Mówią, że Bóg stworzył „instytucję” babci, gdyż nie mógł być wszędzie…. . I choć to patetyczne stwierdzenie trąci nieco myszką, to w przypadku mamy mojego taty, to najszczersza prawda. Babcia Eugenia to osoba, która przywołuje u mnie same pozytywne reminiscencje…
Była zawsze tam, zawsze wtedy, kiedy akurat potrzebowałam Jej pomocy, dobrego słowa, Jej wsparcia i przytulenia…. . Przytulenia, które od razu pozwalało zrzucić nadbagaż problemów i znowu spojrzeć na życie optymistycznie. Babcia nauczyła mnie wielu pragmatycznych rzeczy (cerowania skarpetek, przyszywania guzików, czy jazdy na rowerze), ale także CUDOWNIE przybliżała mi to, co w życiu naprawdę ważne…. . Mianowicie nauczyła mnie NIE OCENIAĆ LUDZI POWIERZCHOWNIE, skupiać na ich wnętrzu, nauczyła mnie dostrzegać piękno świata w najprostszych jego przejawach, pokazała jak należy odnosić się do czyjejś szeroko rozumianej inności…. . To kobieta, która jako że jej młodość przypadła na czas wojny, zawsze potrafiła afirmować życie, celebrować momenty spędzane w gronie rodziny oraz co naprawdę nie takie częste…
NIGDY NIE NARZEKAŁA!!!. Uważała, że malkontenctwo jet MARNOTRAWSTWEM życia i w ogóle jednym z największych przewinień wobec egzystencji. Pamiętam, że zawsze, gdy na horyzoncie pojawiały się jakieś problemy, mawiała…”jeśli chcesz zobaczyć tęczę, musisz przeczekać deszcz”… . I co dziwne i niezwykłe zarazem, w jej ustach słowa „nie martw się, będzie dobrze” brzmiały tak niezwykle, tak opiekuńczo, tak jakby wypowiadał je ktoś, o przymiotach anielskich… .
Będąc dzieckiem zawsze dziwiło mnie, ileż to ludzi Jej się kłania, gdy wychodziłyśmy razem na spacer, ileż ludzi zamienia z Babcią choć kilka słów… . A już przypadające W LIPCU babcine urodziny urastały do rangi WIELKIEGO, ARCYWAŻNEGO SPOTKANIA.
W naszym domu zjawiała się niemożliwa do ogarnięcia wówczas dla mnie liczba ludzi, a ja byłam hołubiona, jako wnuczka Babci Eugenii, przez cały dzień… . Początkowo tego nie rozumiałam…tylu ludzi na urodzinach?!. Jak to?!. Oczywiście od razu nadmienię, że Babcia nie wymuszała takowej fety na Jej cześć… . Pamiętam bardzo dobrze, iż u tych wszystkich osób, które ledwo kojarzyłam, malowało się na twarzy wielkie wzruszenie i WDZIĘCZNOŚĆ w stosunku do mej Babci…
Dopiero jak wkroczyłam w wiek nastoletni, zrozumiałam dlaczego tak dużo osób (z rodziny bliższej i dalszej), chciało się Babci odwdzięczyć, przyjeżdżając niekiedy z daleka. Otóż MOJA BABCIA oprócz tego, że wychowała czworo swoich dziec,i to jeszcze otoczyła MATCZYNĄ OPIEKĄ pięcioro DZIECI SWOJEJ SIOSTRY, która zginęła tragicznie w wypadku. Miała razem kilkanaście ludzi do wykarmienia, gromadkę dzieci do wychowania, a wówczas w domu się nie przelewało…
Nigdy jednak nie dała żadnemu z dzieci przysposobionych odczuć, że są gorsze, mniej ważne…. . Wszystkie darzyła ogromną MIŁOŚCIĄ, a owej NIEZWYKŁEJ SIŁY JEJ MIŁOŚCI doświadczyłam również ja. To nadludzka wręcz „siła”, uczucie nieporównywalne z żadnym, uczucie, które zaprocentowało wieloma pozytywnymi sprawami… . Babcia pomagała bowiem każdemu, kto przyszedł prosić o pomoc, wiedząc, że ta kobieta O ANIELSKIM SERCU, niepozostanie obojętna na czyjeś cierpienie. Ja niekiedy miałam możliwość to zaobserwować i to była NAJLEPSZA LEKCJA, jaką otrzymałam w życiu…. . Babci już z nami nie ma, ale nadal nie ma dnia, abyśmy Jej nie wspominali… .
Zawsze z przepięknym uśmiechem na ustach, zawsze posiadająca dla każdego dobre słowo… . Tylko w jednej okoliczności widziałam w Jej oczach strach i smutek, mianowicie, kiedy ktoś podejmował temat wojny… . Wiem, że dwaj przyrodni bracia Babci (z pierwszego małżeństwa jej ojca) trafili do obozu siłą wyciągnięci z rodzinnego domu, czego Babcia była świadkiem. Już nigdy potem Babcia ich nie zobaczyła. Dla mnie Babcia to symbol kobiety niezłomnej, skromnej i dobrej…wzór do naśladowania, do którego nigdy się pewnie nawet nie zbliżę, ale będę próbować, gdyż wiem, że Babcia chciałaby, abym dążyła do realizacji swoich marzeń, które są esencją życia, jak zresztą mawiała.
E.G.