Go to content

Mamo, sprawiłaś, że tak tak ty nienawidziłam mężczyzn. Dziś boję się, że jest już dla mnie za późno

Mamo,

Mam 37 lat. Nie „ułożyłam” sobie życia, nigdy nawet nie byłam w związku. Ba, nie całowałam się z żadnym facetem, nie trzymałam nikogo za rękę. Odkąd pamiętam, ich obecność mnie krępuje, czuje się w ich towarzystwie zmieszana, zagubiona, coś mnie paraliżuje od środka. Nic dziwnego, od małego wmawiałaś mi, że mężczyźni to zło, że są niebezpieczni, że trzeba przed nimi uciekać. Tak jak ty, kiedy uciekłaś przed tatą, bo tak bardzo cię zranił. Chciałaś mnie ochronić mamo, ale zrobiłaś mi ogromną krzywdę. Nie mam pojęcia, czy ten stracony czas dam radę jeszcze odrobić, bardzo bym tego chciała. Boję się, mamo. Jestem dziwolągiem.

Miałam 4 lata, kiedy tata zniknął z naszego życia. To się stało nagle, szłam po wakacjach do przedszkola. I on nie przyszedł mnie odebrać.  Zaczęłam pytać, dlaczego już nas nie odwiedza. Odpowiedź była zawsze ta sama: „on już nas nie kocha, tacy są mężczyźni”. Zawsze mówiłaś o nim „on”, nigdy nie „tata”, nigdy „Wojtek”. To był ON. Przedstawiciel mężczyzn, jeden z „nich”. Moje wspomnienia o nim wymazałaś gumką, bardzo starannie. A potem wyrysowałaś w mojej głowie twój własny, jego obraz. Obraz, który na długie lata stał się dla mnie symboliczny.

Tak widziałam wszystkich mężczyzn. I tych, którzy próbowali zbliżyć się do ciebie, i tych, którzy stanowili część mojego otoczenia. W szkole nie miałam kolegów, bo uważałam ich za niegodnych uwagi. Mówiłaś mi, że chłopcy są ograniczeni, że niewiele ich interesuje, że są mniej zdolni. Nie miałam przyjaciół wśród mężczyzn, bo nie potrafiłabym żadnemu z nich zaufać. Według ciebie, mężczyźni kłamią i notorycznie oszukują, jedynie po to, by zyskać to, na czym im (przez chwilę) zależy. Nie miałam chłopaka, bo nauczyłaś mnie, że miłość przynosi jedynie cierpienie. Bo ZAWSZE się kończy. Bo rozczarowuje. Bo jest warunkowa.

Zbudowałaś wokół mnie mur. Jedynym bliskim mi mężczyzną był twój tata, czyli mój dziadek. Cichy, spokojny, wycofany. Zdominowany przez twoją matkę. To on zachęcał mnie do tego, żebym częściej wychodziła z domu, kiedy byłam już w liceum, a potem na studiach. Pytał o moje sympatie. Regowałam na te pytania paniką, on mnie uspokajał. „Bo przecież to normalne, że człowiek się zakocha” – mówiłeś. To jemu zwierzyłam się z mojej znajomości z T. Jego reakcji się nie bałam. Ciebie nie chciałam zawieść. Przed tobą udawałam, że pragnę tego, co ty.

„Mężczyzna myśli jedynie o tym, żeby cię zaciągnąć do łóżka” – mówiłaś. Odsuwałam się więc od każdego chłopaka, który próbował się do mnie zbliżyć. Wewnątrz jednak pragnęłam miłości, bliskości i wmawiałam sobie jednocześnie, że to złe, że nie powinnam tego czuć, że to mnie zgubi. Bo nikt nie jest w stanie pokochać mnie za to jaka jestem. Byłam rozdarta, podarta, niepełna i niepewna. Siebie, swoich uczuć, wszystkiego.

A jednak moje koleżanki wchodziły w związki, wychodziły za mąż i były szczęśliwe. „Tylko poczekaj, aż to się rozpadnie” – powtarzałaś za każdym razem. Czekałam aż się rozpadnie. I czasem się rozpadało, a czasem nie. Czasem trwało i było tak piękne, że dusiło mnie z zazdrości. I zaczynałam się buntować, ale tylko wewnętrznie, tylko w środku.

I był jeszcze on. T. Ten, którego chciałam. W którym się zakochałam. Ten, którego ty nienawidziłaś, bo wiedziałaś, jak bardzo jest dla mnie ważny. Kolega ze studiów. Jeden z niewielu, którego nie zniechęciło moje dziwactwo. Moja nieśmiałość, moje spocone dłonie i lękliwy wzrok.

Wiem, że się ożenił, że ma dziecko. Wieczorami, czasem wyobrażam sobie jakby to było, gdybym zaryzykowała, dała się ponieść uczuciu. Czy dziś to ja byłabym jego żoną? Jak to w ogóle jest być z kimś, czuć czyjąś bliskość?

Czytam harlekiny. Oglądam filmy, w których ludzie wyznają sobie miłość. To chyba nie są dobre podręczniki, by nauczyć się od nowa relacji z mężczyznami. Boję się jak cholera, mamo.  Mam do ciebie żal, nie rozumiem dlaczego mi to zrobiłaś. Wiem, że miłość może być dobra, że ON może mieć inną twarz. Że mogłabym być szczęśliwa z mężczyzną.

Mam 37 lat, mamo. W relacjach z facetami wstawiam pierwsze, nieporadne kroki. Będę się uczyć sama, będę się uczyć na błędach. Boję się, ale chcę tego, jak niczego innego w życiu.