Go to content

Każdy ma swój niewysłany list. „Nauczyliście mnie, że furczeniem i wrzaskami można osiągnąć więcej”

„Mam dosyć słuchania, że muszę kochać swoje niedoskonałe ciało. Dajmy sobie prawo do rozpaczy"
Fot. Unsplash / Jairo Alzate / CC0 Public Domain

Droga Mamo!

Biłam się bardzo mocno z myślami o to, czy w ogóle napisać do Ciebie, bo – wbrew pozorom – komunikowanie czegokolwiek Tobie wcale nie jest łatwym zadaniem, niezależnie od formy zawsze towarzyszył mi duży stres. Mimo, że łączą nas więzy krwi i znamy się od kołyski, rozmowa nigdy nam się nie kleiła. Stąd też pomysł napisania listu, towarzyszył mi on już od lat i wracał jak bumerang, o różnych porach roku, z różną siłą. Teraz jest właśnie taki moment, kiedy te myśli dokuczają mi na tyle mocno, że nie dają spokoju i powodują wielki ból. Może dlatego, że zbliża się Boże Narodzenie i wspomnienia wracają ze zdwojoną siłą? A może dlatego, że docierają do mnie strzępy informacji na temat tego, co się dzieje między Tobą a Ojcem, i nie są to pozytywne wiadomości? Nieraz wahałam się, czy nie przyjechać do rodzinnego domu, by porozmawiać z Tobą twarzą w twarz, ale obawiałam się kolejnych oskarżeń i ataków, które na pewno popsułyby mój plan tego, co chciałabym Tobie powiedzieć. Nie gniewaj się więc o to, że wyrażam moje odczucia w takiej formie, ale jest mi dużo łatwiej przelać to na papier listowy, o czym na pewno bardzo dobrze wiesz, bo w pisaniu „zawsze byłam dobra”.

W tym momencie mam ponad trzydzieści lat, ale nadal nie potrafię bez strachu spojrzeć w przeszłość, więc staram się tego nie robić zbyt często. Czasami jednak muszę się z tym zmierzyć, mimo że nie jest to przyjemne doznanie. Najczęściej czynię to w kontekście rozmów z innymi osobami, by przestrzec je, aby nie fundowali swoim najbliższym takiej patologii, jakiej – niestety – doświadczałam na co dzień dzięki Tobie i Ojcu. Nie oskarżam żadnego Was o to, że zawiedliście na całej linii tworząc rodzinę i niszcząc ją jednocześnie, od samego początku jej trwania. Cieszę się jednak, o czym Tobie już kiedyś mówiłam, że dzięki tej patologii szybciej się usamodzielniłam i zaczęłam żyć.  Z tego faktu też jesteś (bądź byłaś) bardzo dumna, skoro „wyszłam na ludzi” dzięki Tobie.  Owszem, przyczyniłaś się do tego bardzo mocno i na tyle skutecznie, że nie mam ochoty ani przebywać w Twoim towarzystwie, ani nawet z Tobą rozmawiać przez telefon. Po wielkiej awanturze, którą zafundowałaś ojcu i braciom po mojej obecności na Wigilii kilka lat temu doszłam do wniosku, że próba kontaktu z Tobą, nawet sporadyczna, jak przy okazji składanie Tobie życzeń np. urodzinowych, byłoby wielką hipokryzją i postanowiłam tego więcej nie robić. Mimo, że prosił mnie o to kiedyś Ojciec lub robią to do tej pory moi bracia. Możesz sobie dopisać do listy sukcesów fakt, że Twój mąż od wielu lat posłusznie nie utrzymuje kontaktów ze znienawidzoną przez Ciebie córką. Wbrew Twoim przypuszczeniom, Ojciec nie rozmawia ze mną, ani ja z nim, więc możesz spać spokojnie i przestać inwigilować wszystkie bilingi telefoniczne. Nic w nich nie znajdziesz.

Wiem, że masz duży żal o to, że nie składam Tobie życzeń urodzinowych/imieninowych/na dzień matki/święta i temu podobne okazje. Lata temu rysowałam Tobie słodkie laurki, rwałam kwiatki na łące, deklamowałam urocze wierszyki, itp. po to, żeby sprawić Tobie przyjemność w tych wyjątkowych dniach. Dbałam o to, żebyś była wtedy radośniejsza i bardziej uśmiechnięta. Mniej zła niż na co dzień. I to się nawet udawało, miło było widzieć wówczas tę odrobinę radości w Twoich oczach, tę łzę wzruszenia, tę miękkość w głosie: bo, choć pojawiała się na krótko, to dawała nadzieję, że tak będzie zawsze. Niestety, sielanka nie trwała długo… Ten krótkotrwały epizod, który rozpalał małą iskrę pod domowym ogniem, ginął bardzo szybko pod naporem szarej rzeczywistości, z jej codziennymi problemami. Tego, że pewne sytuacje nas wtedy przerastały, i trudno było o taki entuzjazm, jak w trakcie świętowania dzień wcześniej. Jasne, bo przecież w końcu takie jest życie. Dorosłość to problemy. Dzieci to problemy. I byłaś wówczas znowu zła na nas wszystkich, warcząca, opryskliwa, nieuprzejma. I to bolało… Bo być może nie spełniałam Twoich oczekiwań, jakiekolwiek by one nie były, ale błędy, które wówczas popełniałam, nie były  adekwatne do tych kar, które swoim postępowaniem wymierzałaś we mnie, co – niestety – robisz nadal, i choć nie jestem z Tobą na co dzień, to boli mnie  to tak samo, jakby doświadczała tego bezpośrednio.

