Go to content

Do utraty sił

Czasami rozsypuje się na kawałki. Puzzle, które nie pasują do codziennej układanki. Wtedy jeszcze bardziej uświadamia sobie, jak wiele znaczą dla niej najbliżsi. Jak bardzo kocha życie.

Wtedy też ma do siebie ogromny żal, że za mało słuchała, za mało się skupiała na potrzebach innych… Przecież dla siebie zawsze można znaleźć czas, nawet w nocy, jak wszyscy śpią… Na co dzień zapominała, że życie bywa nieprzewidywalne…

Co jakiś czas w jej życiu pojawia się ktoś, coś, jakaś sytuacja… Wczoraj uświadomił jej to film. Do utraty sił.  „O dżizas! znów jakiś męski o bokserze” pomyślała, nie czytając wcześniej jakichkolwiek recenzji. Minęło bodajże pół godziny, kiedy pierwsze łzy pojawiły się w jej oczach i tak już zostało…. Film psychologiczny pod każdym względem. Nie jakiś tam pusty zbiór ograniczony.
Nasycony przepełniony psychologia do granic możliwości. Jego granica zmierza do nieskończoności uczuć, które są zazwyczaj głęboko ukryte i rzadko (za rzadko) widzą światło dzienne.

Odbierała go przede wszystkim pod kątem własnego małego świata…
Z jednej strony niecierpi, nienawidzi takich filmów a z drugiej tak wiele jej uświadamiają… Codzienność przytłacza tak wiele… I tak często patrzymy na czyjeś emocje egoistycznie… A dziecku, ale nie tylko dziecku trzeba pozwolić przeżyć… Złość, nienawiść, smutek, żal, gniew, żeby zrozumiało, co czuje… Żeby chciało być blisko, rozmawiać, dzielić się. Nie można narzucać swoich wizji świata. Nie możemy mówić, co się czuć powinno, bo wtedy tylko i wyłącznie sprawiamy, że wątpi w swoje emocje… Czuje inaczej niż rodzic mu mówi i się gubi w tym świecie, w którym przeciwności są na porządku dziennym.

Miała wrażenie, że sama na co dzień buduje świat, w którym brakuje przestrzeni. Przestrzeni na spontaniczność, samodzielność. Wszystko musi być poukładane, idealne… według jej widzenia świata. A nawet w matematyce wiadomo ideały nie istnieją. Więc, po co to wszystko? Dziś jest jutro nie ma… Ona nie chce być niszczycielem marzeń… Chciałaby, żeby przy niej kwitły… I obiecuje sobie, że małymi kroczkami do tego dojdzie…
Bo wie, że lepiej biec do przedszkola niż jechać autem… Wtedy więcej radości, uśmiechu, i frajdy!
I przypomniała sobie, jak w drodze powrotnej mijała chłopczyka z babcią. Uderzył ją jego wyraz twarzy – identyczny jak jego babci. Chłodny, smutny, wykrzywiony. Dzieci będą takie, jaki świat my im pokazujemy.
Film uświadomił jej nieskończenie wiele… Wiele z tego nie potrafi nazwać…a może nie chce, bo mogłoby się wydawać zbyt banalne.

Rano pozbierała się z kawałeczków w całość, żeby zrobić rodzinne śniadanie… I spojrzała na swoją rodzinę z innej perspektywy. Z miłością, której wymiar znów uległ przekształceniu.