Go to content

„Gajeczko zaczęło się. Ruszamy w drogę”. Zostały same i wyruszyły w podróż swojego życia. Matka i córka

Somos dos – migawki z podróży Małej i Dużej”
Fot. Sara Lopez/ Somos dos

Tata Gai zostawił jej mamę – Asię, dwa dni przed terminem porodu. Jej macierzyństwo nie było z tych słodkich i pełnych szczęścia. Było raczej rozpaczą po tym, co się skończyło, jakby z narodzinami dziecka trzeba było przeżyć żałobę po stracie miłości. – Mieliśmy plany, już wcześniej wspólnie dużo podróżowaliśmy, teraz miała do nas dołączyć Gaja – mówi Asia. – Nigdy w życiu nawet nie brałam pod uwagę, że mogę zostać samotną matką.

Trudny okres ciąży, porzucenie, poród – wszystko to zaowocowało poporodową depresją. Leczenie farmakologiczne, ze względu na karmienie piersią nie wchodziło w grę, spotkania z psychologiem nie przynosiły poprawy. – Czułam się jak w klatce – wspomina. – W kieracie niechcianych obowiązków, od których nie ma ucieczki, urlopu, wytchnienia byłam sama jak palec. Nie spełniłam żadnego z moich marzeń – nie stworzyłam rodziny, nie napisałam doktoratu, nie ruszyłam w podróż przez świat. Czułam, że przegrałam swoje życie, że wszystko się skończyło. Uśmiechnięta, pełna energii i radości dziewczyna zniknęła, zamiast niej egzystowała wewnętrznie martwa, zgorzkniała, stara kobieta.

Fot. Somos Dos

Asia wspomina: – Płakałam wówczas dzień i noc – nad sobą, nad tatą Gai i nad tym maleństwem. Nie chciałam żyć. Nie chciałam TAK żyć. Wiedziałam, że muszę zrobić wszystko, by tamta wesoła dziewczyna wróciła – dla siebie i dla tego dziecka. Nienawidziłam mojej klatki. Czułam, że muszę z niej wyjść, opuścić miejsca, gdzie wszystko naznaczone było cierpieniem, wystawić twarz na powiewy wiatru, ruszyć na szlak, by odnaleźć tę pełną radości dziewczynę, którą kiedyś byłam. Co to za różnica – pomyślałam wówczas – czy będę płakać w domu, czy w Ameryce Południowej? Żadna. A być może tam będę płakać mniej?

Fot. Somos dos – migawki z podróży Małej i Dużej

Pierwszego biletu nie kupiła

– Czekałam na promocję lotów, a kiedy się pojawiła – nagle przyszła panika. Rozedrgałam się cała i nim kliknęłam w co należy – promocja się zakończyła. Pamiętam falę wściekłości, jaka mnie wtedy ogarnęła na siebie i na ten lęk, który nagle poczułam – rany, waliłam pięścią w stół, sypiąc pod swój adres epitetami. Co się ze mną stało? Przecież nie wyjeżdżam w ciemno. Znam Peru, byłam tam kilka lat wcześniej. Wtedy poleciałam sama. W tamtej podróży poznałam siebie, swoje możliwości, granice, zmierzyłam się ze swoimi słabościami. To był dla mnie bardzo ważny czas. To wtedy najwięcej dowiedziałam się o sobie, ale też i o świecie, który mnie otaczał.  Wyjechałam stamtąd z wielkim niedosytem podróży i Latinoameryki w każdym jej aspekcie. Pewnie dlatego tam właśnie mnie tak ciągnęło.  A tu nie kupiłam biletów, bo pomyślałam – przecież lecisz z dzieckiem, dasz radę?  Nagła wątpliwość tak mną zachwiała, że nim zdążyłam kliknąć, to promocja była już wyprzedana.

