Go to content

„Nie nadajesz się! Nie powinnaś mieć więcej dzieci”. Jak musisz żyć, by nazywano cię dobrą matką

iStock/Nomadsoul1

Znajoma rozwodzi się z mężem. Mają dwie córki. Jedna lat jedenaście, druga dziewięć. Rozwód w przyjaźni (na tyle, na ile to w ogóle możliwe), mąż wyprowadził się kilka domów dalej. Razem z nim jedna z córek (ta młodsza).

– Ale jak się na to zgodziłaś?! – na jednym ze spotkań zaatakowały ją koleżanki. – Przecież ona ma dopiero dziewięć lat. – Ale ja ją codziennie widzę! Dlaczego mam jej zabronić?! Tak wybrała. Cisza. W końcu odezwały się odważniejsze: „Bo jesteś matką?”. „Bo to matka powinna zajmować się dziećmi?”. „Bo jak to córka z ojcem?”. „Nie będziesz żałować?”. „Bo dziewczynki powinny wychowywać się razem”.

Znajoma odpierała ataki coraz bardziej zdenerwowana: „Ależ wychowują się razem, codziennie widują, chodzą do tej samej szkoły. Po prostu gdzie indziej śpią”.

Inna koleżanka opieką nad synem dzieli się pół na pół. Syn też już ma 9 lat, więc opieka naprzemienna nie budzi takich kontrowersji wśród ludzi jak na początku. Ale gdy ona i jej były partner o tym decydowali – syn miał dwa lata. „Co za egoistka” – mówiono o matce. „Skąd taka decyzja? Dziwne…”. Tymczasem dla koleżanki to był kompromis, zgoda na to, że nie jest lepszym rodzicem, który ma większe prawa tylko rodzicem, który ma takie same prawa jak drugi rodzic. Równouprawnienie, tak? Ale cóż, w Polsce do opiekowania się dziećmi jest tylko matka. Ojciec to tylko dodatek. Dzięki niemu tworzy się rodzinę kompletną. Ojciec ma swoje obowiązki, ale nie istnieje bez kobiety.

Widać to doskonale u lekarza (pediatrzy, pielęgniarki głównie instruują matki), na plaży (głównie bawią się mamy) i na imprezach rodzinno– świątecznych. Dziećmi zajmują się  matki, a jeśli się nie zajmują, bo na przykład siedzą sobie na kanapie z drinkiem (herbatą, kawą, kieliszkiem wina) i rozmawiają z teściową i innym gośćmi, to zaraz zaczynają się komentarze. Łagodne: „Boże, jakiego masz wspaniałego męża, on się tak zajmuje dziećmi” (bo te dzieci nie są przecież jego, tylko wyłącznie tego lenia na kanapie co woli drinka (herbatę, kawę, kieliszek wina) od układania puzzli. „Ty to jesteś farciara, że możesz sobie posiedzieć” (no tak, bo dziesięć minut siedzenia w życiu matki to luksus).

Ta presja społeczna (wychowanie też) sprawia, że każda matka jest bardzo wdzięczna (WDZIĘCZNA) ojcu dziecka, gdy jest dobry, ba nawet poprawny. Że zostanie z dzieckiem na weekend („Dziękuję, kochany, wreszcie mogłam się wyspać”), że da jej wolną niedzielę, czy sobotę, że pozwoli wyjść z koleżankami. Na tym się ostatnio złapała moja przyjaciółka, która wyjechała i zostawiła dzieci z eks. „Milion razy mu dziękowałam, bo to nie był jego weekend. A kurczę, czy on mi dziękuje, gdy to ja idę mu na rękę?! Nie, to oczywiste. Jestem przecież matką”.

A ja się pytam WTF? Gdzie jest napisane, że dobra matka to matka na 100 proc. I zawsze.

Dlaczego oni (mężczyźni) mogą:

– dużo pracować (wtedy zarabiają na rodzinę), a my już nie (bo słyszymy: pracoholiczka, a dzieci same).

