Go to content

„Wielu z Was myśli swoim wygodnictwem. Gdyby było równouprawnienie, to nie musiałybyśmy ciągle czegoś udowadniać”

Photo by Jared Sluyter on Unsplash

– Zgrabne słowa na papierze, a w chwili gdy zabieramy głos, to Was ogarnia furia i frustracja. Inwektywy na nasz temat. Bo nie jest to po Waszej myśli i nie odpowiada Waszej wizji KOBIET. Trochę na zasadzie „(…) dlaczego ten łańcuch jest taki długi, że ona zamiast w kuchni jest w przedpokoju”. Wielu z Was myśli swoim wygodnictwem i swoimi kanonami równości. Nie mówię wszyscy. Gdyby było równouprawnienie, to nie musiałybyśmy ciągle czegoś udowadniać, zabiegać o swoje, prężyć się i stawać siłaczkami, aby usłyszano nas i zauważono. Mogłybyśmy pozostać w swoim stanie kobiecości i spokoju – dziś Rozmówki nieobyczajne o równouprawnieniu w… randkowaniu i seksie.

Melisandra: No właśnie Marcinie, bo to chyba różne dwie kwestie: równouprawnienie, czyli dostęp do tych samych praw, a równość płci. Czy to samo? Ja chcę Ciebie podpytać o równouprawnienie w relacjach i związkach. Jak reagujesz kiedy kobieta pierwsza podrywa Ciebie i zaprasza na kolację? Płaci za siebie?

Marcin Michał Wysocki: Jak wiesz, gdyż niejednokrotnie to deklarowałem, uważam, że jesteśmy sobie PRAWIE RÓWNI. Prawie? Tak, bo jesteście od nas O NIEBO LEPSZE :)! Pod większością względów. Nie będę ich powtarzał. To także oznacza, że mamy te same prawa. Kropka. Możemy mieć RÓŻNE OBOWIĄZKI z racji predyspozycji biologicznych (oczywiste), jednak ta lista staje się coraz krótsza, bo przejmujecie albo włączacie się do coraz większej liczby zajęć, zawodów, zadań, kompetencji itp.

To samo dotyczy relacji i kontaktów międzyludzkich. I Ty i ja, mamy prawo w związku współdecydować o wszystkim. Nawet nie wiem, po co o tym piszę – gdyż to jest dla mnie takie oczywiste. I, co ważne, ta równość musi trwać niezależnie, kto i w jakim stopniu utrzymuje tę rodzinę/relację finansowo czy u kogo – dajmy na to – mieszkamy.
Odnośnie randek, to nie tylko nie mam nic przeciwko byciu podrywanym, ale wręcz mi to schlebia. Z drugiej strony (myślę, że masz podobnie), osoba, której awanse nie zostają
przyjęte, nie zawsze pojmuje dlaczego i, niestety, niekiedy próbuje tego dociec…

Czy kobieta płaci za siebie? Bywa, że płaci i za mnie, jeśli mnie zaprasza. Niekoniecznie na podryw, ale zwyczajnie, po przyjacielsku. W sumie zdarza mi się telefon od kumpeli: „Hej, idziemy na lunch? Zapraszam!”. Nie jestem chodzącym portfelem. NIKT NIE JEST – w każdym razie, nie powinien być. Moja płeć, nie może determinować automatycznego płacenia za posiłki innych, tak jak Twoja, do bycia czyjąś utrzymanką. Zgadzasz się? (założę się, że nie, hahaha).

Melisandra: W tej równości kobiet jest coś dla mnie zakłamanego. Takie ślepe utożsamianie się z trendami społecznymi, a nie tym, co się naprawdę czuje lub w co się wierzy. „Bo to fajnie wygląda”, a wiem jak kobieta lubi być adorowana, zdobywana, zapraszana. To jak przywilej. Tak przywilej kobiecości, bez naprężania się i posiadania odpowiedzi na każdy temat. Może sobie po prostu być. A my targamy własne i czyichś bagaże, coś udowadniamy, szarpiemy się i do tego te miny „co ty mi tu jeden z drugim próbujesz powiedzieć”. Stajemy się robotami. Często wyglądamy śmiesznie. Ego nam odwala i nie potrafimy poprosić nie tylko mężczyzn, ale w ogóle kogokolwiek o pomoc. Wiem o czym mówię, bo też byłam tą „suką korporacyjną”, co to rządziła – tak mi się wydawało – setkami dusz i wszystko wiedziałam najlepiej. I wiesz co? Faceci uciekają w popłochu. Nie dlatego, że się boją, tylko szkoda im czasu na relację z facetem w spódnicy z wystającymi, owłosionymi jajami.

