To było tego roku, kiedy „Vogue” wydał w Polsce swój pierwszy numer. Na okładce został uwieczniony Pałac Kultury i Nauki w Warszawie, dwie słynne modelki oraz czarna wołga.
Podobno fotka została zrobiona iPhonem i nie poddano jej żadnej dodatkowej obróbce graficznej.
Tamtej zimy sierść naszego psa nagle wyblakła i zszarzała a Wrocław wygrał światowy ranking na najbardziej zanieczyszczone smogiem miasto (podobno pobił nawet Pekin).
Na olimpiadzie w Korei szalał wirus żołądkowy ale ludzie tutaj gromadzili się w różnych ciepłych i pełnych sztucznego światła miejscach. Zapalali świeczki i rozmawiali o książkach, miłości i życiu.
Na początku marca władza zamknęła w niedzielę galerie handlowe – nie można już było pod pretekstem zakupu zapachowego świecznika ogrzać się klimatem szwedzkiego hygge.
Do jednego z programów w Trójce został zaproszony zawsze młody Krzysztof Ibisz, a prowadzący wiceprezes trójki Mariusz Cieślik wyznał, że chciałby w telewizji oglądać więcej kobiet w negliżu, bo podobno mamy w tej dziedzinie spore osiągnięcia. (Hehe)
Zresztą i tak w radio cały czas podawano tylko optymistyczne informacje.
(A w stacji obok w ramach miłości w Zakopanem to nawet polewano się szampanem)
Gdzieś tam na drugim końcu świata świeciło słońce – myślałam sobie stojąc w zielonej czapce na głównej ulicy w Gliwicach i ogrzewając się kubkiem kawy z Mc Donalda.
Minęła mnie właśnie grupa biegaczy. Uśmiechnęłam się do nich ale nie odwzajemnili uśmiechu. Ich twarze szczelnie zasłaniały maski.
Ale nagle jedna z osób z biegającej grupy odłączyła się od reszty. Wbiegła na sam środek ulicy. Przejeżdżająca właśnie czarna wołga zatrzymała się w ostatniej chwili z piskiem opon. Biegacz jednym ruchem zrzucił maskę i zaczął mocnym głosem śpiewać. Alleluja!
I wtedy zaczęli dołączać inni biegacze. A potem też przypadkowi przechodnie.
Starsza pani przechodząca właśnie obok mnie odrzuciła gwałtownym ruchem torebkę, zerwała z głowy moherowy beret i pobiegła za teraz już całkiem sporą grupką uciekinierów.
Dobrze, że wiosna, na którą wszyscy tak czekali, przyszła tamtego roku niezwykle punktualnie.
Katarzyna Szota – Eksner prowadzi szkołę jogi Yogasana, współtworzy Sunday is Monday oraz gliwicki Klub Książki Kobiecej. Jak Polska długa i szeroka namawia kobiety do szukania (mimo wszystko!) siły w sobie. Dziewczyna ze Śląska, wegetarianka, felietonistka i feministka.