Go to content

Parentingowe hejterstwo, czyli „wkurzasz mnie, bo masz spokojne dziecko!”

Moja córka skończyła wczoraj 3-miesiące. Gdy byłam w ciąży nasłuchałam się: „pierwsze 3-miesiące najgorsze”, „nic nie można z tym dzieckiem robić – masakra”, „nudny ten okres i męczący, a dziecko nie zwraca na Ciebie uwagi”, „wytrzymaj te pierwsze miesiące, a potem już z górki…” itd. Jak dla mnie na razie to był jeden z najwspanialszych okresów w moim życiu! Nie przeszkadzały mi zmiany pieluch (nawet jak dziecko narobiło na mnie „pod ciśnieniem” na przewijaku czy jak musiałam piąty raz w ciągu minuty zmieniać pieluchę, bo „dorabiała sobie na raty”), wieczorne usypianie, nocne wstawanie, wiszenie na cycku czy płacz. To wszystko było dla mnie rozkoszne, urocze i cudowne!

Wiele osób teraz na pewno powie: „To dlatego, że masz spokojne dziecko! To Aniołek!”

Możliwe. Ale ten Aniołek też ma swoje wady i tego Aniołka trzeba w tej swojej aniołkowatości utrzymać, a to już zależy w dużej mierze od rodziców.

Oliwka urodziła się strasznym śpiochem i ogólnie tak zostało, chociaż w ciągu dnia drzemki są dość krótkie a sen płytki. Od początku nie budziła się zbyt często w nocy, a teraz praktycznie przesypia już całe, czasami z jednym krótkim karmieniem około 4-5 rano. Potrafi potem spać jeszcze do 8.00. ANIOŁEK. Nasz Aniołek jest z tych mało płaczących, potrafi sama zająć się sobą bawiąc się na macie edukacyjnej czy patrząc na karuzelę przez dobrą godzinę. Potrafi cierpliwie zaczekać aż rozwieszę pranie czy zrobię siku. Uśmiecha się często, śmieje się, łapie grzechotki i nie marudzi jak musimy pojechać do lekarza na badania (chyba, że chodzi o pobranie krwi, to już inna bajka). Czy taki ANIOŁEK ma swoje wady? Owszem ma. Niska płaczliwość wiąże się z tym, że nie zawsze w oczywisty dla otoczenia sposób komunikuje, że coś jej się nie podoba. Gdy nie chce być u kogoś na rękach wcale nie drze się na całe miasto albo nie wyrywa się, tylko spina całe ciało, rączki przyciąga do siebie i patrzy z zaciekawieniem na odbiorce. Czasami automatycznie spogląda w moją stronę błagalnym spojrzeniem. Czasami będąc u kogoś na rękach potrafi się nawet uśmiechać co zwykle jest mylone z tym: „ona chce u mnie być”. Jednak tylko matka widzi swoje dziecko 24h i odróżnia mimikę twarzy i mowę ciała. Gdy moja córka jest spięta, zaciska piąstki, trzyma je blisko albo wychyla głowę w moją stronę – nawet gdy się uśmiecha, nie chce być trzymana przez inne osoby na rękach. Co w tym złego? W sumie nic, poza tym, że ciężko to wytłumaczyć innym i zabrać dziecko w bezpieczne matczyne czy ojcowskie ramiona. ANIOŁKI poza tym, że są samodzielne i potrafią się bawić, to żeby takimi być wymagają dużo uwagi, miłości i współpracy z rodzicami. Tak naprawdę są to potrzeby wszystkich dzieci, bo jeśli ich nie zaspokoimy to nawet ANIOŁKI mogą zmienić się w małe potworki. Aniołki też potrafią godzinami wisieć na cycku, też potrafią być marudne i mieć trudności z usypianiem. Jak każde dziecko.