Tylko, że te „suki” najczęściej przy winie w towarzystwie psiapsiółek płaczą, że chcą być te małe, przytulane i noszone na rękach. Adorowane, zdobywane, rozkochiwane. Mają dosyć tekstu „dasz radę”, który z czasem nie jest motywacją, a przekleństwem. Wielokrotnie stają się samotne i opuszczone. Niosą wiele ciężarów na swoich barkach i ogromną odpowiedzialność, która jest nie do zniesienia na dłuższą metę.

Gdy się do tego przyznają, przed samymi sobą, wtedy widać, że są to kruche i delikatne, przytulaśne kobietki, które w życiu weszły w rolę, która nie do końca im służy. Powiedz co Ty na to? Podniecają Cię te kobiety – lwice w szpilach, ponaciągane na twarzy i ciałach, w drogich markach i wielkich furach?

Marcin Michał Wysocki: Może po kolei. Nie czuję niczego „zakłamanego” – jak oceniłaś – w równości płci. W naturalnym dążeniu kobiet, do bycia równoprawnymi partnerkami mężczyzn i to w każdej dziedzinie życia społecznego, jak i prywatnego. Do godziwych zarobków, szacunku w pracy, jak i poza nią, uwagi szefów i kolegów, dostępu do wszelkich zawodów, ról społecznych i niezbywalnych praw do samostanowienia. Kropka.

Jeśli jakaś kobieta pragnie zostać kwiatuszkiem w butonierce swojego wybranka – dla mnie okej, pod warunkiem, że oboje partnerzy to akceptują. Natomiast, jeśli którejś pani odpowiada rola korporacyjnego czołgu (a właściwie tankietki) – jej wola, tak samo jak tych napędzanych testosteronem męskich troglodytów, których przecież nikt nie pyta, czy ktoś im na to pozwolił. A że później płacze, że ma za ciężko? Widocznie nie słyszała, że każdemu tyle na plecy wrzucą, ile udźwignie. Więc jeśli człowiek sam się nie szanuje, to będą mu dokładać pracy, domowych obowiązków, powinności wobec rodziny, i tak dalej – aż padnie. Być może niektóre kobiety, ale przecież w tym samym stopniu dotyczy to mężczyzn, zatraciły się we własnych aspiracjach, ambicjach, dążeniu do wygody, luksusu, pozycji czy kariery – gubiąc gdzieś po drodze sens życia i to, co w nim najważniejsze.

Ale czy bycie niezależną kobietą jest dla Ciebie równoznaczne z byciem korporacyjną suką i chodzącym nieszczęściem? Nie wierzę… Najbardziej nie lubię narzucana czyjegoś światopoglądu i modelu życia, w oczekiwaniu, że cały świat musi to zaakceptować. „Dlatego mężczyźni powiadam wam, róbcie to, co sobie wymyśliłam: adorujcie mnie, zabawiajcie, tulcie albo rżnijcie – zależnie jaką mam danego dnia vibrę; bądźcie szarmanccy, szczodrzy, przenoście przez kałuże i zaspokajajcie wszelkie moje potrzeby”. Jednym słowem: zatroszczcie się o swoją małą, zagubioną trzpiotkę… Cóż. Jeśli trzpiotka znajdzie swojego amatora, który uczyni to, czego ona pragnie, nie tylko po to, aby ją wykorzystać, to super. Życzę powodzenia!

Równouprawnienie w seksie? To dla mnie, wykładnia tej samej filozofii, którą tu prezentuję. Możesz być uległa lub dominująca, wampem i chodzącym seksapilem albo pozbawionym płciowości obiektem. Młotem lub kowadłem. Rób jak uważasz, jak czujesz i znajdź partnera na swoją miarę… albo partnerkę, albo i dwóch, czy dwie, a może trzech, którym to tak samo odpowiada. I bądź szczęśliwa… Tyle w temacie. Mnie lwice w szpilkach, z ponaciąganymi… (i tak dalej) – jak je nazywasz, nie interesują. Pewnie dlatego, że u mnie, nie w tym miejscu przebiega linia podziału „ciekawy/nie ciekawy”. Nie ma dla mnie znaczenia status finansowy, społeczny, konkretny wygląd czy wiek. Ciekawią mnie za to fajne dziewczyny, w których towarzystwie dobrze się czuję. Na których można polegać. Z którymi tak dobrze się gada, że nie można się nagadać.

