Go to content

Moje, twoje, nasze… Żeby to miłość, a nie pieniądze, była najważniesza

Fot. iStock/AleksandarNakic

Według psychologów, kluczem do udanej, dojrzałej relacji jest umiejętność rozmawiania  z partnerem o pieniądzach. Dla wielu z nas jest to jednak ciągle zbyt trudne. Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego pieniądze częściej stają nam na przeszkodzie w budowaniu szczęśliwego, zdrowego związku niż pomagają w uwiciu wspólnego gniazdka i zdobyciu upragnionego poczucia materialnego bezpieczeństwa?

Moje, twoje i jeszcze jej

Na początku nic nie zwiastowało problemów. Kiedy Iwona spotkała Maćka, nie przeszło jej przez myśl, że kwestie finansowe będą miały tak destrukcyjny wpływ na ich związek. Oboje mieli dzieci z poprzednich związków. Mieli także liczne przykłady znajomych „po przejściach” wokół, byli więc przygotowani na pewne wyzwania. Ale niekoniecznie na to, co miało się wydarzyć, zwłaszcza, że oboje zarabiali podobne kwoty.

Bardzo szybko Iwona zdała sobie sprawę z tego, że Maciek wydaje więcej pieniędzy na swoją byłą żonę i dwie córki niż dokłada do wspólnego budżetu. Często prezentował dzieciom drogie podarunki, nieraz kupował niezbędne domowe sprzęty, z reguły, te z wyższej półki cenowej. Zdarzało się, że ratował z finansowej opresji byłą partnerkę.

„Kiedy zrobiłam mu o to  awanturę, oskarżył mnie, że jestem bez serca, że ​​nie obchodzi mnie, że one mają kłopoty”– opowiada Iwona.  Pomimo jej zastrzeżeń, Maciek nadal płacił za wszelkiego rodzaju domowe wydatki byłej żony, w tym naprawy samochodu, pianino dla dzieci, czy gadżety kuchenne.

Powoli obsesją Iwony stało się wyliczanie i porównywanie, ile pieniędzy Maciek wydał na „tamten dom”, a ile na ich wspólne gospodarstwo domowe. Gwoździem do trumny tego związku było opłacenie przez Maćka wakacji byłej partnerce i dzieciom, kiedy okazało się, że na wyjazd z Iwoną, chwilowo nie ma już środków.

Nie byłoby w postępowaniu Maćka nic niewłaściwego, gdyby po prostu, jako były mąż i ojciec upewniał się, że jego dzieci mają zapewnione bezpieczeństwo finansowe.  On jednak za pomocą pieniędzy próbował wynagrodzić im rozstanie z ich matką oraz nieobecność w ich codziennym życiu.  Do czasu, aż Iwona zdała sobie z tego sprawę, ich związek się rozpadł. Można było temu zapobiec, gdyby tylko oboje przedyskutowali otwarcie kwestie swoich wydatków. Niestety, choć wiele kobiet ma dziś ten rodzaj niezależności finansowej, o której nasze matki mogły tylko marzyć, wspólne pieniądze to dla zdecydowanej większości ciągle jeszcze temat tabu.

Pieniądze dają władzę i kontrolę – mówią psycholodzy. W związku, który nie funkcjonuje prawidłowo, wykorzystujemy je jako broń przeciwko drugiej osobie albo element szantażu. Badania mówią o tym, że około 70 procent małżeńskich problemów powodują ma swoje źródło w kłopotach finansowych. Atmosfera, w której toczą się rozmowy o pieniądzach, lub  której się ten temat przemilcza może być „barometrem partnerstwa” w związku.

Ustalenia finansowe między partnerami, lub ich brak, odzwierciedlają najgłębsze przekonania o sobie, o ich relacji oraz ich miejscu i roli w związku. I nie ma tu znaczenia, czy, czy pieniędzy jest dużo. Chodzi o wzajemny stosunek do siebie i nasze wewnętrzne przekonanie o tym, na co w związku zasługujemy.

Napięcia mogą łatwo powstać również wtedy, gdy dwie osoby mają różne podejście do tego, czym właściwie dla nich są pieniądze, a najczęściej wtedy, gdy między partnerami istnieje zarobkowa dysproporcja. Warto też  zwrócić uwagę na „zapalne punkty finansowe” – zmiany życiowe, które wpływają na dochód, takie jak rezygnacja pracy, urlop macierzyński, albo podwyżki.

Wiele z naszych przekonań dotyczących pieniędzy wiąże się z naszą potrzebą bezpieczeństwa. Jeśli „uboższy” partner staje czuje się zobowiązany wobec „bogatszego” może to doprowadzić do tego, że przyjmie on w związku rolę ofiary,  ponieważ konieczność proszenia o pieniądze jest jedną z najbardziej upokarzających rzeczy w relacji dwojga ludzi.

Ile ty właściwie wydałaś?

To było w przypadku Justyny i Pawła, którzy byli małżeństwem przez 11 lat przed narodzinami ich bliźniaków. „Kiedy podjąłem decyzję, aby zostać w dziećmi w domu, skupiłam się po prostu na tym, by być, być dla moich synów” – mówi Justyna.  „Nie wzięłam pod uwagę konsekwencji finansowych i tego, że od teraz  mam prosić męża o pieniądze na zakup nowej sukienki lub na wyjście z przyjaciółką.” Do tego czasu para zawsze zachowywała oddzielne portfele i konta, przelewając pieniądze na wspólny rachunek, z którego pokrywali wydatki na gospodarstwo domowe.  „Nigdy wcześniej nie kłóciliśmy się o pieniądze, dopóki nie rzuciłam pracy” – opowiada Justyna. Paweł stawał się coraz bardziej skąpy i zaczął wydzielać mi pieniądze, ograniczał kwoty, które mogłam wypłacić sobie z bankomatu. Czułam się jak wtedy, kiedy miałam 14 lat i musiałam prosić tatę o dodatkowe kieszonkowe.

Dopiero podczas terapii małżeńskiej Justyna zdała sobie sprawę, z tego, że brak niezależności finansowej obudził w niej na nowo głęboko zakorzenione lęki. Póki co, para zdecydowała się ustalić stałą, miesięczną kwotę pieniędzy, jaką każde z nich może wydać na siebie. „To nie jest jeszcze szczyt moich marzeń, ale dało mi więcej poczucia wolności i poprawiło moje samopoczucie.” – mówi Justyna.

Im bardziej jesteśmy zależni finansowo od swoich partnerów, tym bardziej prawdopodobne jest, że będziemy się uciekać do drobnych oszustw, takich jak nieprzyznawanie się do jakiegoś droższego zakupu, ukrywanie prawdziwej ceny itd.  Jednocześnie mniejsze jest prawdopodobieństwo, że będziemy wobec partnera niewierni.

Pamiętajmy, niezależnie od tego jak bardzo się kochamy i jak romantyczną wizję miłości mamy, kwestie finansowe warto przedyskutować już na samym początku związku. Pozwoli nam to oszczędzić sobie rozczarowań i ograniczyć nieporozumienia.