Go to content

„Tak bardzo chciałam rozpieprzyć ci życie. Byś cierpiała, jak ja”. List do kochanki męża

Fot. iStock/gilaxia

Nie zacznę go „Moja droga”, bo za cholerę nie jesteś mi droga. Tak naprawdę nie przedstawiasz dla mnie żadnej wartości jako człowiek, a tym bardziej kobieta, z którą winnam czuć solidarność jajników.

Z dużej litery pisała też nie będę, bo prostu cię nie szanuję. Nie zasługujesz na to.

To nie będzie list, w którym będę ci dziękowała za to, że poprzez zdradę męża jestem lepszym człowiekiem, że po rozstaniu z niewiernym odzyskałam siebie, albo że zażegnaliśmy kryzys i dziś jesteśmy jak nowożeńcy. Nic takiego nie miało miejsca. Mimo że nadal jesteśmy razem, nie ufam mu, panicznie się boję kolejnej zdrady. Jestem zazdrosna o miłą atmosferę w jego pracy, bo widzę do czego jest zdolny. Zbieram się by odejść, choć wiem, że złamię mojemu dziecku serce. Ten romans wdarł się w moje życie jak tsunami. I mimo, że woda opadła pozostał po niej brud i smród.

Brud we mnie samej też, bo uruchomiły się we mnie dzikie instynkty. Gdy się dowiedziałam, gdy przyszła ta pieprzona wiadomość od ciebie do niego, słodka aż nie do wytrzymania i gdy mój palec cofał niekasowaną od wielu miesięcy gorącą konwersację, ukazało się moje drugie, dotąd nieznane mi oblicze. Rozpacz, żal i szał.

Pierwszy raz w życiu uderzyłam męża, nie w twarz. Biłam na oślep po torsie. Płakałam, nie byłam najpierw w stanie wydusić z siebie słowa. Potem popłynął potok tych niekoniecznie przyzwoitych. Miliony myśli, pytań, kiedy to się zaczęło, co robili, co oznaczają wyznania, namiętne żarty, sprośne teksty. Czy był seks, jak długo to trwa i JAK ON KU.WA MÓGŁ MI TO ZROBIĆ ???

Jak mógł kłamać w oczy, że niby idzie na trening, a zapomniał wspomnieć, że dyscyplina sportu się zmieniła, a partner był  płci żeńskiej?

Wyszłam z domu, siłą zabrałam mu telefon. Pierwszy raz miałam w sobie tyle agresji, tyle wściekłości, że mogłabym bić, kopać, gryźć. Dowiedziałam się wszystkiego, co, gdzie. Rytuały w pracy, słodkie upominki, prezenty na urodziny, szczegóły imprez firmowych. Byłam na tyle przytomna, że całość skopiowałam. Każde zdanie niczym tatuaż wypalało się na moim ciele, wasze przezwiska, piosenki wysyłane na dzień dobry, komentarze zdjęć. Po pierwszym razie pamiętałam każde.

Czy czułam, że coś nie gra? Tak, nawet pytałam, a niewierny patrząc prosto w oczy zaprzeczał. Gdy pytałam o późne powroty z imprez, przewracał oczami. Robił ze mnie idiotkę.

To, co stało się ze mną po tym, jak wszystko przeczytałam, było straszne. Przeraźliwe zimno, dreszcze, brak apetytu i emocje, jakich nigdy w życiu nie doświadczyłam. Złość, wściekłość wręcz, dziki szał, rozpacz najczarniejsza, żal i ból fizyczny.