– mieć romanse ( ech, kryzys wieku średniego i ta żona nie taka) i nas porzucać, układać sobie życie i wiele osób życzy im szczęścia, ale gdy zrobi to kobieta bez wyraźnego powodu (przemoc na przykład), to wszyscy patrzą na nią, jakby była kompletną wariatką?

– spać do południa w weekend (gdy ona śpi– to znak, że jest leniwa)

– nie wiedzieć, gdzie leży pielucha, zabawka, ręcznik (biedna matka, która tego nie wie)

– przeżywać depresję, gdy ona musi ogarniać rzeczywistość (matka z depresją to matka wyrodna. Ciekawe skąd ona ma czas na depresję?! No skąd).

Najgorsze jest to, że to często nie mężczyźni wtłaczają się w taką rolę. My to robimy. Oceniając swoje córki, synowe, siostry, przyjaciółki, koleżanki, znajome. Mając jedną wizję macierzyństwa, która to wizja wygląda tak: grzeczna, idealna matka wstanie rano, ogarnie dzieci, porozwozi, uda się do pracy bądź do sprzątania, wróci, odbierze dzieci, ogarnie, ugotuje, upiecze, odrobi lekcje. Oczywiście, czasem się wkurzy, czasem ucieknie, ale wszystko w granicach normy. Nie zaszyje się w łóżku, nie zrobi niczego szalonego. Bo jest odpowiedzialna. A facet? No cóż, facet, taki słabszy gatunek.

I to się dzieje w XXI wieku, gdzie krzyczymy o równouprawnieniu.

Jakiś czas temu moja znajoma powiedziała, że ja NIGDY nie powinnam mieć drugiego dziecka, bo nie jestem matką typową. Powiedziała to głośno, na imprezie u znajomych, wśród tłumu ludzi, również obcych, którzy nie znają historii mojego życia. Zatkało mnie.

Co to znaczy być matką nietypową?

– to znaczy przeżywać w swoim macierzyństwie prawdziwe kryzysy i nie bać się o tym mówić?

– to znaczy dzielić się z mężem opieką pół na pół? (obowiązkami, gdy jest się razem, a czasem nawet uznać, że partner jest w czymś lepszy?)

– to znaczy nie gadać tylko o dziecku przy bezdzietnych znajomych?

– to znaczy wciąż mieć swoje życie?

– to znaczy nie codziennie gotować obiady z trzech dań?

– to znaczy pozwolić córce zamieszkać z ojcem?

Kto tworzy te zasady? Matki, które boją się tego, jakimi same są matkami? Kobiety, które lubią, które czerpią siłę z tego, że są w czymś może lepsze od innych? Pytam, bo nie wiem.

Ja muszę się borykać tylko z tym, że ktoś mi powie, że siedzę na kanapie, a mój mąż tyra (co jest gówno nie prawdą, bo są dni, że ja też tyram).

Kobiety, które mają opiekę naprzemienną– ze zdziwieniem i ostracyzmem. Ale co mają powiedzieć te, które mężów porzucają?

Sorry, to, że przestałaś być matką nie znaczy, że przestałaś być kobietą.

To, że jesteś matką, nie znaczy, że ktoś inny nie jest ojcem i nie ma takich samych obowiązków.

To, że jesteś matką nie jest równoznaczne (niestety) z tym, że jesteś lepszym rodzicem. Nie znaczy, że dziecko jest twoją własnością.

I naprawdę nie znaczy też, że nie masz prawa odpoczywać, nawalać i być po prostu zwyczajnym człowiekiem.

A dla młodszych kobiet mała rada: zanim wybierzesz mężczyznę na ojca swojego dziecka, zastanów się dobrze, czy on ci pozwoli na bycie sobą. I czy będzie (współ)odpowiedzialny za rodzinę. Będzie cię wpychał w stereotypową rolę, czy będzie się razem z tobą śmiać z tego, co prawdziwa matka powinna. Jeśli czujesz, że to tylko ty będziesz wstawać po nocach, gotować i brać na siebie wszystko – uciekaj gdzie pieprz rośnie.