Go to content

Mówi się, że ludzie którzy zapadli na depresję nie są słabi, lecz silni byli zbyt długo. Coś w tym jest…

fot. Anna Shvets/Pexels

Wokół nas żyje mnóstwo ludzi borykających się z tą chorobą. Nie oceniaj, nie krytykuj, nie wyśmiewaj. Depresja jest podstępna. Atakuje najweselszych i bardzo pozytywnych ludzi. Nigdy nie wiesz jak zareagujesz na jakieś tąpnięcie w Twoim życiu – na stratę pracy, hejt, śmierć bliskiej osoby, rozwód, konflikt, wypadek. I nie gdybaj. Ci, co mierzą się z depresją, też nigdy nie przypuszczali, że wpadną w jej łapy.

Karolina

Od zawsze kochała dzieci. Była jedynaczką wiecznie marzącą o rodzeństwie. W bloku była naczelną opiekunką. Każdy wiedział, że chętnie zostanie z małą Zosią czy przypilnuje urwisa Grzesia. Nikogo nie dziwiło zatem, że po maturze wybrała pedagogikę. Studiowała to, co miała we krwi. Zderzenie z rzeczywistością jednak było bolesne. Wymagająca dyrekcja w
przedszkolu, roszczeniowi rodzice czepiający się dosłownie o wszystko oraz koleżanki w pracy zazdrosne o jej relacje z dziećmi i gotowe na donos byleby polepszyć swój byt.

Mimo to Karolina zacisnęła zęby i pracowała dalej. Przecież kochała dzieci, a one ją. Mijały miesiące. Dziewczyna oswajała się z placówką. Jakoś jej szło. W trakcie covidu pracowała normalnie. Rodzice niczym śledczy obserwowali czy ona sama lub inne dzieci nie mają kataru. Atmosfera była nie do zniesienia. To wtedy pierwszy raz wróciła do domu z płaczem. Jej chłopak zasugerował zmienić placówkę. Po wielkiej awanturze oskarżona o zdradę Karolina trafiła do szkoły podstawowej. Chwilowo było lepiej, ale gdy pewien rodzic podważył jej kompetencje i zagroził kuratorium dziewczyna zapadła się w sobie. Położyła się
do łóżku i płakała. Łzy nie miały końca i płynęły strumieniami. Ona sama przestała jeść, odseparowała się od rodziny. Znikała. Tępo gapiła się w sufit, spała lub płakała.

Mikołaj na siłę prowadzi ją do psychiatry. Ten od razu diagnozuje depresję, ordynuje leki i terapię. Dzięki wsparciu bliskich osób udaje się Karolinę wcisnąć na jakiś bliski termin do terapeuty. Jest trudno. Dziewczyna nie współpracuje, jest załamana utraceniem kontroli nad własnym życiem. Po jakiś czasie dopiero, gdy leki odrobinę poprawiają jej samopoczucie, zaczyna rozmawiać. Powoli uzyskuje odpowiedzi na swoje pytania, zaczyna rozumieć swoje reakcje, uczy się akceptować rzeczywistość. Z depresji wychodzi małymi krokami. Przestaje się samobiczować. Nie obwinia już za to, że nie wytrzymała. Uczy się kochać siebie ma nowo, głaszcze siebie emocjonalnie, jest łaskawsza dla swojego odbicia w lustrze. Do szkoły
nie zamierza wracać. Zastanawia się co dalej począć. Daje sobie czas, by łagodnie wrócić do pracy. Może odważy się na własny gabinet wsparcia najmłodszych uczniów.

Depresja, o której wstyd jest mówić dotknąć może każdego bez wyjątku.

Marzena

Załamała się, gdy narzeczony ją rzucił po tym jak sprzedała w Polsce mieszkanie i zrezygnowała z pracy, by móc z nim zamieszkać w Norwegii. Do Oslo nigdy nie dotarła. Na długie miesiące zaległa na kanapie u przyjaciółki, która ma siłę wyciągała ją z czarnej rozpaczy.

Marek

Stracił pracę. Redukcja etatu. Nie mógł znaleźć nowej. Covid bardzo zmienił rynek w jego branży. Początkowo podszedł do sprawy ambicjonalnie. Szukał stanowiska zgodnego z wykształceniem i doświadczeniem. Potem obniżał wymagania i stopniowo zapadał się w sobie. Do nowej pracy poszedł bez entuzjazmu, z poczuciem wstydu, smutny, zgaszony.
Przestały cieszyć go rzeczy, które do tej pory kochał. Do wizyty u lekarza zmusiła go żona. Sama go umówiła i zawiozła. Diagnoza go zaskoczyła. Myślał, że to stres. Stres był na samym początku i dał początek depresji. Marek musi walczyć, stawić czoła chorobie i przestać się wstydzić.

Jola

Wesoła, uśmiechnięta, świetnie zorganizowana. Kobieta czołg. Ze wszystkim da radę. Nie lubi konfliktów  jest konkretna, jednak ostatnimi czasy popadła w konflikt z sąsiadką, kobietą w podeszłym wieku,  schorowaną. Poszło o koty, które seniorka dokarmia, a które niszczą ogródek Joli.

Jolka dopiero po jakimś czasie zorientowała się, że ta sprzeczka tyle ją kosztuje. Nie powiedziała wszystkiego starszej pani, co by chciała, wszystko tłumiła w sobie. Przestała dobrze spać, zauważyła, że ma ściskoszczęk nad ranem, że jest ogromnie spięta. Idąc do psychiatry nawet nie spodziewała się tego, co usłyszy. Depresja wysoko funkcjonująca. Chory nie odczuwa wyraźnego lęku, smutku, nie płacze, nie leży godzinami w ciemnym pokoju. Żyje, pracuje, działa. Wszystko dzieje się w środku. W podświadomości. I niszczy od środka.

Jola natychmiast zaczęła leczenie. Po kilku tygodniach „cukierki” zaczęły działać i przynosić ulgę. Co więcej ona się wstydzi się o tym mówić. Depresja to choroba, a nie brzemię. To coś, co trzeba leczyć. Po prostu.