Uwielbiam, kiedy mamy nie tylko wspólne tematy, ale i pasje albo odwrotnie – tak różne zainteresowania, że się czegoś wzajemnie od siebie uczymy. Interesują mnie kobiety,
które zaakceptują mnie takiego, jakim jestem niedoskonałym, a ja polubię je równie bezkrytycznie, bo krytyka tego, jakimś ktoś z nas jest, nie może prowadzić do porozumienia. A seks? To oddzielna chemia, jak pisałem w innym felietonie, która nie zależy od tego, czy kogoś lubię, cenię, podziwiam czy w ogóle znam. To taki rodzaj porozumienia, gdy nie musimy sobie objaśniać swoich ról…

Melisandra: Odczuwam pewne wygodnictwo. Nawet jeśli się umawia z kumpelą, to nie jest kwestia „portfela”, a raczej dobrych manier. A utrzymywanie domu przez kobietę, bo lepiej zarabia? To właśnie wygodnictwo. Jak taki mężczyzna czuje się ze sobą i wobec swoich kolegów? My już rodzimy, wychowujemy, sprzątamy, ogarniamy dom, zakupy i gotowanie, jeszcze lepiej zarabiamy i spłacamy kredyty. To powiedz, gdzie mężczyzna? Nawet seks coraz częściej dajemy sobie same.

Pozwól, że zacytuję Ciebie: „Ale czy bycie niezależną kobietą jest dla Ciebie równoznaczne z byciem korporacyjną suką i chodzącym nieszczęściem?”. Aby kobieta  była niezależna, to przede wszystkim powinna być silna swoją mocą i też mieć pieniądze. Czyli umieć o siebie zadbać i nie musieć się prosić o kieszonkowe od mężczyzny, co nie znaczy, że ma utrzymywać dom i być maszynką do robienia kasy, bo zdolna. Niestety często naszą potrzebę „niezależności” pochłania praca, w którą wchodzimy na 100%, bo jesteśmy ambitne. A tutaj belka idzie w górę i wymaga się od nas coraz więcej. Same sobie też na to pozwalamy, bojąc się powiedzieć otwarcie „nie chcę tego”. Boimy się, że stracimy pracę, a czasy są niepewne. Tak, same sobie to robimy. Zatracamy się.

Nie wyobrażam sobie płacenia rachunku za faceta, utrzymywania go, bo więcej zarabiam. Już tego doświadczyłam dwa razy w życiu i efekt był taki, że z czasem kupowałam sobie tego faceta, a w konsekwencji ja nosiłam spodnie w tym związku. Nie chcę tego nigdy więcej. Nie znoszę wygodnych facetów i targania ich na własnych plecach. Holowania ich sukcesu. To nie jest równouprawnienie tylko wyzysk i wyręczanie się nami. Wiadomo, że jesteśmy pracowite, lojalne i skrupulatne. Są faceci, którzy właśnie na takich kobietach budują swój sukces, tylko dlatego że my potrafimy tak bardzo zapomnieć o sobie. Widzę, że właśnie to pieniądze i władza decydują, kto ma pierwszeństwo w seksie i w relacji. Kobiety ośmielone swoim statusem podrywają i wyrywają Was. Mają poczucie kontroli i władzy. Totalnie męski punkt widzenia. Stają się dominatorami. Z czasem widzą, że to jest zapędzenie w kozi róg, bo każda z nas marzy o prawdziwym mężczyźnie: silnym, uwodzącym, kochającym.

Co czuje wtedy mężczyzna, kiedy kobieta przejmuje inicjatywę, podrywa? Czy czuje się mężczyzną, czy też atrakcją na jedną noc? Czy w ogóle jest w stanie temu sprostać fizycznie i psychicznie, gdy kobieta rządzi w łóżku? Zabiera go do luksusowego apartamentu i zdziera z niego gatki.

