? Wolę myśleć o sobie dobrze niż stanąć twarzą w twarz ze sobą samym.
Myślę sobie, że boimy się szczerości, bo gdzieś w nas jest głęboko zakorzenione przekonanie, że prawda zawsze boli. „Lepiej powiedz najgorszą prawdę, niż miałbyś kłamać” – słyszeliście w dzieciństwie? I ta najgorsza prawda w nas zostaje. A my? My wolimy szukać usprawiedliwień, wytłumaczeń.
A przecież życie jest największym darem, jaki dostajemy. Tak, wiem to wyświechtany frazes, tyle razy podawany z ust do ust, że kompletnie stracił siłę swojej wymowy. Ale co jest cenniejszego? Zobacz, jesteśmy postawieni tu i teraz. W tym jednym momencie. Nie będzie czasu na poprawki, co cofanie się w czasie, na jeszcze jedną próbę. Nie krzykniesz: „Halo, kurde, wszystko było nie tak, ja chcę jeszcze raz!”. Bo drugiego razu już nie będzie. Im szybciej to sobie uświadomimy, tym większą mamy szansę przeżyć nasze życie z pełną świadomością własnych wyborów.
To wielkie szczęście, że mamy siebie samych. To my jesteśmy sprawcami wszystkiego, co się wokół dzieje. To my decydujemy i wybieramy, gdzie chcemy być. To my dla siebie jesteśmy największym wsparciem. Tylko tak rzadko dajemy sobie na to przyzwolenie.
– bo przeglądamy się w oczach innych szukając swojej wartości
– bo nie wierzymy, że jesteśmy kimś ważnym – ważnym dla siebie
– bo nie wiedzieć czemu blokują nas opinie innych, choć to nie ich życie
– bo boimy się, że nie damy rady, choć nawet nie próbujemy
– bo lęk, że zawiedziemy samych siebie nie pozwala nam zrobić ani jednego kroku
– bo uważamy, że nie zasługujemy na nic lepszego – ale dlaczego nie?
A może warto być w końcu szczerym wobec siebie?
Jesteś nieszczęśliwa?
Dlaczego? Co powoduje twoje nieszczęście: związek z niewłaściwym facetem, praca, której nie cierpisz, chroniczny brak czasu, czy może przyjmujesz na swoje barki cały ból istnienia świata?
Więc dlaczego w tym tkwisz? Pomyśl, czy gdyby ktoś kogo kochasz wielką miłością był nieszczęśliwy – co byś zrobiła? Wszystko, by mu pomóc, by pokazać, że są inne wyjścia, rozwiązania, że nie musi tkwić w tym, co tu i teraz. „Odejdź od tego faceta, poradzisz sobie, wierzę w ciebie”, „Zmień pracę, jest tyle ogłoszeń, zobacz – pomogę ci napisać cv”, „Idź na terapię, znajdź specjalistę, który pomoże ci poradzić sobie z bólem, który w sobie nosisz”. Jesteśmy świetnymi doradcami – wybawcami. Tylko dlaczego nie potrafimy powiedzieć tego wszystkiego sobie? Nie kochasz siebie? Nie chcesz dla siebie jak najlepiej? Tak, wiem – nie zasługujesz, wszyscy inni są ważniejsi.
A może tobie tak wygodnie? Szczerość za szczerość? Najgorsza prawda? Więc może tkwisz w tym swoim nieszczęściu, bo jest ono dla ciebie doskonałym usprawiedliwieniem. Zawsze możesz powiedzieć: to przez niego, nie spróbuję, bo i tak jestem beznadziejna, i tak mi się nie uda, po co mam sobie dokładać kolejnych kopniaków? A może po prostu ci się nie chce. Może tak jest ci dobrze. Czerpiesz korzyści ze swojej sytuacji, wybierasz tkwienie w tym co tu i teraz, bo ono nie wymaga od ciebie zaangażowania, podejmowania wyzwań, jakichkolwiek działań. Bo przecież masz usprawiedliwienie: „Jestem do niczego”. Naprawdę tak o sobie myślisz? Czy szukać usprawiedliwienia dla tego, jak wygląda twoje życie?
Użalanie się nad sobą jest łatwiejsze od podążania za marzeniami
„Gdybym tylko mogła, to bym to zrobiła”. Ale kto cię ogranicza, co ci nie pozwala. Kasa, ludzie? A może ja sama? A może wcale tego nie chcesz, nie chcesz wystarczająco mocno, żeby po to sięgnąć. Może budujesz sobie iluzję wielkich rzeczy, które chciałabyś osiągnąć – bo to i tak jest niemożliwe?
A gdyby tak położyć tuż przed tobą małe cele? Sięgniesz po nie, czy wykręcisz się choćby bólem pleców. Kolejną słabą wymówką, po której kolejny raz myślisz: „Jestem beznadziejna”.
Myślisz: „Tyle by mogła, jestem świetna, ale to ludzie mnie ograniczają”? Tak, łatwo się chować za kimś, prawda? Łatwiej innych obarczyć odpowiedzialnością za twoje niepowodzenia, niespełnione pragnienia, niż zrobić ten cholerny krok do przodu i zadecydować o sobie, a nie szukać winy w innych, w całym świecie, który sprzysiągł się przeciwko tobie.
Tkwisz w toksycznych relacjach: „Tak już mam, bo przyciągam do siebie takich ludzi”. Jasne, a może czerpiesz z nich więcej korzyści, niż chcesz się sama przed sobą do nich przyznać? „On mnie ogranicza”, „Ona wysysa ze mnie energię” – słyszysz siebie? Dlaczego im na to pozwalasz? Żeby trzymali cię w miejscu, żebyś nie musiała nic robić, bo jak? Skoro ktoś ciebie ogranicza? Nie umiesz zerwać takich relacji – to znaczy, że uwikłanie w nie jest dla ciebie dobre. Przecież nikt o zdrowych zmysłach nie sypiałby z wrogiem.
Co wybierasz – najgorszą prawdę czy kłamstwo na swój temat? A może ta prawda nie jest najgorsza? Może ona przyniesie ci ulgę, otworzy oczy. Powiedz do siebie: „Chodź, od dzisiaj się tobą zaopiekuję. Zasługujesz na moją miłość”. I powtarzaj to sobie każdego dnia. Bo ty jesteś dla siebie najważniejsza. Bo masz siebie. A w prezencie dostałaś życie – pomyśl, jakie chciałabyś by było, dla kogoś kogo kochasz. Dla ciebie.