Go to content

O czym marzy Matka Polka, której czasami ryczeć się chce, bo ile razy można w kółko to samo robić?

Fot. iStock / elenaleonova

Marzycie czasem o magicznej mocy? Nucicie pod nosem słynną piosenkę z „Krainy Lodu” myśląc, jakby to było pięknie mieć moc, która jednym mrugnięciem, jednym machnięciem czarodziejskiej różdżki ułatwi nam życie, choćby jednego dnia w tygodniu. Chociaż w sumie, to zgodziłabym się nawet na raz w miesiącu, byleby tylko dostać taką spuściznę po wróżce. A pal sześć – nawet po wiedźmie.

O czym marzy Matka Polka, której czasami ryczeć się chce, bo ile razy można w kółko to samo robić?

Po pierwsze – czysta podłoga

Marzę, żeby choć przez jeden dzień podłoga umyta nie była uwalona po 15 minutach z powrotem. Bo jedno się wróci po czapkę, drugie po zeszyt z matmy, pies wpadnie z zabłoconego podwórka, a największy niby tylko boczkiem przemknie po kluczyk od auta. Ja pierdzielę. Nic nie mam do podłogi, nie dbam jakoś przesadnie, ale raz, jeden dzień – żeby nie gonić nikogo z mopem, nie patrzeć z obrzydzeniem zastanawiając się – czy już, czy może za chwilę warto ją przetrzeć. Wycierasz i bach… „Oj mama, sok mi się wylał”. Aaaaaa mocy przybywaj!!!!

Po drugie – samo robiący się obiad

No dobra, nie będę aż tak wymagająca. Mogę nawet sama ugotować – ale żeby tak jadłospis całotygodniowy otrzymać, zakupy na to wszystko co zrobić trzeba. To by mi wystarczyło. Żeby nie wymyślać – a temu zupę, tamtemu mięso, a kolejnemu naleśniki. Błagam!Nie, nie chcę choć przez jeden dzień słyszeć: „Mamo, a co dziś zjemy?”.

Po trzecie – jednorazowe naczynia

Dlaczego nie można by używać jednorazowych naczyń w domu? Że też nikt takiego wynalazku jeszcze nie wymyślił i nie opatentował. Byłabym pierwsza chętna do wypróbowania, mogłabym wziąć nawet udział w badaniach. Obiad zjedzony, naczynia w koszu. O wiem, a jeszcze lepiej gdyby były jadalne. Ale dobra, nie ma co wybiegać marzeniami aż tak daleko… Tylko pomyślcie, jakby to życie ułatwiło, prawda?

Po czwarte – eliksir cierpliwości

Taki schowany gdzieś głęboko w szafce kuchennej, co by można było łyknąć, kiedy po raz sto dwudziesty trzecie słyszysz tego samego dnia: „Mamoooo a on mi zabrał/kopnął/powiedział/” – dowolne wybierz. Bo ileż można powtarzać jak katarynka spokojnie: „wyjaśnijcie to między sobą/rozmawiajcie/rozumiem”, kiedy masz ochotę w końcu wrzasnąć: „jeden do łazienki, drugi do kuchni i tak siedzicie resztę dnia!”. A wystarczyłaby jedna kropelka, żeby zamienić nas w oazę spokoju, która każdą burzę przetrwa.

Po piąte – święty spokój

Oj tak, chciałabym mieć taką czarodziejską różdżkę, za której dotknięciem moje dzieci o godzinie 20:00 zasypiają rozkosznie, a ja mam cały wolny wieczór na czytanie, oglądanie, broń Boże sprzątanie. Cisza, kiedy nie słyszę pięć razy dobranoc i wołania, czy może się jednak rozmyśliłam i mogą jednak bajkę jeszcze obejrzeć. Ta cisza byłaby najcenniejsza. Czasami wstaję o piątej rano, żeby się nią nacieszyć, wypić kawę, kiedy nikt nie skacze nad głową i nie chce niczego od samego rana. Kiedy nie ma kłótni o mleko, o płatki, o kanapkę, na której więcej lub mniej sałaty.

I tak wiele rzeczy odpuściłam, nad wieloma przestałam się kompletnie spinać. Ale kiedy biegasz w kieracie bez chwili wytchnienia, czasami nachodzą cię takie marzenia…