Go to content

Patricia Kazadi: Ból był już taki, że z sypialni do kuchni czołgałam się na łokciach

Patricia Kazadi przyznaje, że bardzo źle znosiła hejt. Cierpiała, gdy ktoś pisał złośliwie: „Czy Kazadi przygotowuje się do roli hipopotama? Bo jeśli tak, to jest już gotowa”. Próbowała walczyć z wagą. Ale i tak rano budziła się z opuchniętą twarzą i bolącymi obrzękami na nogach, brzuchem mocno wzdętym i twardym jak piłka oraz palącym bólem jajników. Biegała od lekarza do lekarza, ale nikt nie umiał postawić diagnozy. W końcu przeszła załamanie nerwowe, depresję. Dziś otwarcie przyznaje, że nie chciało jej się żyć i próbowała się zabić.

Jednak znalazła siłę i zawalczyła o siebie, trafiła na lekarzy, którzy prawidłowo ją zdiagnozowali. A po kilku latach przerwy w show-biznesie wraca do pracy. Nagrała płytę i poprowadzi program „Perfect Picture”. W ostatnim wywiadzie dla „Wysokich Obcasów” opowiedziała, co się z nią działo, kiedy zniknęła…

Wiele lat cierpiała

Dziś Patricia Kazadi jest świadoma tego, że choroby autoimmunologiczne żywią się stresem. W jej przypadku objawy zaczęły się nasilać w 2017 roku. Przeżywała wtedy wielkie emocje związane z relacją miłosną, w jakiej była. – Nieświadoma choroby z coraz większą trudnością wykonywałam kolejne zobowiązania zawodowe. Wiedziałam, że coś jest nie tak. Oprócz dolegliwości bólowych miałam wrażenie, jakbym nie była w swoim ciele. Do tego tyłam, a to wpływało na moje samopoczucie. Wyobraź sobie: chodzę od lekarza do lekarza, a wszyscy twierdzą, że wyniki dobre i „jest pani zdrowa”. A przecież czuję, że nie. […] Po pewnym czasie przestałam się już nawet skarżyć. Głupio mi było mówić bliskim, że źle się czuję, bo ile można chorować? – opowiada Patricia w „Wysokich Obcasach”.

Ból momentami był naprawdę silny. W 2019 roku, kiedy Kazadi występowała w „Dance Dance Dance” starała się nie zwracać uwagi, na to, co dzieje się z jej ciałem. Dziś twierdzi, że wtedy doprowadziła się do ruiny.

– Program się skończył, a mnie bolało coraz bardziej – byłam w Nowym Jorku, miałam podpisać ważny kontrakt, a nie byłam w stanie chodzić. Musiałam wrócić do Polski. Odwołałam swój udział we wszelkich projektach i zabarykadowałam się w domu. Ból był już taki, że z sypialni do kuchni czołgałam się na łokciach. Ciągnął w dół uda albo promieniował w górę, odbierał oddech. Był uporczywy, jakby ktoś zaciskał mi klatkę piersiową, albo czułam kłucia tak mocne, aż traciłam równowagę. Myślałam, że mam zawał. Kilka razy jeździłam na ostry dyżur. A to podejrzenie wyrostka, a to przepukliny, a to zapalenie trzustki. Chcieli mnie rozcinać. Nie zgodziłam się. Na własne życzenie dwukrotnie wypisałam się ze szpitala. Było coraz gorzej. Totalnie się załamałam. Położyłam się w łóżku i uznałam, że to koniec. Przestałam odzywać się do bliskich i znajomych, z bólu dni zlewały mi się w jedność –  mówi.

Kto postawił diagnozę?

Przełom nastąpił, kiedy porozmawiała z przyjaciółką przyjaciółki. To nie lekarze postawili Patrici diagnozę, ale kompletnie nieznana jej osoba. W dodatku przez telefon! Po prostu sama miała podobne objawy. Ta dziewczyna powiedziała: „To mi wygląda na endometriozę”. I trafiła w sedno! Patricię na pierwszą wizytę do poleconego lekarza zawiozła mama. Dr Mikołaj Karmowski nie miał wątpliwości – endometrioza głęboko naciekająca. Najgorszy, IV stopień. Kiedy aktorka usłyszała „werdykt”, zaczęła płakać. Ale nie dlatego, że jest poważnie chora i nawet nie dlatego, że jej szanse na posiadanie dzieci nie są duże. Ona po prostu nagle poczuła ulgę. Ktoś w końcu ją zrozumiał i powiedział: „tak masz rację i znam powód twojego cierpienia. Wierzę ci”.

Walka o  zdrowie

Niedawno przeszła dwie operacje, a nad trzecią jeszcze się zastanawia. Pierwszą – flebologiczną, czyli związana z żyłami i krążeniem krwi. „miałam w brzuchu trzy spirale i cierpiałam przez kilka miesięcy na przeczulicę – czułam swoje żyły, co było bardzo uciążliwe i bolesne. W międzyczasie wykryto mi też guza na jelicie, więc w największej pandemii byłam w szpitalu MSWiA na Wołoskiej w Warszawie”, mówi.

Patricia czeka jeszcze na operację endometrialną, która w jej przypadku potrwa nawet kilkanaście godzin.

 

„Zajęte jest też jelito, więc operacja na sześć rąk – z udziałem gastrologa. Skomplikowana, dlatego niezwykle ważne, aby operował fachowiec. Znam wiele historii, gdy operacje przebiegały w pośpiechu, nie wycięto dokładnie wszystkich ognisk i endometrioza atakowała ze zdwojoną siłą. Niestety, nawet przy dobrze wykonanej operacji nie ma gwarancji, że stany zapalne za parę lat nie wrócą. Bo na endometriozę nie ma leku. Można tylko łagodzić objawy i poprawiać komfort życia”, mówi.

Na razie Kazadi będzie leczyć się hormonalnie. Zamierza też zamrozić jajeczka, by w przyszłości zwiększyć swoje szanse na  posiadanie dzieci. Uważa, że jest szczęściarą, bo mogła sobie finansowo pozwolić na wiele wizyt lekarskich, na prywatną operację, na to, aby zrezygnować z pracy na prawie dwa lata! Dlatego teraz chce mówić o swojej chorobie głośno, by pomagać innym kobietom proces diagnozowania.