Boli mnie, jak wypominasz moje błędy młodości w obecności ojca czy moich braci, jakby oni mieli jakoś wpłynąć na przeszłość, której przecież już i tak nie da się zmienić! Błędy, które miały miejsce kilkanaście lub kilkadziesiąt lat temu, a nie mają przełożenia na to, jaką osobą jestem teraz. Nadal na pewno nie wierzysz w to, że się bardzo zmieniłam i nie masz już do czynienia ze zbuntowaną nastolatką, z którą „użerałaś się”, kiedy mieszkałam pod Twoim dachem. Na szczęście, dla mnie i dla innych, byłoby to tylko Twoje przekonanie… Nie rozumiem, dlaczego z taką zaciętością pielęgnujesz te – Twoim zdaniem – złe wspomnienia o mnie, a nie potrafisz przejść nad nimi do porządku dziennego? Bo to już historia, nawet jeśli boli: zamierzchła, pokryta kurzem, do której się powinno wracać tylko w kontekście wyciągniętych wniosków. A takim przykrym i bolesnym wypominaniem robisz właśnie krzywdę. Może byłoby inaczej, gdybym jako nastolatka uciekała ciągle z domu, kradła, ćpała, puszczała się na prawo i lewo, przynosiła wstyd Tobie i Ojcu na każdym kroku. Ja – wzorowa uczennica. Od obcych ludzi słyszę do dzisiaj komplementy, że jestem „ładnie wychowana”. Czy na pewno myślimy i mówimy o tej samej osobie – Twojej jedynej i pierworodnej córce?

To, że pyskowałam, musisz to przyznać, Mamo, wynikało z faktu w jaki sposób Ty i Ojciec komunikowaliście się ze sobą, a prawda jest taka, że od wielu lat nie rozmawiacie, tylko warczycie na siebie. Nawet jeśli Ojciec mówi do Ciebie czasem per „Rybko” i czule trzyma Ciebie za rękę przy wieczornym oglądaniu telewizji, między Wami nie ma ciepła, życzliwości ani troski o to, by tej drugiej stronie było jak najlepiej. Nauczyliście mnie, że furczeniem i wrzaskami można osiągnąć więcej. Być może były sytuacje, kiedy się „rozmawiało” zamiast warczeć, nie wykluczam tego. Wiem jednak, że były to zdarzenia sporadyczne, ale nie dowód na to, w jaki sposób odnosiliście się do siebie i do nas na co dzień. To były wyjątki potwierdzające regułę. Wiem, że to brzmi jak zarzut i może Ciebie zaboleć, i na pewno teraz w myślach przeklinasz raz po raz, i pojawiają się w Twojej głowie teksty: „A Ty co? Kim Ty jesteś? Jak będziesz miała swoje dzieci, to będziesz mi mówić jak mam żyć”, i temu podobne. Słyszałam to tyle razy od Ciebie, więc i ten kolejny różnicy mi nie zrobi. Zgadza się, niewiele wiem o życiu i na pewno niejedno mnie w nim zaskoczy. Nic nie wiem o małżeństwie, o byciu razem ani o wychowaniu dzieci. Bo skąd? Od zawsze jestem singlem, którego „pies z kulawą nogą nie będzie chciał”. Ale wiesz co? Nie żałuję tego, że ominęły mnie fajerwerki życia małżeńskiego, które Ty i Tata fundujecie sobie od przeszło trzydziestu kilku lat, nie zważając na to, że świadkami tych nieuprzejmych i patologicznych zdarzeń są osoby, które oboje świadomie powołaliście do życia: WASZE DZIECI!  Daliście nam, niestety, kiepski przykład na to, jak być razem. Wybacz, ale nie trzeba podręczników psychologii do tego, żeby ocenić, kiedy się cierpi w relacji z drugim człowiekiem, a kiedy radość sprawia fakt, kiedy przy jajecznicy na śniadanie rozmawia się o pogodzie. I boli mnie to, że dorośli ludzie, którzy niejedno wspólnie przeżyli, tak destrukcyjnie działają na siebie i tkwią razem w wątłym związku, w jakim lada moment znowu pojawi się kryzys i ta „sielanka” zawali się pod lawiną pretensji, krzyków i ataków. Jeśli na tym polega bycie razem, Mamo, to ja – wybacz – wolę pozostać starą panną.

