Siedziała cicho, przygaszona sącząc smutno swoje latte. Nawet nie skubnęła herbatnika, który młody chłopak z obsługi ułożył starannie obok wysokiej szklanki z kawą. Gdyby tylko mogła zauważyć jak on na nią patrzy! Łzy płynęły jedna za drugą, mocząc obficie biały spodeczek. Zamknęłam komputer, wzięłam głęboki oddech. „Przepraszam – powiedziałam – czy mogę pani jakoś pomóc?”. Podniosła na mnie zapłakane oczy. Była piękna, delikatna i piekielnie smutna. „Bo ja nie wiem – wyszeptała – ja nie wiem, co ja mam jeszcze zrobić, żeby on był ze mną szczęśliwy”.
Usiadłam obok i wysłuchałam opowieści. Dość klasycznej. O tym, jak dziewczyna poznała chłopaka, jak doskonale się rozumieli, jak on się o nią starał. Jak się zakochali. A kiedy ona zaczęła w głowie snuć plany na przyszłość i poświęcać wszystko dla tego związku, on się zaczął oddalać. Więc ona starała się jeszcze bardziej. Odgadnąć jego marzenia, zaspokoić pragnienia. Pokazać mu, że on chce z nią być.
„Co ja robię, źle proszę pani? – pytała mnie raz po raz. – Jak mam go uszczęśliwić, żeby ze mną został, żeby zrozumiał, jak bardzo go kocham?”.
Cóż, nie mam dużego doświadczenia w takich sprawach. Moje życie miłosne przypomina bardziej spontaniczną wędrówkę przez amazońską puszczę niż zorganizowaną wycieczkę w znajomym kierunku.
Z boku jednak lepiej widać nasze błędy o wiele lepiej i radzić komuś jest łatwiej niż pomóc samemu sobie. I nagle człowiek czuje się zaskakująco mądry i może nawet w domu przemyśleć sobie swoje związki jeszcze raz. I może nawet zastosuje się do swoich wskazówek?
Dziewczyna z kawiarni była bardzo zakochana, a jednocześnie bardzo niepewna siebie. Zawsze zadziwia mnie ta niepewność siebie u pięknych, mądrych i zdolnych kobiet. Jak to możliwe, że one nie wierzą w swoją wartość, podczas gdy byle jaki, beznadziejny facet zazwyczaj uważa się za ósmy cud świata, ba, nawet jest w stanie przekonać niejedną naiwną, że on tym cudem jest?
„Problem w tym – powiedziałam – że on wie, jak bardzo pani go kocha.” Spojrzała na mnie zdziwiona, że potwierdziłam coś, co ona już wcześniej intuicyjnie wyczuła. Lepiej, żeby nie wiedział jak bardzo. Mężczyźni wolą zołzy, w 90 przypadkach na 100. Dlaczego tak jest? Nie wiem. Ale jeśli się tak mocno starasz, chcesz być dla niego w każdym momencie, w każdej chwili, usiłujesz mu pokazać swoją miłość na każdym kroku i odbierasz od niego wszystkie telefony, prędzej czy później przegrasz. Nie lubię tego spostrzeżenia. Nie lubię udawania i gier. Ale ta reguła sprawdza się w większości związków, które obserwuje. I w tych, w których sama byłam.
Rozmawiałyśmy o tym jeszcze dobrą godzinę. I o tym, że zakochane, zbyt łatwo rezygnujemy z siebie, godząc się na o wiele mniej, niż powinnyśmy dostać. Że wchodząc w relację z mężczyzną, mamy gdzieś w głowach wdrukowane poczucie, że musimy sprawić, że on będzie szczęśliwy, ale o swoje szczęście dbamy o wiele mniej. I on z czasem uważa, że to nasze szczęście jest mniej ważne.
Kiedy mówiłyśmy sobie „do zobaczenia”, była zdecydowana ograniczyć kontakt ze swoim ukochanym. Nie wiem jednak, czy bardziej kierowała nią chęć pokazania mu, ile ma do stracenia, czy walki o siebie samą w każdym następnym związku.
Miesiąc później usiadłam z komputerem w tej samej kawiarni. Moja nowo poznana znajoma zjawiła się nagle tuż obok, uśmiechnięta, ale czy szczęśliwa? Jeszcze tego nie wiem. „Uczę się” – powiedziała tylko – uczę się być ważna”.
Minęli się. Ona zrozumiała, że związek nie może być jednostronny, on zrozumiał, jak wiele miał i próbuje ją odzyskać.
Czy będą kiedyś znów razem? Póki jej starania o siebie samą i o własny komfort nie staną się nawykiem, może się to skończyć katastrofą.
Bo jej niepewność wtłoczy ją za chwilę w te same mechanizmy „uszczęśliwiania” swojego partnera za wszelką cenę. Jeśli zaś zrozumie, że w kochaniu i prawie do szczęścia jest tak samo ważna, dobra miłość zjawi się sama.