Marcin Michał Wysocki: Meli, to wszystko zależy od tego jacy ludzie się spotkają. Mnie ciężko onieśmielić, gdyż – mimo wielu niedoskonałości – nie mam specjalnych kompleksów (długo by opisywać z jakich powodów). Posiadam za to poczucie sprawczości, dumy i niezależności, dlatego nie boję się silnych kobiet. W ogóle nie boję się ani kobiet, ani mężczyzn. Dlatego podrywająca mnie kobieta nie wywołuje we mnie lęku, a zaciekawienie. Zwykle jestem myśliwym, ale zabawa w bycie zwierzyną, może być równie ujmująca (wszystko ma jednak swoje granice, oczywiście).

Zastanawiam się tylko, kto mógłby nie sprostać kobiecie, próbującej „rządzić w łóżku”, jak to wytrawnie nazwałaś. Dwudziestokilkuletni żigolak? Okej, nie sądzę ��. Dojrzały facet?
Myślisz, że kobietę o wysokim statusie zawodowym czy społecznym, zainteresowałby facet, który się jej boi? Sądzisz, że doszła do swojego sukcesu bez umiejętności rozpoznawania ludzi, ich charakterów, zdolności i talentów? Myślę, że to mit. Takie osoby rzadko robią błędy – przynajmniej w tej dziedzinie…

A Ty lubisz rządzić (przecież wiem, że osiągnęłaś biznesowe szczyty i masz moc)? Czy mimo Twojego poglądu, że to facet powinien być facetem (co by to nie oznaczało), nie miałaś choć raz ochoty „porządzić” także w łóżku? I czy spotkałaś kogoś, kogo to sparaliżowało?

Melisandra: Wyznacznikiem dojrzałości nie jest wiek. Można mieć 40, 60 i być nadal małym chłopcem lub małą dziewczynką. Dojrzałość jest w środku nas. To nasza świadomość i to, co robimy sobie i innym. Koleżanki chcą mieć wpływ na swoje życie i nie zadowalać się byle czym. Jeśli mają ochotę randkować i zmieniać facetów jak chcą, bo im zwyczajnie taki nie odpowiada, to nie znaczy, że mają być nazywane „dziwkami” – jak ja kocham to słowo – dzikie i soczyste kobiecością. Mają takie samo prawo do wyboru i popełniania
błędów jak mężczyźni i to bez stygmatyzacji. Wam wiele wolno i uchodzi Wam to na sucho, jesteście usprawiedliwieni. My musimy się tłumaczyć z każdego błędu. Mamy być kryształowe, potulne i cierpiące. Zdarzają nam się błędy.

Mnie też się kiedyś zdarzyło, gdy po kilku kieliszkach wina, rzuciłam się na mężczyznę i zaciągnęłam go do łóżka. Tak bardzo miałam ochotę na seks. Co było? W połowie zostawił mnie i powiedział, że ma wrażenie że bzyka się z facetem… Sic! Sporo też opowiadał kolegom, także swojej późniejszej partnerce, jak bardzo jest zniesmaczony, choć wcześniej deklarował gorącymi słowami o równości, szacunku, otwartości doświadczania. Doznałam wstrząsu. Duża i poważna lekcja chronienia siebie. To jest przykłada zakłamania swoich poglądów i deklaracji w realu. Mimo opowiadania przez Was o równouprawnieniu, o szacunku w relacjach, to wszystko jest ściemą.

Zgrabne słowa na papierze, a w chwili gdy zabieramy głos, to Was ogarnia furia i frustracja. Inwektywy na nasz temat. Bo nie jest to po Waszej myśli i nie odpowiada Waszej wizji KOBIET. Trochę na zasadzie „(…) dlaczego ten łańcuch jest taki długi, że ona zamiast w kuchni jest w przedpokoju”. Wielu z Was myśli swoim wygodnictwem i swoimi kanonami równości. Nie mówię wszyscy. Gdyby było równouprawnienie, to nie musiałybyśmy ciągle czegoś udowadniać, zabiegać o swoje, prężyć się i stawać siłaczkami, aby usłyszano nas i zauważono. Mogłybyśmy pozostać w swoim stanie kobiecości i spokoju.

