Go to content

Uzależnienie od słodyczy? Jak sobie z nim radzić podpowiada Mikołaj Choroszyński

Fot. iStock/wundervisuals

Chęć na śledzika czy pączka? Nie ma sprawniejszego mechanizmu niż nasz własny organizm. Zauważcie, że w trakcie ciąży potrafi podpowiadać kobiecie, czego potrzebuje w danym momencie. Rozbitek Steven Callahan w trakcie 76-dniowego dryfowania po oceanie po wyczerpaniu się zapasów żywności żywił się wyłącznie złowionymi surowymi rybami. Dosyć szybko jego smaki przestawiły się tak, że najbardziej smakowite były dla niego elementy takie jak oczy, wątroba czy ości ‒ bogate w witaminy i składniki mineralne.

Okazuje się więc, że potrafimy rozróżniać znacznie więcej niż podstawowe smaki.

Żywność, jaką zjadamy, dostarcza w pierwszej kolejności energii, tak abyśmy mogli sprawnie funkcjonować. Od jej dostępności szczególnie zależny jest mózg, który, ważąc około 2 proc. masy ciała, zużywa 20 proc. energii! Dostępność tejże jest kluczowa dla przetrwania, ale czy to wszystko? Możemy wyróżnić szereg innych substancji niezbędnych, aby organizm sprawnie funkcjonował. Żeby to lepiej zrozumieć, podzielmy je na trzy poziomy w zależności od funkcji:

  1. Energia ‒  dostarczamy ją poprzez żywność, która następnie jest przekształcana głównie w glukozę; zasila ona wszystkie tkanki i organy.
  2. Składniki budulcowe jak białka i tłuszcze ‒  to z nich zbudowane są zasilane energią z żywności tkanki i organy.
  3. Składniki odżywcze, takie jak witaminy, minerały, błonnik, a także związki biologicznie aktywne ‒  nie dostarczają nam ani energii, ani budulca, lecz zarządzają wszystkimi zachodzącymi w organizmie reakcjami.

Jedząc drożdżówkę z białej mąki, dostarczamy głównie energii, czyli podstawowego elementu. Brak pozostałych, których pozbyliśmy się w 70 proc., 80 proc. czy nawet 100 proc. Jednak organizm nadal ich potrzebuje. Aby pokryć zapotrzebowanie na minerały i witaminy, będzie podpowiadał, by zjeść więcej ciasta, pomimo że zapotrzebowanie na energię zostało już w całości pokryte. Spójrzmy teraz na odwrotną na sytuację. Jemy posiłek z kaszy gryczanej, która nie została pozbawiona cennych właściwości i doskonale odżywia organizm. Kaszy zjemy tyle, ile dyktują nam potrzeby fizjologiczne organizmu. Szczególnie jeżeli będzie ona bez dodatków typu sól, sosy, tłuszcz.

Jakiś czas temu wraz ze studentami analizowaliśmy dzienniczek żywieniowy pewnej starszej pacjentki. W ciągu dnia pojawiły się w nim białe pieczywo, biały ryż, biszkopty, kisiel, banany, czyli produkty dostarczające dużych ilości kalorii, lecz niewiele poza tym. W efekcie analiza jej żywienia wykazała znaczne braki praktycznie wszystkich witamin i minerałów. Czy odżywiając się tak, można być zdrowym? Chyba zgodzicie się ze mną, że może to być trudne. Potrzeby kaloryczne pacjentki nie były zbyt wielkie, więc aby odpowiednio ją odżywić, należy dokonywać wyborów mądrze. Tym bardziej że wraz z postępującym wiekiem słabną sygnały płynące z organizmu, więc trudniej jest zinterpretować np. pragnienie. Właściwe dokonywanie wyborów zabezpiecza nas i pozwala sprawnie funkcjonować przez całe życie. Bo z pewnością to, czego nikt z nas by nie chciał, to dożyć emerytury tylko po to, aby chorować!