Boli mnie to, że na Twoje agresywne zachowania typu rzucanie laptopem, pilotem od telewizora, rozwalanie drzwi albo bolesne i wulgarne obelgi, nie ma żadnego sposobu. To, w jaki sposób postępujesz, jest złe. Za przemoc w domu idzie się do więzienia, o czym doskonale wiesz. I, niestety, do dziś pamiętam, jak dostałam od Ciebie potężne lanie za to, że ośmieliłam się powiedzieć, że nie masz prawa nas bić. Bo nie miałaś prawa nas tknąć! To, co nam zafundowałaś, było niepotrzebne i złe! Jak można karać swoje dziecko, lejąc je bez opamiętania? Jak można podnosić rękę na kogoś, kto jest mniejszy i słabszy psychicznie i fizycznie od Ciebie? JAKIM PRAWEM? Nie jesteśmy ani nigdy nie byliśmy Twoją własnością. Dziecko nie jest przedmiotem. Boli mnie fakt, że zamiast miłości i ciepła, dałaś nam na start dużo strachu, bólu i niepotrzebnego cierpienia. Co z tego, że mam teraz twarde plecy, skoro nie otrzymałam w życiu ciepła od osoby, która powinna być najbliższa i najważniejsza?

Najbardziej w tym wszystkim boli świadomość tego, że to, o czym pisałam do tej pory, wcale nie stanowi o Tobie do końca, bo w końcu jesteś kobietą, w której zalegają tony ciepłych uczuć, pozytywnych emocji i radości, którą w łatwy sposób można sprzedać innym. Bo się potrafisz wzruszać (widziałam nie raz) i pięknie pisać o uczuciach (czytałam nie raz). Nie umiesz ich tylko okazać i tym właśnie tłumaczę Twoje wszystkie wybryki. Bo, wyobraź sobie, że cały czas, jednak i mimo wszystko, Ciebie tłumaczę. I mimo mojego głośno mówienia o tym, że nie wierzę już w Twoją metamorfozę, to w głębi serca mam nadzieję, że stanie się coś, co wstrząśnie Tobą mocno, a na niebie pojawi się słońce.

Może się tak stać i wiem nawet, w jaki sposób.

I to będzie moje – do tej pory niewypowiedziane – życzenie z okazji wszystkich przeszłych i przyszłych rocznic urodzinowych, Twoich imienin, Świąt Wielkanocnych i Bożego Narodzenia, Nowego Roku i tych uroczystości, w czasie trwania których ośmieliłam się zignorować całkowicie Twoją osobę. Zrobię to być może pierwszy, tak naprawdę szczery, ale i ostatni raz:

Życzę Tobie, Mamo, żebyś w końcu zrozumiała, że masz problem alkoholowy, który zdominował Twoje życie i spowodował, że najbliżsi odwrócili się od Ciebie.

Życzę Ci, Mamo, cywilnej odwagi do tego, byś stanęła przed lustrem i powiedziała sobie: „tak, jestem alkoholiczką, nie chcę tak dalej żyć, nie chcę zostać sama, będę walczyć, bo brakuje mi mojej rodziny.”

Życzę Ci, Mamo, żebyś zapisała się na terapię odwykową i uwolniła się od źródła tego, jaką osobą się stałaś.

Życzę Ci, żebyś potem potrafiła z dystansem spojrzeć w przeszłość i z wielką ufnością w dobre jutro.

I Żebyś cieszyła się życzliwą codziennością.

Bo, w swojej wielkiej naiwności, nadal wierzę, że autorem tych wszystkich zachowań, którymi zabiłaś moje dzieciństwo i dorastanie, była wódka, a nie Ty.

Twoja Córka


Każdy z nas ma swój „niewysłany list”

Czasem zapisany tylko w sercu. Czekający w szufladzie niezałatwionych spraw. Na wysłanie niektórych jest już za późno, na inne brak odwagi, brak aktualnego adresu…  A może wszystko byłoby inne, gdyby się tylko od nich uwolnić?

Piszcie do nas, anonimowo jeśli chcecie. Wyślijcie wreszcie swoje listy i poczujcie ulgę. Wybrane listy nagrodzimy bonami zakupowymi o wartości 200 zł do Limango.

Listy wysyłajcie na adres kontakt@ohme.pl – w temacie wiadomości wpisując „Niewysłany list”

Wszystkie „Niewysłane listy” możecie przeczytać tutaj.

Sponsorem nagród jest LIMANGO