Go to content

Nie chcę już żadnego z was, bo zrozumiałam, że czas na siebie, że w końcu ja

Fot. iStock/mikkelwilliam

Drogi mężu, cudowny kochanku!

Może zacznę od ciebie małżonku, gdyż te wspólne naście lat, mnie do czegoś zobowiązuję. Pamiętasz jak mi obiecywałeś, że czas nie zmieni twoich uczuć i pragnień, że zawsze będę tą najważniejszą i jedyną? Ja pamiętałam, ty po kilku latach już niekoniecznie. Dostrzegałeś mnie, gdy zabrakło ci czystych skarpet i koszul, uśmiechałeś się do mnie zazwyczaj tylko wtedy, gdy trzeba było na szybko przygotować coś dla twoich znajomych. Zaproszonych oczywiście, bez mojej wiedzy i pytania, czy w ogóle mam na to ochotę, czas i siły, po całym dniu pracy. Mówiłeś, że przecież ty też pracujesz a żona jest po to, żeby dbać o dom, który stanowią również, bywający w nim goście.

Na rocznicę ślubu, przynosiłeś co roku te same, lekko przywiędłe tulipany, bo kupowane w pośpiechu, przed zamknięciem kwiaciarni, żebym nie marudziła. A ja gdy widziałam cię z nimi, jak wchodzisz do pokoju z wymuszonym uśmiechem, udając, że pamiętałeś, zastanawiałam się, gdzie jest człowiek, który prosił mnie o rękę, pewnego majowego popołudnia. Ten, który potrafił mnie docenić, zadbać i sprawić, że z radością, witałam każdy nowy dzień. I noc, przepełnioną wspólnym oddechem, szybszym biciem serc i słowami, które pieściły moje zmysły i ciało. Gdzie się podział mężczyzna za którego wyszłam, myślałam, i uwierzyć nie mogłam, że tak jak larwa zamienia się w motyla, tak ty, przeszedłeś odwrotną przemianę. Trułeś swoim niezadowoleniem i ciągłymi pretensjami, nie zauważałeś moich starań, potrafiłeś tylko krytykować i oczekiwać. Sam nie dając nic prócz spełniania obowiązków, które podkreślałeś na każdym kroku, jakbym była jednym z punktów kontraktu, a nie przysięgi, składanej z miłości.

W naszym łóżku zbudowałeś niewidzialny mur, przez który nie mogłam się przebić, choć bardzo próbowałam, bo nadal w nas wierzyłam. Prosiłam, płakałam, przypominałam ci nasze wcześniejsze chwile, gdy nawet nie musieliśmy o tym zapewniać, bo nasze uczucia widać było w każdym geście. Patrzyłeś na mnie jak na kretynkę, która żąda niemożliwego, jakbym prosiła o gwiazdkę z nieba, a ja chciałam tylko, żebyś wrócił taki jak kiedyś. Aż zwątpiłam i przestałam czekać, bo ciężko wierzyć w cuda, kiedy co rusz, zimna rzeczywistość okłada po głowie i mrozi ostatki nadziei. Dlatego poszłam inną ścieżką i spotkałam kogoś, kto widział we mnie kobietą. Spragnioną i wyposzczoną, chłonącą każde miłe słowo i czuły odruch, tę już dawno zapomnianą i zepchniętą za margines,przykrego obowiązku. Ty i tak tego nie zauważyłeś, cieszyłeś się, że przestałam żebrać o uwagę i twoje dłonie, że przestałam marudzić o wspólny urlop i ciepło w sypialni.

Bo spotkałam ciebie cudowny kochanku, który już na pierwszym spotkaniu szeptałeś mi do ucha, żebym przypomniała sobie, że jestem kobietą. I pomagałeś mi w tym, przez długie miesiące, odbywając ze mną podróże po już dawno zapomnianej krainie. Tej,  gdzie na nowo zauważałam, że mam jeszcze piękne ciało, że moje zmysły żyją i chcą, że moja dusza, budzi się z głębokiego uśpienia i pamięta. Pamięta tę dziewczynę, która śpi nago i chodzi w sukienkach w kwiaty, tę która śmieje się do swojego odbicia, bo zna swoją, wartość i moc. I rozkwitałam na nowo i chciałam więcej, bo w końcu czułam, że jeszcze potrafię, że mogę. I, że nadzieja jak wiosna, nie umiera nigdy i zawsze wraca, bo wie, że jest oczekiwana. I było jak w bajce, gdzie wszystko jest piękniejsze, gdzie kolory intensywniejsze, gdzie słońce świeci jaśniej a noc, nigdy nie jest ponura. I choć od początku wiedziałeś, że jesteś tylko na chwilę, godziłeś się i powtarzałeś, że to nieważne, że niczego nie chcesz w zamian, bo wystarczam ci ja. I ten czas, gdy nasze spragnione ciała stanowią jedno, gdy nad ranem, po moim wyjściu, otulasz się kołdrą z resztkami mojego zapachu. Ale nie wszystkie bajki kończą się happy endem, bo gdy sprzeciwiłam się na pytanie o rozwód, oburzony oświadczyłeś, że albo ty albo on.

A problem w tym, że ja nie chcę już żadnego z was, bo zrozumiałam, bo do mnie dotarło, bo mnie olśniło, że czas na siebie, że w końcu ja. Dziś wam dziękuję i żegnam czule, bo spakowana, z biletem w dłoniach i  pewniejsza niż kiedykolwiek, zaczynam od nowa. Zostawiam wam wspomnienia o mnie, zabieram tylko kilka westchnień od ciebie kochanku i parę rad od ciebie małżonku, żeby już nigdy się nie pomylić. Wyjeżdżam szukać nowej miłości, prawdziwej i opornej na wiek i rutynę, nie stawiającej wymogów, nie zmuszającej do niczego. Tej, o której zawsze warto pamiętać, że gdzieś tam jest i czeka, aż się znajdziemy. I będę żoną, kochanką, przyjaciółką i dziewczyną, do której wraca się jak na skrzydłach, za którą tęskni się, od razu po wyjściu z domu, o której myśli się aż do utraty tchu. Tą samą, której ty mężu już od dawna we mnie nie widziałeś a ty kochanku, chciałeś na nowo usidlić i wsadzić w ramy z napisem ” małżeństwo”. Pamiętajcie mnie z uśmiechem, zwłaszcza w samotne noce, gdzie będę już tylko miłym wspomnieniem. I nie czekajcie, bo nie wraca się do kogoś, kto o miłości słyszał tak dawno, że już zapomniał, czym naprawdę jest.

Już nie wasza żona i kochanka.