Fot. Somos dos – migawki z podróży Małej i Dużej

Drugiej promocji już nie przegapiła

Miesiąc później Asia kupiła jednak bilety – w dwie strony. Za chwilę miną dwa lata, kiedy z Gają pomachały w stronę samolotu, który wtedy miał je przywieźć z powrotem do Polski.  – Po trzech miesiącach uczenia się nas w podróży wiedziałam, że jestem już gotowa. Że mogę ruszać w dal, z tą małą kruszynką obok. Że wiem już, jak to zrobić. I tak zaczęłyśmy podróż pełną doświadczeń pięknych i trudnych, która trwa do dziś.

Podróżują po Ameryce Środkowej i Południowej wjechały obecnie do Północnej. Były w Boliwi, Peru, Ekwadorze, Kolumbii, Panamie, Kostaryce, Nikaragui, Salvadorze, Hondurasie i Gwatemali, gdy rozmawiam z Asią, z córką akurat dotarła do Meksyku. Improwizacja towarzyszyła im od początku podróży. – Nigdy nie wiem, co mnie spotka, muszę ogarniać to, co się dzieje tu i teraz, a o resztę się nie martwię – śmieje się Asia. – Owszem wybiegam myślami do przodu, ale nie przywiązuję się do nich, bo życie z reguły ma swój plan.

Fot. Somos dos – migawki z podróży Małej i Dużej

A niespodzianki towarzyszyły im od początku podróży. Po przylocie do Peru miały zamieszkać u peruwiańskiej koleżanki Asi, ale okazało się, że na możliwość noclegu muszą poczekać jeden dzień. Tym samym trafiły do Polki – Dominiki, przewodniczki z Limy, która ugościła dziewczyny w malutkim mieszkanku. – Cudowny człowiek  – wspomina Asia. – Moja peruwiańska koleżanka miała w tym czasie bardzo trudną sytuację rodzinną, trafiłyśmy tam w sam środek rodzinnej tragedii. Do tego wszystkiego chciałam kupić samochód, a w efekcie – choć to wcześniej sprawdzałam, okazało się, że na żadne nadające się na Andy auto nie było mnie stać.

Najtrudniejszy czas

To właściwie był początek. Jakiś czas później Joanna została zaakceptowana jako nauczyciel języka angielskiego w szkole prowadzonej przez Polaka, znanego w środowisku podróżniczym kajakarza – Andrzeja Piętowskiego. Problem polegał na tym, że szkoła znajdowała się w Andach, na wysokości 3500 metrów n.p.m. – Musiałyśmy przez kilka dni przystosowywać się do wysokości, nim ruszyłyśmy wyżej, żeby uniknąć choroby wysokościowej. Kiedy w końcu przejechałyśmy przez przełęcz na wysokości pięciu tysięcy metrów, przez którą prowadziła droga do wioski, w której była nasza szkoła, Gaja jedyna nie wymiotowała w busie. I tak zaczęłyśmy pracę.

To był najtrudniejszy etap naszej dotychczasowej wycieczki. 3,5 tysiąca metrów, to przede wszystkim przeraźliwe zimno. Cały czas byłyśmy w czapkach, kurtkach, rękawiczkach, problematyczne było nawet umycie się.

Cały czas byłyśmy w czapkach, kurtkach, rękawiczkach, problematyczne było nawet umycie się. Chorowali nauczyciele i bywało, że prowadziłam zajęcia wieczorne, z uśpioną, przywiązaną do mnie chustą Gają.  Do tego jedzenie – alpaka a’la podeszwa, ryż i cebula przez półtora miesiąca. Zimne, bo w takich temperaturach jedzenie tylko przez moment było ciepławe. Nie jestem wybredna mogłam to jeść, ale Gaję musiałam karmić normalnie, więc doszły nowe obowiązki: musiałam iść na targ, wyczekać, by grzecznościowo wpuszczono mnie do hostelowej kuchni, ugotować, a do tego oczywiście przygotować lekcje, poprowadzić zajęcia i animować Gaję. Wariactwo. Ale wszystko miało swoje dobre strony – mając tyle obowiązków i znikąd pomocy, krzepłam w tej mojej codziennej walce, zdobywając nowe doświadczenia.