Bolało całe ciało. Nocami wyłam. To nie był płacz. To było wycie, skomlenie. Dopiero teraz rozumiem znacznie tych słów. Chciałam cię zniszczyć. Byłaś tak głupia, że w ciągu kilku dni wiedziałam o tobie sporo. Tylko idioci wrzucają tyle informacji o sobie na fejsa. Wiedziałam, kto jest twoim mężem i do jakiej ligi siatkówki amatorskiej należy. Kto twoim ojcem, siostrą, przyjaciółką. Od razu znalazłam zdjęcia, posty do ulubionych stron. Nawet dokąd twoje dzieci do szkoły chodzą i jak wyglądają. Na twoje życzenie, boś sama zamieściła zdjęcie idealnej matki. No faktycznie, idealnej, jak cholera. Świeciłaś przykładem, tak jak cyckami na imprezach firmowych szczerząc zęby. Tak bardzo chciałam rozpieprzyć ci życie. Byś cierpiała, jak ja. A nawet bardziej. Pragnęłam, by ciebie świat znienawidził. By mąż zostawił bez opieki nad dziećmi. Byś straciła pracę. Przecież byłaś zwykłą asystentką, która prócz kawy robiła wyśmienite lody…

Chciałam by ta wredna gęba z piegami w końcu przestała się śmiać, byś zapadła się w czarną dziurę jak ja i nigdy z niej nie wyszła. Nigdy nikomu dotąd źle nie życzyłam. Nauczyłaś mnie tego.

Męża też chciałam zniszczyć. Zabrać mu dziecko. Niech błaga. W jego pracy wszystkim powiedzieć czym, a raczej kim się zajmował. Poinformować jego rodziców. Niech matka widzi, że kawał z niego gnoja. Chciałam widzieć cierpienie wszystkich, którzy coś dla niego znaczyli. A najbardziej jego własne.

Stałam się cieniem samej siebie. Odkryłam duże zdolności aktorskie. W pracy i przy dziecku udawałam. A smutną minę zbywałam stresem. To był naprawdę ciężki okres. Stałam się nieufna. Złośliwa, zazdrosna, podejrzliwa, uszczypliwa. Potrafiłam idealnie zacytować tekst kochanków, by mężowi zrobić przykrość. Byłam w tym świetna. Pamiętam jak wchodziłam do jego biura, niezapowiedziana i widziałam twoje zmieszanie. Nie wiedziałaś do czego jestem zdolna. A gdy ktoś mówił, że bardzo schudłam, ja mówiłam, że mam stres w życiu osobistym. Mówiłam to głośno i z uśmiechem.

Ludzie myśleli, że żartuję, gdy mówiłam, że mąż ostro nabroił. Ja bawiłam się z nimi. Twoim strachem też. Ene due rabe powie czy nie. Potrafiłam zjawić się u was na imprezie firmowej. Odstrzelona na boginię, robiąc małe show. Słodko się do ciebie uśmiechałam i mówiłam o sobie, żona Marcina, z naciskiem na żona. Rozmowę wcale nie najprzyjemniejszą też przeprowadziłam z tobą na imprezie. Dziwnie to wyglądało. Zjawiłam się nagle i koniecznie chciałam odprowadzić cię do auta. Na pewno to zauważyli. Zależało mi na tym. Po cholerę zjawia się żona i chce rozmawiać z jakąś asystentką, której wcześniej nie zna? Coś musiało być na rzeczy. Karmiłam się tym. Twoim strachem i zaskoczeniem, gdy jasno postawiłam sprawę, że mam ochotę ci wprowadzić trochę rozrywki w życiu, że jeśli masz rodzinę to się skup na niej, bo za chwilę możesz jej nie mieć. Na twoje bezczelne stwierdzenie, że to przecież były żarty, odparłam, że zaproszę ciebie i twojego męża na kolację, przeczytam co pikantniejsze fragmenty rozmów, o których mniemam, nie miał pojęcia. I jeśli on stwierdzi, że to żart, to zostaniemy przyjaciółmi.

Ta twoja mina była bezcenna. Punkt dla mnie. Gdy obroniłam dyplom od razu pojechałam do biura. Wszyscy mi gratulowali. Prawili komplementy.

Tego dnia naprawdę ślicznie wyglądałam. Ty siedziałaś w swojej norze, a ja głośno się cieszyłam, że skończyłam kolejny kierunek studiów. Mój mały triumf. Chciałam, by mnie lubili. Zawsze dobrze ubrana, by podobać się męskiej części załogi, by kiedyś padło zdanie może przypadkiem, ale ten Marcin ma fajną żonę.

