Go to content

Mamo, pierwszy raz w życiu piszę do ciebie prawdziwy list. Ale dopiero teraz, kiedy wyjechałam, czuję, że jestem „kimś”

Fot. istock/KatarzynaBialasiewicz

Mamo,

Jest już późno. Pierwszy raz w życiu piszę do ciebie prawdziwy list. Nie kartkę z obozu dla geniuszy, na który mnie wysłałaś, nie życzenia na urodziny, których oczekiwałaś. List to coś osobistego, próba rozmowy. Po trzydziestu latach należy nam się chyba w końcu prawdziwa rozmowa. Zwłaszcza, że mamy tylko siebie.

To ty zdecydowałaś, że tata nie był obecny w moim życiu.  On się specjalnie nie garnął do wpłacania jakichkolwiek kwot na moje utrzymanie, a tobie to było na rękę – byłam tylko twoja. Z perspektywy czasu wiem, że chciałaś mi zapewnić spokój, dobre warunki do nauki i dzieciństwo, w którym nic by mi nie brakowało. Nie tęskniłam za ojcem. Widywałam go od czasu o czasu i nie zawsze chętnie. Kiedy stałam się nastolatką, nudził mnie po prostu. „Tamtej” – jak to mówiłaś – rodziny też nie lubiłam, rodzice ojca nigdy zresztą specjalnie się nie starali żeby utrzymać ze mną kontakt, choć byłam ich jedyną wnuczką.

Odkąd pamiętam, wszystko było dla mnie. Zagraniczne wyjazdy, żebym jak najszybciej „chłonęła” języki obce, inwestycje, które robiłaś, kursy i korepetycje, które mi opłacałaś. Chciałaś, żebym miała dobrze, najlepiej.

Podziwiałam cię, kiedy byłam mała. Chciałam być taka jak ty. Odważna, zaradna, piękna, niezależna. Osiągnęłaś bardzo wiele. Mamy moich koleżanek, przynajmniej te, które znałam, raczej nie pracowały zawodowo. Były w domu, kiedy ich córki wracały do domu. Ty byłaś inna, byłaś „ważna”. Podziwiałam cię.

A jednak dorastałam w cieniu twojego blasku. Ty – otwarta, głośna, ja – zamknięta w sobie i nieśmiała, wiecznie spięta. W dzieciństwie nie miałam przyjaciół. Myślę, że dla rówieśników musiałam być dziwadłem. Skończyłam podstawówkę, potem gimnazjum w poczuciu osamotnienia, „odstawania”. Co z tego, że miałam swój świat, kiedy ten prawdziwy, który mnie otaczał przez większość czasu przyglądał mi się drwiąco?

Wolny czas spędzałyśmy razem. Wspólne narty, góry, jakieś wyjazdy do SPA. W wakacje posyłałaś mnie na obozy edukacyjne, najlepsze, najdroższe. No i obowiązkowo, dwa tygodnie spędzałyśmy za granicą. To miała być moja przyszłość. Zagraniczne studia, praca, życie. Tam, nie tu. Miałam wykorzystać wszystkie możliwości, jakie dzięki tobie otrzymałam. Taki był plan. Co mogło pójść nie tak? Przecież wszystko miałam „podane na tacy”. Nic, tylko brać. A ja nawet to schrzaniłam.

Kryzys nastąpił w liceum. Szkoła, którą mi wybrałaś to był prawdziwy koszmar. To chyba wtedy, znienawidziłam cię najbardziej. Nie radziłam sobie. Nie dlatego, że byłam głupia, niezdolna. Ale dlatego, że przestałam w siebie wierzyć, byłam zagubiona i nie miałam pojęcia, co chce robić dalej, kim chcę być, jakie studia skończyć. A presja była ogromna, oczekiwania również. I ogrom materiału do opanowania, każdego roku. Załamałam się psychicznie. Nie dałam rady.

Jak to możliwe, że ja, twoja córka, tak bardzo się od ciebie różniłam? Ty w moim wieku miałaś już plan na życie, konkretny, sprecyzowany punkt po punkcie. Realizowałaś go skutecznie. Skończyłaś najlepsze liceum, najlepszą uczelnię. Byłaś „kimś”. Ja wciąż miałam poczucie, że jestem nikim. Nienawidziłam cię, nie mogłam na ciebie patrzeć. Obwiniałam cię, za każde szkolne niepowodzenie. Za brak przyjaciół. Za to, jakim śmieciem się czułam. Odwróciłam się od ciebie. Choć nigdy szczerze nie potrafiłam z tobą rozmawiać o moich uczuciach, wtedy potrafiłam wykrzyczeć ci w twarz całą tę rozpacz i nienawiść.

Nie rozumiałaś. Cierpiałaś, bo wydawało ci się, że zrobiłaś dla mnie wszystko, co mogłaś, wszystko, co umiałaś. Że dałaś mi najlepszy możliwy start. A ja cię odrzuciłam.

Mamo, minęło dziesięć lat, odkąd się wyprowadziłam. Po maturze (do tej pory nie wiem jak ją zdałam, byłam w fatalnym stanie psychicznym) spakowałam się w jedną walizkę i wyjechałam. Wcale nie za granicę, ale do innego miasta, na studia. To nie był Harvard lecz zwykła polska uczelnia. To tam odzyskałam wiarę w siebie. Po dwóch latach ciężkiej pracy przyszło stypendium i wyjazd do Hiszpanii. Coś, na co zapracowałam samodzielnie. To tam skończyłam jeden fakultet, potem studia podyplomowe. I zostałam na uczelni.

Powoli realizuję swój plan. Nie osiągnęłam tyle co ty, a  jednak osiągnęłam najwięcej – zrozumiałam, że nie jestem tobą, że nigdy tobą nie będę. Może jestem bardziej podobna do taty? Nie wiem, nie znam go. Dopiero, bardzo ostrożnie poznaję siebie. Pracuję naukowo, nie odnoszę spektakularnych sukcesów. Kolekcjonuje te drobne, mniej widoczne, które powoli prowadzą mnie ścieżką tam, gdzie moje miejsce. Powoli zaczynam czuć, że jestem tam, gdzie powinnam. I rozumieć, jak musiało ci być ciężko, kiedy odeszłam. Byłaś samotną matką, nigdy nie związałaś się z nikim po moim ojcu, ze względu na mnie. Twoją jedyną przyjemnością były wyjazdy ze mną w góry. Poświęciłaś się całkowicie pracy i budowaniu mojej przyszłości. Nie umiałam tego docenić. Ale ty również popełniłaś błędy. Zakładałaś, że jestem taka jak ty, że pragnę tego samego. Że zacisnę zęby i będę realizowała ten sam schemat. A ja ci się „zepsułam”…

Mamo, chciałabym przyjechać do domu, przytulić cię. Mam coraz więcej odwagi, w końcu przyjadę, obiecuję. Taki jest plan. Najważniejszy. Kocham Cię.