Somos dos – migawki z podróży Małej i Dużej

Szkoła organizowała weekendowe wycieczki, podczas których Asia uczyła się podróżowania z dzieckiem – co warto zabrać, co jest zbyteczne, jakich błędów nie popełniać. I kiedy, po trzech miesiącach przyszedł moment decyzji – wracam, czy zostaję – wybór był prosty. – Ciągle czułam niepokój, ale miałam w sobie taką myśl: „jestem gotowa, sądzę, że powinnam sobie poradzić.” Przyszedł dzień, samolot odleciał i wtedy powiedziałam: „Gajeczko zaczęło się. Ruszamy w drogę”. I ruszyłyśmy.

Druga granica czasowa

Później był jeszcze jeden moment, kiedy dziewczyny miały wrócić – ważył się czas powrotu Asi do pracy. – Wtedy też mnie okradli, zostałam bez dostępu do konta i musiałam czekać osiem tygodni na dosłanie kart kredytowych, w międzyczasie pracując na codzienne nasze utrzymanie. To wtedy odkryłam, że czas galopuje. Dopiero zobaczyłam Peru i trochę Boliwii, a jeszcze tyle innych miejsc chciałam poznać. Napisałam do mojej dyrektor i tak dostałam zgodę na dłuższą podróż. Najtrudniejsza była jednak rozmowa z najbliższymi. Mówiłam mojej mamie, że czuję, że muszę jeszcze zostać, że dopiero się rozbiegam, że dopiero zaczynam, że jeszcze jestem taka głodna na to wszystko, co tu się dzieje, że jeszcze nie mogę wrócić, że to jeszcze nie ten czas.

Somos dos – migawki z podróży Małej i Dużej

Asia z Gają podróżują w swoim stylu. – Ludzie w tym czasie co my mogliby zwiedzić cały świat, ale nam się nigdzie nie spieszy. Przecież i tak nie zobaczę go całego. Nie chcę podróżować w takim tempie, jak większość. Wolę doświadczać fajnie i głęboko tego, co mamy na wyciagnięcie ręki – tłumaczy Asia dodając: – Gdzie nam dobrze, tam zostajemy – na trzy dni, cztery, czasami na dwa tygodnie. Nad Morzem Karaibskim w takiej prostej wioseczce zakotwiczyłyśmy aż na miesiąc. Pracowałam tam w knajpie. W Ameryce Południowej samotne matki z dziećmi, nawet w pracy, to codzienność. Kobiety w młodym wieku zachodzą w ciążę, nie zdobywając żadnego wykształcenia, nie ucząc się żadnego zawodu. Z reguły zostają bez pracy, a mężczyzna jest dla nich źródłem finansowego wsparcia i prestiżu. Dalej historia toczy się jak w telenoweli – on zdradza, albo bije i w końcu odchodzi, a ona szuka kolejnego, po czym zachodzi w kolejną ciążę i tak w kółko.

Podróż cały czas czegoś je uczy

Spotykają nowe osoby, śpią w hostelach lub u ludzi z Couchsurfingu, którzy przyjmują podróżników takich jak dziewczyny. Z czego się utrzymują? Asia wynajęła swoje mieszkanie. –Organizując podróż musiałam myśleć o finansach, dzięki czemu codziennie mamy do wydania około sześciu dolarów na głowę. Musiałam zapomnieć, że znam angielski, bo tu jak masz białą twarz i mówisz po angielsku to masz też odpowiednio wysoką cenę. Wykreśliłam ze swojego słownika nawet zwrot: „okey”.

Fot. Somos dos – migawki z podróży Małej i Dużej

Gdzie byłaby dzisiaj? – Pewnie siedziałabym w domu i płakałabym. Jakoś nie umiem zobaczyć siebie tam szczęśliwej. A tymczasem razem z moją Małą przeżywamy najpiękniejszą życiową przygodę, jaka mogła nam się przytrafić. I choć nie zawsze jest łatwo, nie oddałabym tego czasu za nic.


Joanna Nowak prowadzi bloga Somos dos – migawki z podróży Małej i Dużej. Blog ten został uhonorowany pierwszym miejscem w  konkursie Blog Roku 2015 w kategorii: Podróże.

Fot. Piotr Strzeżysz/ Somos Dos