Czy żałuję swojego zachowania? Nie. Bo zaznaczyłam swój teren, chciałam odzyskać wiarę w siebie, którą oboje tak zniszczyliście. Bo nie posunęłam się tak daleko jak chciałam. W jednej rozmowie z tobą sporo ci powiedziałam. Postanowiłam mieć klasę. Nie zrobiłam szopki, choć miałam ochotę widzieć twoje publiczne upodlenie. Uznałam, że świat jest na tyle mały, że nigdy nie wiadomo na kogo i kiedy się trafi. Nie chcę być postrzegana jako ta, co zrobiła aferę, ale jednocześnie chcę, byś wiedziała, że jestem czujna. W moich oczach jesteś skreślona i nie ukrywam, że jak kiedyś nadarzy się okazja zemsty, to ją wykorzystam. Karma wraca wiesz? Może jakaś siksa uwiedzie tobie męża i poczujesz ten niesamowity ból. Przez Marcina otoczenie chcę być odbierana jako pozytywna osoba.

Zresztą taka jestem, ale on nie dał mi szansy tego pokazać. Chcę wchodzić do jego biura dumna, a ty póki tam jeszcze robisz tę kawę, masz siedzieć za biurkiem i czuć dyskomfort. I strach czy kiedyś przypadkiem niby czegoś nie powiem. Jestem dla ciebie uprzejmie chłodna, dla innych ciepła, serdeczna. Chcę, by tę różnicę było widać. By ktoś się domyślił i stracił szacunek do ciebie, jak ja go straciłam. Jak patrzysz sobie w twarz? Ty, matka, żona, lubiana na fejsie koleżanko. Co czułaś robiąc świństwo innej kobiecie? Jak chciałaś się dowartościować trzeba było znaleźć sobie młodszego gówniarza, wolnego. Nosiłby cię na rękach, skoro jesteś taka fajna. Samoocena by ci wzrosła, ale nikogo byś nie skrzywdziła. Żadnej żony, dzieci. Pomyślałaś kiedyś o moim dziecku, o swoich? Że jak to się wydało to byłam krok od załamania? Że jak to się u ciebie wyda, to mąż zostawi cię z niczym? W konwersacji kilkumiesięcznej nie było żadnych wzmianek o zdradzanych małżonkach, żadnych rozważań typu: „co my robimy”, żadnych wyrzutów. Byliście tak zajęci tą nasiąkniętą erotyzmem zabawą, że mieliście nas głęboko w poważaniu.

Jak się czułaś gdy dowiedziałaś się, że wszystko wiem? Kiedy pisałaś do obcego żonatego mężczyzny o trzeciej nad ranem, że ci go brakowało na imprezie. Gdy ostro flirtowałaś, mówiąc, jakbyś się ogrzała pod jego kurtką. Jak żałowałaś, że wysyłasz mu buziaki niestety tylko wirtualne? Czy zadałaś sobie pytanie, co ja mogłabym czuć wiedząc, jak on cię pyta, czy już jesteś w pracy, bo nie wie czy do niej gnać? Jak chciałby posmakować twoich ust? Żadnemu z was nie zapaliła się czerwona lampka.

Mam nadzieję, że po wszystkim bałaś się jak cholera, że trzęsłaś się ze strachu jak ja z zimna. Że nie mogłaś spać ani jeść.

Nie tylko ciebie obwiniam. Jego też. Nie wierzę, że to tylko kobieta jest winna, bo mężczyzna zaślepiony i prymitywnie myślący. Obydwoje byliście cholernymi egoistami, bawiąc się naszym (moim i twojego do tej pory nieświadomego męża) zaufaniem. Grając w domu role małżonków, a w ciągu dnia namiętnych kochanków. Może kiedyś karta się odwróci, może wyrzuty sumienia cię zjedzą, a może przeczytasz ten list i dostając gęstej skórki będziesz doskonale wiedziała, że jesteś jego adresatką.

A zamiast pozdrowienia na końcu tego listu,  pozwól, że tobie i innym twojego pokroju, przytoczę słowa mojej przyjaciółki, żebyś je wzięła głęboko do serca: „Aśka, przyjaciółką jesteś idealną, ale za wroga  bałabym się ciebie mieć”.

autorka Poli Ann