Każda decyzja, jaką podejmujemy, prowadzi nas w stronę zdrowia, bezpieczeństwa i szczęścia lub w przeciwnym kierunku. Dlatego przy dokonywaniu wyborów warto pamiętać, że jedząc słodycze czy żywność przetworzoną, pozbawiamy się możliwości zjedzenia czegoś dużo bardziej wartościowego.

Jakie sygnały mogą być błędnie interpretowane jako głód? 

Czasami zdarza się tak, że organizm chce nam coś przekazać, a my źle interpretujemy płynące z niego sygnały. Świetnym przykładem jest badanie Donalda Duttona i Artura Arona z 1974 roku, podczas którego naukowcy prosili uczestników, aby przeszli po niebezpiecznym wiszącym moście. Następnie ochotnicy rozmawiali z młodą kobietą, ankieterką, która na koniec zostawiała swój numer telefonu i zaznaczała, że można się z nią skontaktować, jeżeli będą dodatkowe pytania. Okazało się, że częściej dzwonili mężczyźni, którzy przeszli po najbardziej niebezpiecznym 140-metrowym wiszącym moście. Zbadano im puls i temperaturę zaraz po przejściu. Okazało się, że interpretowali pobudzenie związane z przeprawą jako pobudzenie seksualne i byli skłonni częściej dzwonić do ankieterki, która wydała im się bardziej atrakcyjna.

W innym badaniu otyłym mężczyznom wmówiono, że są pobudzeni (na podstawie podniesionego tętna). Połowie z nich wytłumaczono, co jest powodem pobudzenia. Druga połowa nie dostała wyjaśnień. Grupa bez wyjaśnień zjadła w efekcie średnio cztery razy więcej orzeszków, do których był dostęp podczas badania. Pokazuje to, że możemy poszukiwać sposobów, aby zniwelować niezidentyfikowane napięcie. Niestety częściej sięgniemy po coś do jedzenia lub picia niż po techniki relaksacyjne.

Z niezdrowymi nawykami łączą nas również pewne mosty. Jak widzicie, zdarza się, że sięgając po nieplanowaną przekąskę, nieprawidłowo interpretujemy sygnały płynące z naszego ciała. W swojej pracy dosyć często spotykam się z myleniem uczucia pragnienia z głodem. Organizm dopomina się o szklankę wody, a w zamian dostaje np. ciasteczko. Zresztą często wypicie 1-2 szklanek wody skutecznie tłumi pojawiającą się nagle chęć sięgnięcia po słodycz. Jeżeli nawet jej nie stłumi całkowicie, to przynajmniej jest w stanie odroczyć ją w czasie, a my wtedy zyskujemy cenne minuty, aby zaplanować jakieś inne rozwiązanie. Przykłady takich rozwiązań podam w ostatnim rozdziale.

Regularnie powtarzającym się problemem jest również nieprawidłowa interpretacja takich sygnałów jak zmęczenie czy brak snu. Co nauczyliśmy się robić w odpowiedzi na uczucie zmęczenia? Chyba zgodzicie się ze mną, że gdyby każdy wysypiał się tyle, ile potrzebuje, to spożycie kawy i środków pobudzających nie byłoby tak popularne?

Mechanizm ten może wyglądać następująco. Nie wysypiasz się tyle, ile potrzebujesz. Organizm odczuwa zmęczenie jako stres, więc sięgasz po coś na ząb, by złagodzić nieprzyjemne objawy. W wielu badaniach potwierdza się, że nawet godzina snu mniej wiąże się z większą ochotą na słodycze i jedzenie komfortowe oraz większą ilością spożywanych kalorii. Różnice były spore, średnio sięgały 385 kcal dziennie!

Ponadto wiele osób konsumuje dodatkowe kalorie całkowicie podświadomie, przeważnie w postaci smakowitych dodatków lub przekąsek. Czasami w ciągu dnia skuszą się na jakąś słodycz w przelocie lub wieczorem chapną coś w kuchni na stojąco. Co ciekawe, zapytani później nawet tego nie pamiętają.