Żyję w otoczeniu młodych matek. W ciągu ostatniego roku urodziło ze dwadzieścia moich koleżanek, kolejne tyle urodziło jeszcze wcześniej, a ilość ciężarnych, które urodzą w najbliższym czasie ciągle się zwiększa do tego stopnia, że nie ogarniam kto już urodził a kto nie. W związku z tym zwiększa się też liczba rozmów na temat dzieci, wychowania, pielęgnacji. Im więcej piszę o swoim ANIOŁKU tym mniej rozmów prowadzę z innymi matkami 🙂 . Potem dowiaduje się po kątach, że wynika to z tego, że hejtują mnie, bo: „tak się chwali córką, bo ma spokojne dziecko”, „taka zadowolona, bo trafiło jej się złote dziecko”, „gdyby miała takie jak moje to ciekawe czy by też była taka radosna…” itd.

Drogie Mamy! Możliwe, że trafiło mi się Złote Dziecko, ze spokojnym temperamentem i przyjaznym usposobieniem. Ale jaki problem byłby z ANIOŁKA zrobić Potworka? ŻADEN. Utrzymanie spokojnego temperamentu u dziecka jest tak samo trudne, jak zmiana Potworka w Aniołka.

Co my – rodzice, robimy takiego, że nasze dziecko dalej jest takie spokojne?

Utrzymujemy spokój w domu

Oboje z mężem staramy się być przy dziecku spokojni, nie spieszymy się, nie krzyczymy, nie trzaskamy szafkami, nie hałasujemy. Zachowujemy się normalnie, ale nie nadmiernie głośno i chaotycznie. Nie zmieniamy szybko pieluch, zawsze mówimy dziecku co z nim robimy („teraz zmienimy pieluszkę”, „teraz założymy ubranko” itd). Siłą rzeczy to ja spędzam więcej czasu z dzieckiem więc zawsze staram się mówić do niej spokojnym głosem, nie za głośno, uśmiechać się często i mówić DO niej, a nie O niej. Ona jest człowiekiem, częścia naszej rodziny, więc czemu mam pomijać ją w dyskusjach? W ciągu dnia cały dzień potrafię z nią przegadać a ona swoim uśmiechem i guganiem lubi mi odpowiadać 🙂 . Nie włączamy telewizji (maluchy do 2 roku życia nie powinny w ogóle oglądać telewizji a puszczanie jej w tle może powodować, że będą dekoncentrować się na zabawie), nie robimy imprez, nie sprowadzamy tłumów do domu. Goście są od czasu do czasu, w godzinach dziennych (nie wieczornych, kiedy dziecko idzie już spać) i nie na długo. Wieczorami wyciszamy mieszkanie, przygaszamy światła, zachowujemy się ciszej niż w ciągu dnia. Unikamy tego co mogłoby wywołać w niej niepokój i lęk (jak np trzaskanie szafkami, drzwiami czy dźwięki z telewizora). Trzymamy się regularności i przewidywalności, mamy swoje rytuały (np. zawsze po obudzeniu się rano jest zmiana pieluchy, potem jedzenie, potem masaż, potem przebieranie w strój dzienny i zabawa). Tworzymy otoczenie w którym będzie czuła się bezpiecznie i dobrze.

Poświęcamy jej dużo czasu

Wiadomo, że przy takim maluchu głównym zajęciem jest karmienie, przewijanie, usypianie i uspokajanie, ale my staramy się poświęcać jej każdy możliwy czas, często kosztem własnym zajęć. Ona jest najważniejsza. Jak już pisałam dużo z nią rozmawiamy, ma czas na samodzielną zabawę, ale gdy widzimy, że potrzebuje nas w tej zabawie to bawimy się razem, dużo nosimy na rękach, przytulamy, stajemy przed lustrem, żeby mogła sobie popatrzeć i pouśmiechać do tej dziewczynki w odbiciu 🙂 , włączamy melodyjki, czytamy książki i bardzo często mówimy jak bardzo ją kochamy. I robimy to od pierwszych dni jej życia (no może wtedy jeszcze bez tych zabawek ;)).