Marcin Michał Wysocki: Meli, kochana, widzę, jak wiele przeszłaś i jak podłych ludzi spotkałaś na swojej drodze. Zaręczam Ci, że każdy z nas nosi swój krzyż – z wiekiem coraz cięższy od cierpień, chorób czy śmierci najbliższych. Jednak są sprawy, na które nie mamy wpływu, jak i te, na które mamy. W nawiązaniu do tematu dzisiejszej rozmowy, powiem, że to właśnie my: Ty, ja, Wy – którzy czytacie ten felieton, dokonujemy w życiu wyborów, które w największym stopniu determinują jakość naszego życia. W ten sposób także każdego dnia wybieramy, z kim się zadajemy i na co innym pozwalamy. To dlatego otaczam się ludźmi bliskimi memu sercu, wyznającymi podobne zasady i wartości (mimo że są wśród nas zarówno wierzący w Jezusa, Jahwe, Allaha, jak  i niewierzący). Przebywam więc – żyję, pracuję i odpoczywam w towarzystwie osób, z którymi czuję się bezpiecznie. Z nimi głupio nie rywalizuję, niczego nie zazdroszczę, mam do nich zaufanie i ich, na swój ludzki sposób, kocham. Stąd, po raz drugi dziś Ci zaręczam, że pośród nich panuje pełna tolerancja oraz idealistyczne wręcz równouprawnienie. Żadnych, opisywanych przez Ciebie ściem, frustracji i pustych deklaracji – o inwektywach nie wspominając.

To Ty, Meli, i Ty, drogi Czytelniku, decydujesz z kim się zadajesz i komu otwierasz dostęp do swojego łóżka. Dlatego to samo dotyczy równouprawnienia w seksie. Jeśli wybierasz takich mężczyzn, którzy Ci nie odpowiadają, to czemu to robisz? Jeśli dopuszczasz do swojej intymnej świątyni takie typy, jakie opisujesz, to przecież trudno się dziwić, że w zamian otrzymujesz to, co sobą reprezentują…

 

O autorach:

 

Fot. iStock

Melisandra, Projekt Szczęście oraz Inkubator Sukcesu to autorskie inicjatywy fundatorki Fundacji, która występuje pod pseudonimem Melisandra, czyli mityczna kobieta, która służy światłu i wyprowadza innych z cienia. Na co dzień pisze na swoim funpagu Melisandra Fundacja Projekt Szczęście o potrzebach kobiet i ich drodze do odzyskania siebie, prawdzie, autentyczności, kobiecości i miłości. Dla Oh Me o świecie intymnym i delikatności wnętrza kobiecego. Tworzy projekty, które pomagają ludziom dotrzeć do swojej świadomości, akceptacji aby zrozumieć swój cel życiowej podróży. Tworzy przestrzeń szczególnie dla tych, którzy po wyjściu z korpo chcą odzyskać siebie i żyć na swoich warunkach szczęścia. Jej projekty są szczególnym miejscem dla ludzi, bez względu na wiek, którzy po różnych związkach, relacjach i tych rodzinnych, i z pracą i z domem pragną ponownie doświadczyć szczęścia znaleźć swoje nowe miejsce na Ziemi. Gromadzi wokół siebie szlachetnych i doświadczonych przez życie ludzi, którzy chcą się dzielić swoją wiedzą i kompetencjami dla dobra innych, dając unikatowe wartości i szczodrość swojego doświadczenia.

Archiwum prywatne

Marcin Michał Wysocki

Urodzony w 1965 roku w Warszawie, absolwent kilku fakultetów na uczelniach krajowych i zagranicznych, doktor nauk humanistycznych UŁ. Był m.in. asystentem oraz tłumaczem Jeffa Goffa i Jacka Wrighta w musicalu Narzeczona rozbójnika (Teatr Popularny). W Teatrze Ateneum asystował takim osobowościom teatru polskiego, jak: Laco Adamik, Krzysztof Zaleski, Wojciech Młynarski czy Janusz Warmiński. Współpracował z TVP w programach: LUZ, Sportowa apteka, Kawa czy herbata?. Był autorem muzyki do programów Mur, Sportowa Apteka oraz nagrał autorską płytę Head. Próbował swych sił w roli speakera w Radio Zet u Andrzeja Wojciechowskiego. Dotąd wydano sześć pozycji jego autorstwa: pracę naukową Wyznaczniki tożsamości etnicznej […]; wyróżnioną monografię żołnierza AK, Michał Wysocki. Wspomnienia z lat 1921–1955; impresję historyczną Remedium na śmierć – historie prawdziwe; relacje kombatantów z okresu Powstania Warszawskiego, A jednak przeżyliśmy. Niezwykłe wspomnienia, powieść obyczajową Baku, Moskwa, Warszawa oraz zbiór historii o poznawaniu się przez internet #Portal randkowy.