Tak więc przykładowy dzień po krótszej nocy może wyglądać tak: rano nie mamy energii, aby wstać, przesuwamy moment wyjścia z łóżka do ostatniej chwili. W ciągu dnia jeszcze wszystko jest OK, można ratować się kawą, herbatą czy energetykiem. Pamiętajcie, że herbata również jest mocnym stymulantem. Często w ciągu dnia stymulanty działają tak skutecznie, że nie odczuwamy efektów niedospania. Problem zaczyna się wieczorem. Po całym dniu w pracy czy szkole wracamy do domu i całkowicie puszczają wszystkie hamulce. Nie ma już wystarczająco siły na trzymanie mentalnej gardy, a nie ma jej, bo noc była zarwana… Wracamy więc do domu i wieczorem zaczyna się uaktywniać syndrom szperacza-podjadacza.

Błędne interpretowanie sygnałów płynących z naszego organizmu i nieumiejętność prawidłowego nazywania emocji ma też swoją fachową nazwę ‒  aleksytymia. Można ją porównać do daltonizmu. W jednym zaburzeniu nie rozpoznaje się kolorów, nie można więc dokładnie opisać tego, co się widzi. W drugim ‒  nie można trafnie opisać tego, co się czuje, więc trudno znaleźć prawidłowe sposoby na poprawę samopoczucia. Dlatego też (jak w przytoczonym badaniu) pobudzenie może być interpretowane jako pożądanie.

Dobrze, ale czy nazywanie emocji będzie miało przełożenie na mniejsze spożycie żywności przetworzonej? Tak, i to olbrzymie.

W wielu badaniach potwierdza się, że dzieci z nadwagą i otyłością doświadczają aleksytymii. Często dzieje się tak, ponieważ rodzice automatycznie na każdy sygnał dyskomfortu swojej pociechy proponują rozwiązanie w postaci czegoś do zjedzenia.

Też nie zawsze potrafiłem dobrze interpretować emocje płynące z mojego wnętrza. Przez wiele lat wręcz je w różny sposób tłumiłem, co skutkowało rozwojem zaburzeń odżywiania. Dopiero kiedy skupiłem się na słowniku uczuć i potrzeb, zacząłem uczyć się nowego języka. Języka rozmowy z samym sobą. Wtedy też zrozumiałem, że aby pomóc innym, powinienem najpierw zadbać o najważniejszą osobę w swoim życiu ‒  o siebie. Stąd też warto co jakiś czas zajrzeć do listy uczuć i potrzeb, aby nazwać te, które są w nas żywe. Z nauką języków już tak jest, że nieużywane słowa szybko ulatują z pamięci.

Fragment pochodzi z książki Mikołaja Choroszyńskiego „Uzależnienie od słodyczy – skuteczne narzędzia do zmiany nawyków”.

Mikołaj Choroszyński – jest magistrem żywienia i dietetyki (Lubelski Uniwersytet Przyrodniczy) oraz absolwentem studiów podyplomowych na kierunku psychodietetyka (Uniwersytet SWPS), obecnie w trakcie doktoryzacji z nauk medycznych (tytuł „Metabolism and the effect of animal derived oxysterols in the diet on the development of
Alzheimer’s disease” pod kierunkiem prof. dr hab. n. med. Marii Barcikowskiej-Kotowicz), w ramach której prowadzi badania we współpracy z czołowymi naukowcami oraz praktykami dziedziny. Jest wykładowcą akademickim na Wyższej Szkolenie Inżynierii i Zdrowia w Warszawie i Warszawskiej Uczelni Medycznej im. Tadeusza Koźluka oraz właścicielem poradni dietetycznej Bdieta współpracującej z placówką medyczną z POLMED S.A. Specjalizuje się w dietetyce klinicznej, współpracując z osobami z wielochorobowością dietozależną.