Czytamy jej komunikaty, rozumiemy płacz i mowę ciała

Dużo uczymy się na temat mowy ciała niemowląt, rodzajów płaczu (bardzo pomogła nam książka Tracy Hogg „Język niemowląt” – mimo, że z wieloma metodami się nie zgadzam, to kwestie mowy ciała i rozumienia płaczu bardzo nam pomogły oraz samo podejście, żeby do dziecka podchodzić z szacunkiem, mówić co się z nim robi, słuchać, patrzeć w oczy, nie zostawiać do wypłakiwania się, ale też nie uciszać na siłę. Gdy Oliwka płacze najpierw skupiamy się na tym, żeby zrozumieć o co jej chodzi. Nie wtykamy jej od razu cycka za każdym razem jak płacze (ani smoka – ona nie wie co to smoczek!), bo czasami płacze z nudów, z nadmiaru bodźców, ze zmęczenia. Nie koniecznie płacze, bo jest głodna albo ma brudną pieluchę. Nie uciszamy jej na siłe, nie zatykamy ust. Ona płaczem komunikuje! Widzimy to. I albo odcinamy wszystkie bodźce, które ją denerwują albo zmieniamy otoczenie, bo to ją już znudziło, albo zmieniamy formę zabawy itd. I to działa. Częściej widzimy na jej twarzy uśmiech niż łzy 🙂

Pocieszamy i uspokajamy 

Wkurza mnie gdy słyszę: „nie noś jej tyle na rękach, bo się przyzwyczai”. Widziałam dzisiaj fajny obrazek w internecie w którym jedna mama mówi drugiej „nie noś jej tyle na rękach, bo się przyzwyczai”, a druga odpowiada „nosiłam ją 9 miesięcy i się nie odzwyczaiła”. Jeśli dziecko płacze, to znaczy, że ma jakąś potrzebę niezaspokojoną. Jeśli jest to potrzeba bliskości to nosimy na rękach. Jeśli ma skok rozwojowy, jeśli się czegoś boi, jeśli jest zmęczona, marudna – nosimy na rękach. Jesteśmy rodzicami i zaspokajamy jej potrzeby, a ona odwdzięcza się spokojną zabawą, snem i uśmiechem. I raz chce częściej na ręce a raz wkurza się gdy ją bierzemy, bo karuzela jest fajniejsza niż rodzice ;).

Śpimy razem

Tak. Śpimy razem. I w nosie mamy opinie typu: „przyzwyczai się i nie będzie chciała spać sama”. Też się tego bałam, ale rozmawiałam z mnóstwem rodziców, którzy śpią lub spali ze swoimi dziećmi i ci rodzice, którzy są świadomi, czytają potrzeby swojego dziecka, okazują dużo miłości, spokoju i czasu i każde z tych rodziców mówi, że nie było problemy żeby dziecko poszło spać samo. Musi po prostu być na to gotowe i rodzic musi ten moment znaleźć. Musi też dziecko odpowiednio wcześniej do tego przygotowywać, bo żadne dziecko oderwane z rodzicielskiego łóżka z dnia na dzień nie będzie spało spokojnie. To tak jak z karmieniem piersią. Oderwiesz dziecko z dnia na dzień od cycka – będzie dramat. Trzeba to robić stopniowo i ze spokojem. Ja wierzę, że nam się uda. Znam też rodziców, którym się nie udało. Spali z rodzicami i skończyło się porażką i płaczem. Byli to rodzice, którzy nie poświęcali dziecku wystarczająco dużo czasu i uwagi. Spanie z dzieckiem to było dla nich jedynie wygodne rozwiązanie przy karmieniu piersią, a nie zaspokajali dziecku potrzeby bliskości i bezpieczeństwa, dlatego dziecko nie czuło się na tyle dobrze, żeby spać samo i potrzebowało rodzica obok siebie, bo to był jedyny moment gdy czuło bliskość z rodzicami. Paradoksalnie rodzicom, którym się to udało, to w większości są osoby, które z wykształcenia są psychologami, pedagogami czy jest to w zakresie ich zainteresowań. Co też jest dla mnie argumentem, że mają dużą wiedzę w tym temacie i wiedzą jak to dobrze zrobić. Gdy Oliwka miała 5-tygodni sama rozmawiałam z psychologiem co robić, żeby zaspokoić jej wszystkie potrzeby. Byłam zielona w tym temacie. Polecam każdego kontakt z psychologiem, który zna się na dzieciach.

