Go to content

Przestań kisić się w związku. Kompromis, to nie zawsze najlepsze rozwiązanie

Przestań kisić się w związku. Kompromis, to nie zawsze najlepsze rozwiązanie
Fot. iStock / JenAphotographer

Czy powtarzana nam od wieków mantra o kompromisie, rzeczywiście jest najlepszym rozwiązaniem dla naszego związku? Czy naprawdę nie możemy znaleźć sposobu, byśmy oboje wyszli z konfliktu zadowoleni, bez poczucia straty?

Całkiem niedawno miałam okazje rozmawiać z moim przyjacielem, który nie był w stanie dojść do porozumienia z własną żoną. Klasyczna sytuacja z serii tych, kto tym razem powinien ustąpić. W znacznym uproszczeniu chodziło, jak zwykle, o plany na weekend. Ona od dłuższego czasu planowała odwiedzić rodziców, a on w ostatnim momencie dostaje jedyną w swoim rodzaju propozycję dwudniowego wypadu za granicę z kumplami. Dobrze znam mojego przyjaciela i wiem, że wyjazdy z kolegami zdarzają mu się raczej rzadko. A po tym, co ostatnio spotkało go w życiu przydałby mu się taki reset.

Wracając jednak do sytuacji z żoną, wspólnie doszli do wniosku, że najsprawiedliwiej byłoby, gdy jeden dzień spędził u teściów, a drugi z kolegami. Rozwiązanie idealne! A jednak niekoniecznie… Za raz po powrocie przyszedł się wyżalić, że nie dość, że z kumplami nie mógł się wybawić do końca wybawić (bo jak, skoro nazajutrz czekał go niedzielny obiad z rodzicami). To jeszcze na drugi dzień musiał grzecznie wysłuchiwać zgryźliwych uwag, jaki to z niego imprezowicz, że młodzieńczych balang mu się zachciało.

– Przestańcie się kisić! – powiedziałam w końcu. – Co? Ale że co kisić? – spytał kompletnie zbity z tropu. – Siebie. Przestańcie się kisić w swoim związku. Widzisz przecież, że kompromis zupełnie u was nie działa. Wywołało to olbrzymią burzę między nami. Bo jak to? Przecież związek jest „sztuką kompromisu”! Bez kompromisu nie ma relacji! Człowiek jest egoistą, samolubem! Nie liczy się z uczuciami innych. I tak dalej…

Z góry chcę uspokoić wszystkich tych, którzy już doszli do wniosku, że ten sposób wyjścia z sytuacji spisałam totalnie na straty. Spokojnie. Nic z tych rzeczy. Owszem kompromis jest potrzebny. Ale tylko tam, gdzie mamy do czynienia z konfliktem na tyle głębokim, że nie jest możliwa współpraca. Albo wtedy, gdy trzeba na szybko pogodzić, kłócące się o wybór muzyki, dzieciaki w aucie. Wtedy nie ma dyskusji. Przyda się też w sytuacji, gdy zwracasz się po podwyżkę do szefa. Elastyczność to piękna cecha. Tylko, że nie zawsze musisz ustępować. Czasami wręcz trzeba umieć zawalczyć o siebie.

Mam jednak wrażenie, że wpajana nam od dziecka, wiara w zbawienny wpływ kompromisu na jakość naszych relacji to tylko złudne nadzieje. Bo czego byśmy o nim nie powiedzieli, każdy kompromis jest na swój sposób zgniły. Każdy niesie ze sobą wyrzeczenia i dla obojga stron wiąże się z pewną „stratą”. Z samej swojej definicji jest to w końcu „porozumienie osiągnięte w wyniku wzajemnych ustępstw”.

Zgadzając się na wzajemne ustępstwa, żadne z partnerów nie otrzymuje wystarczająco dużo przestrzeni, na realizacje własnych celów. Żadne z nich nie może też być do końca szczęśliwe, oddać się temu, co sprawia mu radość. Bo dobro tej drugiej osoby, zawsze będzie stało mu na przeszkodzie. Małżeństwo, które przez wiele lat zgadza się na codzienne kompromisy i ciągle z czegoś rezygnuje. Zaraz po odchowaniu dzieci najprawdopodobniej dopadnie poważny kryzys. Bo jedno z małżonków będzie miało dość ciągłego odpuszczania, a drugie z bólem wykrzyczy „ja dla ciebie tyle poświeciłam, a ty mnie teraz zostawiasz”.

Jak zatem moglibyśmy dojść do porozumienia, nie zgadzając się na wzajemne ustępstwa?

Współpraca

Po pierwsze i najważniejsze, ważna jest chęć współpracy. Jeśli tylko jednej osobie będzie zależało na znalezieniu takiego rozwiązania, które usatysfakcjonowałoby obie strony, to nic z tego nie będzie. Jak to mówią „do tanga trzeba dwojga”.

Odrzucenie presji czasu

Ustalcie, czy decyzja o rozstrzygnięciu sporu musi zostać podjęta już teraz. Większość konfliktów kończy się kompromisem, głównie dlatego, że nie ma czasu do przedyskutowania wszystkich możliwych opcji. Co często skutkuje jedynie wybraniem mniejszego zła. Zamiast tego można by tę rozmowę odłożyć na później, tak by każdy miał czas na znalezienie przynajmniej kilku rozwiązań. By ostatecznie wybrać takie, które pokochacie oboje.

Win-win

Czyli przeniesienie strategii stosowanej w biznesie do waszego związku. Win-win, to inaczej takie zakończenie negocjacji, dzięki któremu obie strony dostają więcej, niż się spodziewały uzyskać. W przypadku mojego przyjaciela mogłaby to być np. wspólna wycieczka w góry całą rodziną (wraz z teściami oczywiście), o ile wszyscy lubią takie wycieczki. Pewnie będzie się to wiązało z większym nakładem pieniędzy, ale może nie to akurat jest w tym momencie najważniejsze.

Kreatywność

Jedno to oczywiście chęć znalezienia trzeciego wyjścia z sytuacji, a drugie to oczywiście znalezienie go. Możecie przy tym wykorzystać też inne techniki znane wam z pracy, jak na przykład burzę mózgów. Każdy na przemian rzuca swoje pomysły, aż w końcu z ich połączenia uda wam się wydobyć lepszą, nową jakość. Ważne jednak, by pamiętać tu o podstawowej zasadzie tej metody, czyli absolutny zakaz krytykowania pomysłów drugiej osoby. Dopiero po jej zakończeniu odrzućcie te, które są na przykład mniej realne.

Rozmawianie o swoich potrzebach

Czyli najważniejszy ze wszystkich punktów. I to wcale nie dlatego, że te nasze są najważniejsze i egoistycznie chcemy, by to one przede wszystkim zostały zaspokojone. Ale po to, by je sobie wzajemnie uświadomić. Kiedy nauczymy się je właściwie określać (co wcale nie jest takie proste), będzie nam łatwiej zrozumieć drugą osobę. O co mu tak naprawdę chodzi? Dlaczego tak się upiera przy swoim? Może się bowiem wtedy okazać, że koniec końców konflikt został zażegnany. Że można i mieć ciastko i zjeść ciastko, jeśli tylko bardzo się chce.