Boże, ileż to razy byłam na diecie! Już można zgłupieć od tych wszystkich informacji, zakazów i nakazów. Raz, że wszystko dzisiaj jest szkodliwe i powoduje raka, a dwa, że niemalże od wszystkiego się tyje. I jak już mądre głowy ogłoszą, żeby czegoś-tam nie jeść, bo utrudnia odchudzanie, to po kilku latach wszystkie te rewelacje są obalone. A my, jak te młode pelikany łykamy wszystko, co nam się powie. Wiem, bo sama tak robię. Kilkanaście lat temu, gdy na rynku pojawiły się te wszystkie produkty „light” żarłam je jak głupia. Potem ktoś mnie oświecił, że jak nie ma tłuszczu albo cukru, to jest tam cała masa innego badziewia. Oczywiście miałam też w życiu moment, kiedy nie jadłam węglowodanów. Szerokim łukiem omijałam pieczywo, naleśniki, makarony i pizzę. Nie, żebym jadła tego nie wiadomo ile, ale wtedy naprawdę zrezygnowałam z tych rzeczy totalnie. Potem dla odmiany przeczytałam, że tłuszcze to zło i jeśli chce się schudnąć, to zdecydowanie trzeba z nich zrezygnować. Miałam też epizod niejedzenia glutenu.
Dramat, moje drogie, dramat! Mózg puchnie od tych wszystkich informacji, a ty kobito zostajesz z tym wszystkim sama i bądź tu mądra – co wyeliminujesz z diety, a co zostawisz?
Dlatego z wielkim zaciekawieniem zapoznałam się niedawno z jednymi z ostatnich badań. Naukowcy ze Stanford University School of Medicine postanowili sprawdzić, co lepiej odstawić – tłuszcze czy węglowodany. Zaprosili oni do badań 609 osób. Każda z nich przez 12 miesięcy stosowała zdrową dietę, z tym, że jedna połowa uczestników ograniczała tłuszcze, a druga węglowodany (cukry). I cóż się okazało po tym czasie? Że obie grupy schudły właściwie tyle samo! 6 kg – tyle wynosiła średnia. Ale! Ale! Byli też tacy, którzy schudli nawet po 30 kg! Tak stało się w przypadku tych osób, które ściśle stosowały się do zaleceń naukowców, a więc odżywiali się bardzo zdrowo i zrezygnowali z żywności przetworzonej. Nie katowali się jednak, ponieważ miała to być zmiana nawyków na całe życie, a nie roczna zmiana.