Go to content

„Kobieta kochająca siebie w sposób dojrzały nie potrzebuje idealizować ani innych, ani siebie”

świadome piękno
fot.istock

„Czy można być dla siebie życzliwym i jednocześnie się na siebie złościć? Czy złość na siebie jest uczuciem konstruktywnym, czy destrukcyjnym? Życzliwość do innych w wydaniu kobiety kochającej siebie w sposób dojrzały nie oznacza bycia miłą, nie kłóci się z odczuwaniem do kogoś złości. Tak samo jest z życzliwością kobiety z dojrzałą miłością własną do siebie – nie wyklucza ona złości na siebie.

Wokół uczucia złości narosło wiele mitów, specjaliści różnych maści albo zachęcają do odczuwania złości, albo przed tym przestrzegają. Mam nadzieję, że to, co dalej napiszę, będzie klarownym opisem mojego podejścia do złości, które może dać inspirację czytelniczkom do poszukiwania własnej prawdy.

Zacznę od tego, że złość jest uczuciem. Uczucie to stan emocjonalny utrwalony w czasie, niezależny od bodźców, determinowany przez myśli – nasze przekonania czy interpretację tego, co się dzieje. Na uczucia możemy wpływać, korzystając z narzędzi poznawczych (czyli eliminując zniekształcenia poznawcze, zamieniając myśli nieracjonalne na racjonalne czy modyfikując przekonania) albo behawioralnych (czyli poprzez zmianę zachowań). Uczucia różnią się od emocji podstawowych, które są automatycznymi, niezależnymi od myśli reakcjami na bodźce. Emocjami podstawowymi zarządza się inaczej niż uczuciami, na przykład obniżając ich natężenie poprzez techniki oddechowe, przekierowanie uwagi lub wyjście z kontaktu z bodźcem. Emocje podstawowe są „cegiełkami” budującymi uczucia, spoiwem dla tych „cegiełek” są myśli. Emocją podstawową jest gniew. Jeśli często reagujemy gniewem na czyjeś zachowania, z czasem będziemy odczuwać do tej osoby złość. Może to być też jednorazowy epizod – zareagowałyśmy gniewem, gdy ktoś odmówił naszej prośbie, do tego doszły myśli: „jak on mógł”, „jest nieczuły, obojętny na moje nieszczęście”, „to tak się odwdzięcza po wszystkim, co dla niego zrobiłam” – i złość gotowa.

Zarówno gniew, jak i jego długofalowy skutek – złość, może mieć dwie przyczyny. Pierwszą przyczyną jest przekroczenie przez kogoś naszych granic. Granic tożsamości albo granic w relacji lub związku. Drugą przyczyną złości jest to, że coś nie dzieje się po naszej myśli. Może to być tak zwany słuszny gniew czy słuszna złość, bo inni podejmują działania sprzeczne z naszymi wartościami (na przykład jeden kraj napada na inny, biznesmeni w swoich planach rozwoju firmy nie uwzględniają czynników klimatycznych lub jesteśmy świadkami, jak dorosła osoba bije dziecko na ulicy). Może to być też sytuacja, kiedy chcemy mieć nad kimś lub nad czymś kontrolę, pełną władzę, absolutny wpływ i nam się nie udaje. Czyli złość na kogoś wskazuje, że albo ta osoba przekroczyła nasze granice, albo my przekraczamy jej granice, a ona się opiera. Aby dokonać rozróżnienia, potrzebujemy mieć jasność, czym są granice, co je wyznacza i jakie działania stanowią ich przekraczanie.

Czym innym jest czucie złości, czym innym wyrażanie złości, czym innym ekspresja złości, a jeszcze czym innym działanie pod wpływem złości. To się wielu osobom bardzo miesza i dlatego nie chcą jej odczuwać albo jej się boją. Najczęściej złość jest błędnie utożsamiana z agresją, czyli działaniem przekraczającym czyjeś granice. Z kolei wyrażanie złości rozumiane jest przez wielu jako ekspresja złości.

Odczuwanie złości to świadomość, że takie właśnie uczucie przeżywamy. Nasze ciało jest pobudzone, mamy napięte mięśnie, możemy mieć przyśpieszony oddech czy tętno, zaciśnięte szczęki lub pięści.

Wyrażenie złości to powiedzenie komuś, że czujemy złość, jesteśmy złe. To informacja, nic więcej. Ma ona na celu pogłębienie komunikacji z kimś, podzielenie się nie tylko tym, co myślimy, ale także tym, co czujemy. Nie po to, by wpędzić kogoś w poczucie winy, coś ugrać, wyżyć się na kimś, tylko dlatego że uznałyśmy, że komunikacja w relacji partnerskiej obejmuje również emocje. Mówiąc o swojej złości, przedstawiamy, dlaczego ją odczuwamy, czyli albo w jaki sposób druga osoba przekroczyła nasze granice, albo co jest sprzeczne z naszymi wartościami. Po wyrażeniu złości formułujemy prośbę – jeśli uważamy, że ktoś przekroczył nasze granice nieświadomie, albo informujemy, na co się nie zgadzamy – jeśli mamy pewność, że zrobił to celowo.

