Go to content

Czego kobieta po rozwodzie nigdy usłyszeć nie chce, a co zawsze słyszy. Czyli czego lepiej nie mówić rozwódce

Czyli czego lepiej nie mówić rozwódce
Fot. iStock / BraunS

Rozwód. No cóż, no zdarzył się. Każdemu zdarzyć się może. Prawda? Właśnie. I ona. Świeżo upieczona rozwódka, z papierem w ręce, że oto, ten, który miał być na całe życie poszedł sobie w cholerę.

Jeszcze myśli nie zdążyła pozbierać, jeszcze w sobie emocji nie poukładała, ba jeszcze zza rogu ulicy, na której sąd wyjść nie zdążyła. A już słyszy te cudowne komentarze, które na duchu mają ją podnieść. Wesprzeć z sił całych. Serio?

Porozmawiałam ze znajomymi po rozwodach. „Czego nie chciałabyś usłyszeć po rozwodzie?”. I tak powstała ta lista.

„Gratulacje! Kiedy impreza rozwodowa?”

Taki SMS-ik, taki żart niby? Że rozwód to sukces, że świętować go trzeba, zapić, zajeść i zapomnieć. Zero empatii. Gdyby tak ktoś na chwilę wczuł się w to, co czuje kobieta po rozwodzie, nigdy by czegoś takiego nie powiedział.

Wiesz, nic nie trwa wiecznie

C’est la vie. To takie proste, że też wcześniej na to nie wpadłam. Nie zakładałabym, że na dobre i złe razem i że do śmierci, tylko traktowała od razu to małżeństwo, jako coś co nie trwa wiecznie wypatrując uporczywie końca. I tyle.

Nie boisz się, że nie dasz sobie rady?

Cudowne. I co mam powiedzieć? Że boję się jak cholera, że spać nie mogę ze strachu? Jasne, że się boję, a ty byś się nie bała. Ale jak powiedziało się A, mówi się też B.

Teraz szczęście zależy tylko od ciebie

No tak, bo wcześniej nie zależało w ogóle przecież. Się mąż przypadkiem trafił, wziął, siłą przed ołtarz zaciągnął. A kobieta po rozwodzie jest świadoma, że to szczęście, które już raz w swoje ręce wzięła, jej nie wyszło..

Weź się w garść

„Ty się weź w garść” – to chyba byłaby najlepsza odpowiedź. Bo przecież kobieta ma pełne prawo do smutku, do przeżycia żałoby, w końcu zakończyło się coś, w co władowała mnóstwo energii, uczuć, co też miało swoje dobre chwile.

Pół świata tego kwiata, na pewno kogoś znajdziesz

Tak. Wujek dobra rada. Nie ma się co martwić, facetów jest tylu, że w końcu jakiś znowu się znajdzie. Jakby rozwódka myślała tylko o tym, jak tu innego faceta na życie złapać. Litości. Ona ma dość facetów na jakiś czas.

Dobrze, że się go w końcu pozbyłaś ze swojego życia

Dobrze, że mi to mówisz i że wcześniej się nie odezwałaś, zwłaszcza, gdy o moim byłym zawsze wypowiadałaś się w samych superlatywach.

Masz dla kogo żyć, masz dzieci

„Chyba to mnie wk*rwiało najbardziej” – napisała znajoma. Co to za pocieszenie? Dzieci pójdą w świat, a ona i tak zostanie sama. Poza tym, kto tu myśli o odbieraniu sobie życia? A może za mało tobie dramatyzmu?

Właściwie od początku nie rozumiałam, dlaczego zostaliście parą

Nie no świetnie. A podobno byliśmy tacy zgrani, tacy fajni, tacy uzupełniający się. Tak do siebie pasujący?

Nie mogłaś poczekać, aż dzieci będą większe?

Najbardziej chyba znienawidzone. Bo nie dość, że i tak poczucie winy wobec dzieci jest jak stąd do kosmosu, to jeszcze dowalić nie zaszkodzi. Tak wiem, niechcący.

Wiesz, trochę ci zazdroszczę, że teraz jesteś singielką

Czego zazdrościsz? Tych samotnych wieczorów, tego poczucia, że się nie udało? Tego, że ty pójdziesz z mężem na kolację, a ja będę w domu? Że niby facetów mogę mieć na pęczki. Proszę cię…

Czułam, że tak się stanie…

Nie no wszyscy czuli, wszyscy COŚ widzieli, tylko nie ja. Nie dość, że rozpadło mi się małżeństwo, to jeszcze okazuje się, że przegapiłam wszystkie znaki na niebie, które to przepowiadały, a które wszyscy inni widzieli i czuli.

Pozbyłaś się w końcu tego balastu, teraz do przodu

Były mąż to balast…. Tak, jasne. A przecież mamy razem dzieci, mieliśmy w końcu jakiś czas fajną rodzinę. Oboje tego nie dźwignęliśmy, co nie znaczy, że ja go wyrzuciłam jak zbędny balast. To byłoby nieuczciwe wobec niego.

Tak czułam, że cię oszukiwał. Wiesz, nawet mnie podrywał, jak ciebie nie było

Czułaś, czy wiedziałaś? Bo jak wiedziałaś i nie powiedziałaś wtedy, to teraz lepiej też tego nie mów.

Wiesz, my też się kiedyś prawie rozwiedliśmy

Marne pocieszenie dla rozwódki, której „prawie” robi wielką różnicę. Bo wam się udało, bo nadal jesteście razem, bo się ułożyło. A tu skończyło się rozwodem. Klęska…

Naprawdę się rozwiedliście? Co było nie tak?

I ta ciekawość, ten błysk w oku. Zdradzał, bił, pił? Masz kochanka? On miał romans? Naprawdę chcesz na nowo rozkopywać czyjeś rany, zwłaszcza, gdy te nie zdążyły się nawet zabliźnić?

Słyszałam, że on podobno chce do ciebie wrócić

Na co komu taka informacja? Gdyby on nawet chciał, to by się odezwał i załatwilibyśmy to – jak rozwód – między sobą, bo dotyczy to tylko i wyłącznie nas.

Taka ładna dziewczyna i cię zostawił?

Jakby trudno było uwierzyć, że to ona mogła zostawić jego. Tak, kobiety mają czasami odwagę odejść, zostawić faceta, z którym nie są szczęśliwe. Nawet jak są ładne.

Nie martw się, masz mądre dzieci, na pewno to zrozumieją

Gwóźdź do rozwodowej trumny. Bo to, co przez długi czas nie opuszcza rozwódki, to poczucie winy w stosunku do dzieci. Obojętnie z czyjej winy do rozwodu doszło. To ona dorosła nie potrafiła zbudować im bezpiecznego domu z dwojgiem rodziców. Tak o sobie myśli, więc nie dokładaj jej poczucia winy.

I jasne, że te większość tych słów wypowiadamy z troski, z chęci pomocy, wsparcia. Bo nie wiemy, co powiedzieć, a czujemy, że coś powiedzieć powinniśmy. I walimy na oślep czasami takimi głupotami, że aż za łeb się trzymać trzeba później.

A może wystarczy: „Pamiętaj, jestem. Dzwoń, wpadnij na kawę, jak tylko będziesz chciała pogadać” do wyciągnąć do kina, posiedzieć razem przy winie, także w milczeniu. Po prostu być. Drogie rozwódki, czy to wystarczy zamiast wielu dotykających was słów?