Go to content

Moja uroda to przekleństwo! Przyciągam facetów, którzy widzą we mnie… tylko trofeum

uroda to moje przekleństwo
fot. Alexandru Zdrobau/Unsplash

Od zawsze czułam się piękna. Zaczęło się od tego, że mój tata widział we mnie księżniczkę. Pamiętam jego zakochany wzrok i to jak mówił, że jestem śliczna. Dlatego taka się właśnie czułam. Wszyscy się mną zachwycali, wielokrotnie słyszałam, że jestem najładniejszą dziewczyną w klasie. Przeglądam dziś zdjęcia z tamtego czasu i faktycznie błyszczałam. Miałam ciemne gęste włosy do pasa, lekko skośne oczy, zaokrąglone policzki. Istna Królewna Śnieżka! Od podstawówki czułam na sobie wzrok chłopców. Wiedziałam też, że ich pociągam. Kiedy miałam 15 lat, byłam już świadoma tego, że właściwie mogę rozkochać w sobie każdego z nich. Jeśli myślicie, że sprawiało mi to jakąś wybitną przyjemność, to nie. Raczej mnie to wszystko krępowało.

Krępowały mnie świdrujące spojrzenia

Może dlatego, że jako pierwsza w klasie dojrzałam – miałam bujne piersi i wyglądałam jak kobieta. Jednak to były takie czasy, kiedy nie dbało się o to, by dziewczynka w odpowiednim wieku dostała stanik. Kiedy więc ćwiczyłam na lekcjach wuefu, to chłopcy umawiali się i stali na mecie. Czekali na mnie, kiedy biegłam na 60 m. Widziałam wtedy ich podniecone spojrzenia. Śmiali się ze mnie i mieli czerwone od wypieków policzki. To było okropne. Wtedy zaczęłam się chować, wkładałam na siebie gigantyczne swetry, garbiłam się, nie nosiłam ani sukienek, ani spódnic. Robiłam wszystko, żeby ukryć swoją kobiecość. Nie byłam chyba na nią gotowa, tak szybko wybuchła.

Nigdy się nie malowałam

Nie podkreślałam swojej urody może dlatego, że chciałam, by chłopcy w końcu dali mi święty spokój? A może dlatego, że rodzice nie mieli kasy i pieniędzy na wspaniałe ubrania? Co ciekawe, moja mama nie była kobietą, która lubiła eksponować swoją urodę. Czasem tylko pociągała paznokcie beżowym lakierem i spała w niewygodnych drucianych wałkach na głowie, by mieć tego koszmarnego barana z włosów. O ile dobrze pamiętam, ona też nie nosiła ładnych ubrań. Dużo pracowała i chyba nie miała czasu ani ochoty, by dbać o siebie i uczyć tego mnie. Jej związek z moim ojcem nie należał do udanych. Wydaje mi się, że oni się po prostu nie kochali i dlatego mama tak bardzo się zaniedbywała.

Kiedy zdałam do liceum, zaczęłam się spotykać z mężczyznami. Lgnęli do mnie, pomimo że miałam ciuchy hipisa. Moja uroda ich po prostu olśniewała. Jednak byli już mniej nachalni. Mogłam więc wybierać. Niestety wybierałam tych najpiękniejszych, najbardziej fascynujących i tajemniczych. Najczęściej bardzo źle trafiałam – na narcyzów, facetów, którzy nie potrafili okazywać emocji. Najwięcej jednak było takich, którzy wcale nie nie kochali. Zdobywali mnie tylko po to, by obnosić się przed kolegami, że mają przy sobie taką piękną dziewczynę. Byłam jak ich trofeum, a czułam się jak jakiś puchar przechodni. To było dla mnie jak przekleństwo!

Ci faceci zdradzali mnie i robili różne świństwa

Tak było też na studiach i kiedy poszłam do pracy. Zależało im, bym wyglądała super, kiedy wychodziliśmy razem na kolację albo do znajomych. Wiadomo, wtedy mogli się mną pochwalić. A ja grzecznie się malowałam, zakładałam obcasy i krótką sukienkę. Kiedy wkraczali ze mną na salony, przez chwilę czułam się coś warta. Adorowana, kochana, podziwiana, potrzeba. Jednak w tych związkach nie doświadczyłam ani trochę bliskości. Seks był gorący, ale nigdy nie namiętny. Dostawałam drogie prezenty, ale nigdy takie, jakich ja pragnęłam. Były markowe torebki, ale nigdy moja ulubiona książka. Rozmowy dotyczyły planów, pieniędzy, powieżchownych spraw. Intuicyjnie czułam, że można mieć coś więcej – przyjaźń, współczucie, bliskość, czułość…

Tylko że ja nigdy nie przyciągałam zwykłych facetów

Takich, co za fasadą pięknej dziewczyny, dostrzegliby jej serce. Wiele mówiło mi, że się mnie boją albo że czują, że nie są z mojej ligi. Kompletnie nie wiem, co mogę z tym wszystkim zrobić. Mam znów zacząć nosić swetry worki, nie malować się, by dostrzegli mnie normalni faceci? A może nie w tym tkwi mój problem? Może jest gdzieś zupełnie indziej ? I ja go po prostu nie potrafię rozkminić! Jak wydobyć się z tego zaklętego kręgu? Jak nie bać się miłości? Jak znaleźć kogoś, kto dostrzeże mnie taką, jaka naprawdę jestem i pokocha mnie tak… po prostu?

Paulina