Ekspresja złości z kolei to pozwolenie na uwolnienie jej energii poprzez ciało. Możemy krzyczeć (w samotności, wśród ludzi lub na ludzi), soczyście przeklinać (warianty podobne), wymachiwać rękami (opowiadać o jakiejś sytuacji, która wywołała naszą złość, intensywnie gestykulując), walić pięściami czy kopać w poduchy albo w ścianę (lub niestety w ludzi czy inne istoty czujące), tłuc przedmioty, drzeć jakieś papiery, biegać, intensywnie pedałować na rowerze, zaciekle walić rakietą tenisową w materac. Są też tacy (albo bardziej – takie), których ekspresja złości polega na kompulsywnym sprzątaniu. Jeśli nasza złość jest nadmiarowa lub nieadekwatna do sytuacji (na przykład czujemy złość, że pada deszcz, a adekwatny byłby smutek), to ekspresja złości, jeśli zadbamy, aby ani innym, ani sobie nie zrobić krzywdy, może pomóc, przynieść ulgę. Czasem jednak kopanie w poduchy czy krzyk mają odwrotny skutek – jeszcze bardziej w swojej złości się nakręcamy, wtedy należy przestać. Może być i tak, że zamiast ekspresji złości w celu obniżenia jej natężenia i odczucia ulgi, lepiej byłoby zużyć jej energię na jakieś działanie – obronę swoich granic, obronę swoich wartości. 

Działanie pod wpływem złości to nie tylko asertywność lub agresja obronna. To także agresja z chęcią uzyskania dominacji, czyli działania przemocowe. Jeśli w dzieciństwie kobieta doświadczała przemocy wywołanej czyjąś złością, nic dziwnego, że utożsamia złość z agresywnymi zachowaniami i boi się jej – zarówno u innych ludzi, jak i u siebie.

Jednak zarówno złość na kogoś, jak i na siebie, może mieć niezwykle konstruktywne następstwa. Pozwala budować relacje oparte na szczerości, a nie zamiataniu śmieci pod dywan dla świętego spokoju. Złość na siebie, wywołana przekroczeniem postawionych sobie granic, mobilizuje do większej uważności i wzmocnienie zdrowej samodyscypliny. Życzliwa wobec siebie kobieta, kochająca siebie dojrzale, odczuwa na siebie konstruktywną złość. Niestety ten rodzaj złości, który koresponduje z zamiarem dominacji nad ludźmi, ma zawsze domieszkę niechęci, pogardy, poczucia wyższości lub nienawiści. To złość destrukcyjna. Odczuwana przez kobietę z narcystyczną miłością własną niszczy relacje lub utrwala ich hierarchiczność. Kobieta kochająca siebie w sposób zależny doświadcza złości wewnętrznego rodzica, który wiecznie jest z niej niezadowolony. Jej złość na siebie jest tożsama z niechęcią, pogardą, nienawiścią do siebie i generuje poczucie niższości.

Może tak być, że złość na siebie odczuwana przez kobietę kochającą siebie w sposób zależny oraz złość na innych przeżywana przez kobietę-narcyza jest efektem mechanizmu obronnego zwanego przemieszczeniem. Przemieszczenie polega na skierowaniu przeżywanych do kogoś trudnych emocji, najczęściej złości, na kogoś, kto nie stanowi zagrożenia. Kobieta z zależną miłością własną, chcąc zachować idealny wizerunek autorytetu (w dzieciństwie mamy i taty, potem partnera lub przyjaciółki), nie może sobie pozwolić na złość na niego, więc przemieszcza ją na siebie. Nie chce nazwać jego zachowań przemocowymi, dostrzec toksyczności jego zachowań. Za wszelkie trudności, konflikty w relacji, a także za złe samopoczucie osoby, z którą jest w relacji, bierze winę na siebie. Uważa, że coś jest z nią nie tak i jest zła na siebie za to, że do tego dopuściła. Kobieta z narcystyczną miłością własną, pragnąc zachować idealny wizerunek siebie, nie może na siebie odczuwać złości, więc przemieszcza ją na innych. To przez nich jest nieszczęśliwa, to oni zachowują się okropnie, to z nimi jest coś nie tak. Czuje się pokrzywdzona i obwinia innych, że do tego dopuścili.

Kobieta kochająca siebie w sposób dojrzały nie potrzebuje idealizować ani innych, ani siebie – i dlatego pozwala sobie na złość, zarówno na innych, jak i na siebie, pozostając życzliwą dla innych i dla siebie.”

Tekst jest fragmentem książki „Trzy sposoby kochania siebie”, psychoterapeutki Eugenii Herzyk.