Kangurujemy
Tracy Hogg pisała, że to też złe rozwiązanie. My kangurujemy. Oliwka śpi nam na brzuchu, nosimy, przytulamy. Nie jest od tego uzależniona, ale gdy ma gorsze dni to tylko tam potrafi usnąć w ciągu dnia. Dajemy jej taką możliwość. Za to nie lubi chusty ani tuli. Niestety. Gdyby lubiła, nosilibyśmy ją cały czas.

Zapewniamy bezpieczeństwo i dajemy poczucie bliskości
Podstawa. Obserwujemy jej reakcje. Gdy jesteśmy w nowym miejscu, z nowymi osobami nie odstępujemy jej na krok. Pokazujemy, że jesteśmy blisko i nie musi się niczego obawiać. Po prostu jesteśmy przy niej. I musi to wiedzieć.

Filtrujemy złote rady ciotki-klotki
Każde dziecko jest inne i na każdego działa co innego. Na nasze działa to. Dzięki temu utrzymujemy jej spokojny temperament. Może w przyszłości się to rozjedzie i już tak nie będzie. Na pewno popełnimy błędy. Otrzymywaliśmy dużo dziwacznych rad o których nie chce mi się nawet pisać. Niektóre były przydatne inne przepuszczaliśmy przez filtr. Od początku słyszałam „daj jej smoczka”, „wisi ci na cycku”. Odruch ssania zanika ok 4 miesiąca. Mija trzeci i smoczka nie widziała na oczy. I nie, nie wisiała mi ciągle na cycku. Były gorsze dni gdy tego potrzebowała, przeważnie wieczorami, ale teraz domaga się cycka gdy jest głodna i przy skokach rozwojowych, co jest normalne. Trzeba to przeczekać i potem jest ok. Widzę jak matki na siłe dziecku wciskają smoka mimo, że dziecko wypluwa, albo po prostu nie ma potrzeby go ssać. Jeśli Oliwka jest niespokojna, tulimy ją na rękach, słuchamy jej potrzeb i je zaspokajamy. Smoczek nie potrzebny.Drogie Mamy, nie hejtujcie nas dlatego, że nasze dziecko nie płacze w sklepie czy usypia bez problemu. My też ciężko pracujemy, żeby to osiągnąć! Tak jak i Wy! A może Wasze dzieci płaczą, bo trzeba bardziej posłuchać co komunikują? Może atakuje je zbyt duża ilość bodźców? Może potrzebują ciszy i spokoju? Może nie chcą tylu gości? Może chcą tylko mamy i taty? Może się nudzą, albo są zbyt zmęczone? A może po prostu wymagają więcej uwagi? Może są zbyt wrażliwe i styl życia rodziców warto trochę dopasować pod nie? Zwolnić tempo i się rozluźnić? Dzieci wyczuwają nasze negatywne emocje.

Nie jestem doświadczoną matką. Jestem matką od 3 miesięcy, na pewno się mylę, na pewno popełniam błędy, na pewno popełnie ich jeszcze wielę, ale umiem słuchać i obserwować. Widzę co działa i co się sprawdza u innych rodziców. Wielu rodziców jest dla mnie autorytetem i biorę z nich przykład. Są to bardzo świadomi rodzice i mam nadzieję, że coraz więcej takich będzie. Zachęcam do słuchania swoich dzieci i obserwowania ich. Znajdźmy też dla nich odpowiednią ilość czasu, tyle ile potrzebują. A przede wszystkim je bardzo kochajmy i doceniajmy 🙂